Mińsk K-125 to maszyna z ciekawa historią. Jest to przyrodni brat, lub, co bardziej trafne, podróbka słynnego motoru DKW RT-125, uważanego za najbardziej popularny motocykl świata. Kopiował nawet Harley Davidson.
Na początku roku napisałem notkę na temat naszego motocykla WFM, który ostał się wraz z pięcioma innymi w spadku po moim św. pamięci teściu. Odrestaurowaliśmy te wuefemkę, sprawuje się dobrze i robimy nią od czasu do czasu mało forsowne, niezbyt długie przejażdżki. No i teraz w końcu jest gotowy następny motocykl z kolekcji teścia, mianowicie sowiecka maszyna Mińsk K-125, rocznik 1955.
Renowację, w tym szparunki (malunki na baku i błotnikach) zaczęliśmy jeszcze przed wojną na Ukrainie – teraz nie jestem pewien, czy zdecydowałbym się na umieszczenie na baku wściekle czerwonej, ruskiej gwiazdy. Ale motor miał być odrestaurowany w oryginalnych kolorach, a tam była ta gwiazda, więc niech już tak zostanie.
Mińsk K-125 to maszyna z ciekawa historią. Jest to przyrodni brat, lub, co bardziej trafne, podróbka słynnego motoru DKW RT-125, uważanego za najbardziej popularny motocykl świata. „Dekawka” powstała w niemieckim Zschopau w latach trzydziestych i natychmiast podbiła rynki w Europie. W ciągu kilkunastu lat zakład w Zschopau został największym producentem motocykli na świeci, sztandarowym modelem został właśnie model RT -125. Była to konstrukcja jak na tamte lata genialna. Za Światem Motocykli: „stała się wzorcem dla większości europejskich motocykli małej pojemności. Po raz pierwszy bowiem firma pokazała jednostkę napędową w której silnik, skrzynia biegów i sprzęgło były zblokowane w jednej kompaktowej obudowie. Dodatkowo kick starter i dźwignia zmiany biegów (ze wskaźnikiem zapiętego przełożenia) umieszczone były współosiowo – to była prawdziwa rewolucja. Z tego rozwiązania cały świat korzystał później przez wiele lat. Przy pojemności 123 ccm uzyskano 4,75 KM, co pozwalało osiągać maksymalnie ok. 80 km/h. W instalacji elektrycznej zamiast zapłonu iskrownikowego zastosowano bateryjny, (w późniejszej wersji z charakterystyczną dla tej firmy bakelitową „puszką prądową”). Większy reflektor i elektryczny sygnał dźwiękowy weszły do wyposażenia standardowego”.
Zschopau dostało się po wojnie do sowieckiej strefy okupacyjnej. Rosjanie, jak to oni, przewieźli całą linię produkcyjną i dokumentację natychmiast do Rosji, gdzie od razu wzięli się za nią rosyjscy inżynierowie. W efekcie tego już 1946 zaczęto produkcję, najpierw w Koworowie, a potem w Mińsku.
Ale nie tylko Rosjanie skopiowali tę udaną maszynę. Znowu zacytujmy Świat Motocykli: „Ale nie tylko ZSRR skorzystał na przedwojennym dorobku zakładów DKW. Mała stodwudziestkapiątka była na tyle dobrze skonstruowana, prosta w produkcji i łatwa w obsłudze, że kilka innych państw w ramach „reparacji wojennych” zdecydowało się na produkcję tego właśnie modelu. W zubożałych społeczeństwach akurat taki środek transportu był bardzo potrzebny, a w dodatku dysponując gotową, sprawdzoną w praktyce konstrukcją nie trzeba było dużo czasu na uruchomienie produkcji. Za wytwarzanie własnych motocykli bazujących na tym genialnym projekcie wzięło się kilka państw. Między innymi Polska, Wielka Brytania, Francji, a nawet USA. W ZSRR mała Dekawka nazywała się więc Moskwa lub Mińsk K-125, w USA – Harley-Davidson Hummer, w NRD – IFA RT 125, w Polsce – Sokół 125, we Włoszech Morini Turismo 2T, w Wielkiej Brytanii BSA Bantam 125 (aż do roku 1973 – sprzedano pół miliona tych motocykl!). Niemiecka myśl techniczna zawitała nawet do Japonii! Przyjrzyjcie się dokładnie Yamasze YA-1…”
Dane techniczne:
Silnik dwusuwowy, jednocylindrowy, chłodzony powietrzem
Pojemność skokowa 123 cmł
Moc maksymalna 4,5 KM przy 4500 obr/min
Zapłon bateryjny; Prądnica prądu zmiennego
Sprzęgło korkowe, wielotarczowe, mokre
Skrzynia przekładniowa trzybiegowa, zmiana nożna
Podwozie rama rurowa pojedyncza
Zawieszenie przednie trapez (widelec teleskopowy o skoku 135 mm)
Zawieszenie tylne - sztywne
Waga motocykla 76 kg
Bardzo się cieszymy z tego poteściowego jednośladu. Osobiście z dziwnym uczuciem wyjadę nim na drogę, przez tę cholerną, sowiecką gwiazdę, jeszcze gdzieś zarobię w ryj za propagowanie komunizmu i wielkiej, niezwyciężonej Rosji. Zwłaszcza że czas mamy, jaki mamy. Ale trudno. Najwyżej będę ściemniał, że to pentagram ????. Też diabelski znak, jak ta sowiecka gwiazda…
Zobacz galerię zdjęć:
skarby z dziadkowej stodoły
Inne tematy w dziale Technologie