Mam czteroletniego synka. Jak to malec, domaga sie co wieczór bajki przed snem. Jestem polonistą (niestety, nie pracuję w zawodzie), kiedyś parałem się trochę zawodowo pisaniem, więc oczywiście mam ambicję, aby samemu mu takie bajki czy wierszyki układać.
Bardzo lubię zabawę z językiem, różnego rodzaju kalamburki, onomatopeje i takie tam różne.
Fascynują mnie niektóre słowa. Od dawna intrygują mnie na przykład „wielbłąd” i „nietoperz”. Postanowiłem spreparować z nich jakieś kalambury. Oj, niełatwe to zadanie. Z nietoperzem jakoś sie jesżcże uporałem, kalambur z wielbłądem niestety nie nadaje się do wierszyka dla małego dziecka.... .
Nigdy nie zapisałem tych wierszyków, po raz pierwszy pojawią się one teraz na papierze.
Przepraszam, nie na papierze, bo laptop nie jest z papieru, ale, powiedzmy, w formie pisanej...
Oto pierwszy:
Na skraju lasu, u stóp góry,
spotkał się jeż i dwa kangury.
I pyta kangur:
-Co żeś za zwierz?
Słyszałem, że się zowiesz jeż.
Powiedz nam co jesz i co wiesz,
A czego nie wiesz, powiedz nam też.
A na to jeż głosem ponurym:
-Bardzo ciekawskie z was kangury.
Co wiem, czego nie i co jadam,
o to sie pytać nie wypada.
Ale wam powiem: myszki jem
i buraczkowy lubię dżem,
jak trafię laciem parę ciem
to krem z tych ciem z cielęciem jem.
a potem fajkę sobie ćmię,
i spię i śnię że śmiem wcześnie
z Grześkiem wrześniem kraść czereśnie.
Czasem wykopię skądś dżdżownicę,
ale stonogi się nie chwycę.
I czasem jabłko ząbkiem skrobnę,
ale nie duże, tylko drobne.
A co wiem? Wiem, że ciebie, jako malucha,
nosiła mama w torbie u brzucha.
A nie wiem i spytać nie zawadzi,
dokąd to droga dziś prowadzi?
-W lewo idziemy, szukać stada,
Popaść się, bo nie jedlim dziś obiada.
Jeż na to:
-Inna moja rada.
Idźcie na prawo, do doliny,
pełno tam słodkiej koniczyny.
A w lewo, wiesz, zielsko i perz.
Mówił mi o tym nietoperz.
Kangury na to:
-mądryś zwierz.
Dobra twa rada, dary bierz.
Dały mu jabłka dwa dorodne,
Krągłe, czerwone, lecz nie drobne.
I poszły prędko ku dolinie
popaść się w się w słodkiej koniczynie.
Koniczyna to? Nie, to perz!
Oszukał jeża nietoperz!
Bardzo niedobry z niego zwierz.
Cóż przyjdzie robić, trudna sprawa,
Może na lewo jest choć trawa...
A jeż obejrzał dary kangurze,
i westchnął głośno:
-nie jem, za duże...
Żeby się rymowało porządnie, trzeba niekiedy inaczej postawić akcent, na końcu wyrazu.
Państwową Komisję Wyborczą łaskawie upraszam o niekaranie mnie grzywną w wysokości miliona złotych za te sugestie „na lewo” czy „na prawo”, bo to jest naprawdę wierszyk dla dzieci, a nie agitacja polityczna w ciszy wyborczej.:)
Poza tym, niestety, nie mam miliona zlotych...
No to drugi wierszyk.
Szedł sobie słoń do żony
I spotkał wielbłąda.
I pyta obrażony
-co mi się tak przyglądasz?
- Bo dziwne z ciebie zwierzę,
uszy masz wielkie jak dywan,
trąbę że aż śmiech bierze,
z przodu zębiska krzywe...
- A może ty jesteś ładny?
Taka włochata pokraka?
Na plecach masz garb szkaradny,
a sierść też byle jaka.
Rozzłościł sie na to wielbłądzik,
bo miał się za bardzo ładnego.
- Spór nasz niech inny rozsądzi.
Chodź, poszukajmy sędziego.
Przy źródle, gdzie sporo paszy,
żyrafa, więc do niej w te pędy.
- Hej, zostań sędzią naszym
i przestań obgryzać te pędy!
I wyjaśnili jej sprawę.
-Pomogła bym wam, ale-
rzekła łykając trawę,
-obaj jesteście brzydale.
To ja jestem najpiękniejsza,
spójrzcie na moją szyję,
jak ona mnie upiększa,
z taką szyją
to się wie
że się żyje.
Słoń do wielbłąda:
- Kolego, żyrafa nam nie pomoże,
trza nam innego sędziego,
niechaj pomyślę, a może...
Lwy! A spotkamy w głuszy je,
tam lwica liże lwu szyje,
potem mu futro uszyje,
z gnu, którego on uszy je.
Zabrali w darze kości wór,
i odnaleźli lwa w głuszy.
- Lwie, pomóż nam rozsądzić spór.
I przestań obgryzać te uszy!
Lew spojrzał na nich groźnie i
Potrząsnął grzywą,
Pokazał kły.
-Ja nie pozwalam nikomu na żarty,
Wy macie szczęście, że jestem nażarty,
bo inaczej, bo inaczej
pożarłbym i was, smarkacze!
- Kto z nas ładniejszy, pytamy się,
o, królu zwierząt, mądry lwie!
- Wielbłąd! - zaryczał głośno lew,
aż pospadały banany z drzew.
Zapłakał słoń, łzy lecą mu,
Smutny, bo przegrał kłótnię,
lew znów obgryza swoje gnu,
a wielbłąd śmieje się okrutnie.
Lecz nagle słoń
tak rzecze doń:
- Nie rżyj jak koń,
bo walnę w skroń,
dobrą mam broń,
lepszą niż dłoń.
to moja trąba.
Cicho, bo bomba!
Lew żarłok jest i aż się trzęsie,
gdy myśli o wielbłądzim mięsie.
Słoni nie jada, lwisko wstrętne,
Słoninę jada z wielbłąda chętnie!
I dlatego,
mój kolego,
choć szkaradny,
to dla niego,
lwa głupiego,
jesteś ładny.
Myślę, że przyszła pora,
poszukać innego jurora.
W lesie, w korzeniach baobaba,
mieszka mrówkojad i jego baba.
kolega jest to mój ze szkoły,
zwierz mądry, grzeczny i wesoły.
I sprawiedliwy niesłychanie.
On nam odpowie na pytanie.
Poszli więc tam, gdzie baobaby,
Mrówkojad był, nie było baby.
- Witaj, kolego ukochany,
Pilną do ciebie sprawę mamy!
- Później was przyjmę, teraz śniadam.
Wieczorem waszą sprawę zbadam!
Wieczorem? Nie, nie mamy czasu,
by znowu iść do tego lasu.
Nie szukaj kolego wymówki.
I przestań połykać te mrówki!
Mrówkojad przestał żreć zażarcie,
choć oddał wszystko by za żarcie.
- To mówcie szybko mi w czym rzecz,
Zanim mi mrówki zwieją precz.
Więc wyłuszczyli mu swą troskę.
Mrówkojad siadł, podumał troszkę.
- Słoń jest ładniejszy, bez zwątpienia,
To cześć, ja wracam do jedzenia!
Wielbłąd zaryczał:
-Co?! Dlaczego?!
Dlaczego słoń, nie ja, kolego?
Mrówkojad na to:
-A dlatego,
że nie ma garba paskudnego,
i pychola niedomytego.
Przykro mi, ale wy, wielbłądy
Za mało dbacie o wyglądy.
Kup ozdób trochę z piór lub skór,
Ładniejszy z ciebie będzie stwór!
STOP! Następny fragment zawiera ten nieszczęsny kalambur z wielbłądem. Słowo honoru, nie dało się zrobić lepszego czy innego. Jeżeli na mój blog zbłądził jakiś pedagog, to uspokajam, że oczywiscie opuszczam ten fragment gdy recytuję ten wierszyk maluchowi.
No dobra, Augen zu und durch, jak mawiają Niemcy. Końcowy fragment:
Tu zrobił skurwiel błąd,
Bo nie chciał skór wielbłąd.
A w wersji dla synka idzie to następujaco:
Lecz wielbłąd nie chciał, i obrażony,
Poszedł do domu. A słoń do żony.
A PKW niech zapamięta,
Że to bajeczka o zwierzętach.
Żeby nie było, że ja tu jakieś podteksty do poszczególnych kandytatów przemycam, jakąś zakamuflowaną propagandę, że słoń to polityk X, wielbłąd polityk Y, a inne zwierzaki to Lepper, Giertych i Manuela Gretkowska.
Gdybym chciał przerwać ciszę wyborczą, to umieścił bym przecież akcję wsród ptactwa, tego swojskiego, domowego, jak i tego z dalekiego Disneylandu. I pióra by leciały, że aż by furczało... .
Inne tematy w dziale Kultura