jacek syn alfreda jacek syn alfreda
1333
BLOG

Biznes w czasach covidu, biznes w czasach wojny. Okiem praktyka.

jacek syn alfreda jacek syn alfreda Biznes Obserwuj temat Obserwuj notkę 52
Niemcy, jak i prawie cała Europa, wprowadzają w marcu lockdown w zasadzie podobny do polskiego. Wszystko pozamykane, z handlu działają jedynie sklepy z żywnością, drogerie i apteki, a i te są obłożone drakońskimi obostrzeniami. Co dla nas okazuje się kluczowe – zamknięto wszystkie sklepy meblowe – Ikee, Knufmanny, Rollery itp. Praktycznie tymczasowo likwiduje nam się konkurencję.

Pierwsze oznaki szaleństwa, które wkrótce miało rozlać się na cały świat, ujrzeliśmy na targach meblowych w Poznaniu. Wtedy zobaczyliśmy ludzi w maskach. Byli to Chińczycy. Nikt ich tutaj nie lubił, łazili jak zwykle po stanowiskach wystawców i robili zdjęcia  – można było założyć, że co bardziej udane designersko modele będą chcieli umieścić na europejskim rynku, w gorszej jakości i po dumpingowych cenach. Już wtedy znaczyli mało w Europie, po krótkim okresie boomu chińszczyzny europejska jakość, solidność i krótsze terminy dostaw wyparły Azjatów z Europy. Niemniej nie ustawali w wysiłkach, by odzyskać stracone pozycje. Ale to tylko taka dygresja, których będzie pewno więcej w tym tekście.

A więc chodzili w tych maskach po targach, a my patrzyliśmy wtedy na nich jak na jakieś dziwadła. Nikt wtedy jeszcze nie spodziewał się, że i dla nas w bardzo niedługim czasie te cholerne maski staną się ponurą rzeczywistością.

Te targi meblowe w Poznaniu odbywały się jakoś pod koniec lutego 2020. Czwartego marca pojawił się w Polsce pierwszy pacjent ze zdiagnozowanym covidem, który przywlókł zarazę z Niemiec. Wkrótce potem zaczęło się na dobre.

Z racji tego, że mam GmbH zarejestrowaną w Niemczech, krążę ciągle między Mettmann i naszym polskim domem koło Częstochowy. Po targach pojechałem do Niemiec.

Zaraz potem w całej Europie wprowadzono lockdowny, w Polsce stało się to około połowy marca. Powoli pewnie zaciera się to w ludzkiej pamięci – zamknięte szkoły, sklepy, oprócz tych absolutnie niezbędnych do życia, zakaz spotkań, nakaz siedzenia w domu dla wszystkich. Zamknięte granice, dzienne sprawdzanie statystyk zarażonych i zmarłych. Zdjęcia kolumn samochodów, rzekomo wywożących ciała zmarłych z włoskiego Bergamo, które, zdaje się, okazały się w końcu fejkiem. I strach, w moim wypadku nie o siebie, tylko przede wszystkim o żonę – cierpi ona na poważną chorobę autoimmunologiczną i przyjmuje silne leki depczące jej odporność. Strach, że wirus ją zabije. Ale także strach o starszych członków rodziny, o mamę, o teściów, jak sie okazało, uzasadniony, bo teścia Covid w końcu skosił. Fakt, że zacny ten człowiek, emerytowany leśnik, dożył prawie 93 lat, ale przed epidemią był jeszcze w doskonałej kondycji i pożyłby sobie niewątpliwie dłużej.

Pomijając strach o zdrowie i życie bliskich, baliśmy sie, mój wspólnik i ja, o podstawy naszej egzystencji materialnej. Sprzedajemy polskie meble w Europie zachodniej, głównie na rynek niemiecki i głównie online. Dlatego odetchnęliśmy z ulgą, gdy 25 marca min. Kamiński ogłosił, że dla ruchu towarowego granice pozostana otwarte. Znaczyło to, że będziemy mogli nadal wozić nasze meble do Europy.

Niemcy, jak i prawie cała Europa, wprowadzają w marcu lockdown w zasadzie podobny do polskiego. Wszystko pozamykane, z handlu działają jedynie sklepy z żywnością, drogerie i apteki, a i te są obłożone drakońskimi obostrzeniami. Co dla nas okazuje się kluczowe – zamknięto wszystkie sklepy meblowe – Ikee, Knufmanny, Rollery itp. Praktycznie czasowo likwiduje nam się konkurencję.

 Zamknięci w czterech ścianach ludzie, bo wszędzie, gdzie to było możliwe, wprowadzono prace zdalną, zaczynają stwierdzać, że mieszkają w dziadostwie. Zachodzi chyba jakiś dziwny mechanizm psychologiczny - „nie mogę już patrzyć na te starą, zjechaną sofę”. Potem, jak już będą otwarte markety budowlane, na podobnej zasadzie nastąpi szaleństwo remontów i odnawiań mieszkań i domów.

A my obserwujemy wzrost obrotów. Na początku z radościa, ale potem zaczyna ogarniać nas strach. Przed zarazą, mieliśmy, w zależności od sezonu około 150 – 200 klientów na miesiąc. Oznaczało to od sześciu do ośmiu ciężarówek 7,5- tonówek miesięcznie, dostarczających nasze meble do klientów, łącznie z wniesieniem do domu. A tu nagle w ciągu miesiąca mamy 550 zamówień! Oznaczało to, że żeby dotrzymać terminów dostawy, musielibyśmy wysyłać miesięcznie 22 ciężarówki! Bo na jedno auto wchodzi przeciętnie około 25 klientów.

Jest to absolutnie niemozliwe. Spedycja, z którą współpracujemy nie wydobędzie spod ziemi tylu samochodów, nie mówiąc już o przeszkolonych załogach. Po krótkiej naradzie postanawiamy przerzucić ile się da na palety. Paleciarze, czyli spedycje jak Raben, Dachser czy Spedimex nie mają takich ograniczeń, przyjmą każdą ilość zleceń. Problem jest z klientami, bo oni wykupili usługę z wniesieniem. O dziwo, przeważnie nie protestują, gdy powiadamiamy ich, że dostawa będzie na palecie przed drzwi i że sami będą musieli wnieść sobie towar – przeważnie meble skrzynkowe, do poskładania, w kartonach – do domu. Oddajemy im po 20 euro i dobrze jest. Sypialnie, łóżka boxspring i polstery (sofy, narożniki) wozimy jednak po staremu, gdyż tego nie da się wozić na palecie, ze względu na gabaryty.

Pierwszy kryzys ogarnięty. Zaraz potem jednak następują następne – przekonujemy się na własnej skórze, co znaczą przerwane łańcuchy dostaw. Zaczyna się chyba od naszego dostawcy łóżek typu boxspring i materacy. Na skutek lockdownów i kwarantann ostaje się w Europie jeden jedyny producent podstawowego składnika do produkcji pianki do mebli polsterowanych i materacy. Niemiecka firma, której nazwy tu nie wymienię, bo jej nie lubię. Ilość tego polyethuranu czy jak tam to się fachowo nazywa, którą ta firma może wrzucić na rynek, za Chiny Ludowe nie pokrywa popytu. Ustawiają się do niej długie kolejki producentów, którym kończą sie zapasy. Potem wszędzie staje produkcja. Dowiadujemy się o problemach z pianką po fakcie – gdy fabryki w końcu nie są w stanie wydać nam zamówionych mebli. Bo trzeba wam wiedzieć, że nikt ci więcej nie obieca, niż dział handlowy polskiego producenta. Tak, oczywiście, wszystko będzie gotowe w terminie, nie, jakość sie nie obniży, nie, nie ma żadnych problemów z dostawami komponentów itp.

No i my także uspokajamy klientów. A tu mija pierwszy tydzień po czasie dostawy, potem drugi, potem trzeci. Zaczynają się urywać telefony od klientów –gdzie jest do cholery mój boxspring? Każę mówić prawdę – nie ma pianki. Fabryki stoją z produkcją. I znowu, klienci zgrzytają zebami, ale na storno decydują sie sporadycznie. Po jakimś czasie sytucja normalizuje, problemy z pianką znikają, ale tylko po to, aby zrobić miejsce innym.

Fabryka, z której bierzemy polstery, zostaje sparaliżowana przez kwarantannę w miejscowych przedszkolach – mówimy o okresie, gdzie przedszkola zaczęły już działać. Krojczynie, przeważnie młode kobiety, dzieciate, musza zostać z dziećmi w domu. Produkcja staje, trwa to kilka tygodni, powtarza się historia terminami dostaw. Klienci wypisują nam paszkwile na google, ebayu i amazonie. Obroty nieco spadają, ale tylko trochę. Harujemy od rana do nocy, by to wszystko ogarnąć. W końcu i ta fabryka zaczyna działać, wysyłamy ludziom zaległe sofy.

Nadchodzi kolejny kryzys. Jakaś fabryka okuć meblowych we Włoszech ogłasza całkowity lockdown. Pech chce, że zaopatrują sie w niej nasi dostawcy mebli skrzyniowych. Nie ma zawiasów, szyn do drzwi, tego całego żelastwa do montowania mebli. Produkcja staje. Fabrzki gorączkowo szukają podobnych okuć. Znajdują, zdaje się w Chinach. Zamawiają kontenery tego ustrojstwa. Statek już płynie, słyszę od producentów, zaraz będziecie odbierać zamówienia, obiecują. A klienci czekają i klną. Tymczasem kontenerowiec Ever Given staje w poprzek Kanału Sueskiego i blokuje go. Gdzie jest statek z okuciami do mebli?

Jak to gdzie? Oczywiście w kolejce do przepłynięcia kanału, wraz z czterystoma innymi statkami. Czas dostaw dla naszych klientów wydłuża się z obiecanego miesiąca do trzech miesięcy, podobnie jak poprzednio z innymi meblami. Znowu łapiemy porcję paszkwili na portalach. Klienci skarżą sie także, że kierowcy nie zakładają masek przy wnoszeniu mebli. Interweniujemy w spedycji, obiecują poprawę.

Tego lata biorę trochę wolnego, bo padam już na nos, a w dodatku musimy uporządkować sporo spraw po śmierci teścia. W życiu nie wyrzucił kawałka metalu, więc zostało po nim jakieś 10 ton złomu, który systematycznie wywozimy na skup. Przy okazji odnajdujemy stare motocykle teścia, kto ciekaw, może sobie o tym tutaj poczytać:

https://www.salon24.pl/u/zapiskiczterdziestolatka/1154728,skarby-z-dziadkowej-stodoly

Po kilku dniach zaczyna mnie dziwnie boleć prawa noga. Gdy trochę ją rozchodzę, przy ładowaniu tego złomu, to ból nieco odpuszcza, ale noga coraz bardziej puchnie i robi się czerwona. W końcu, gdy łydka spuchła jak bania, żona zabiera mnie, po moim krótkim proteście (nic mi nie jest, to zaraz samo przejdzie) do lekarza. Wynik – zakrzepica. A że dwa tygodnie przedtem przyjąłem drugą dawkę szczepienia, to wiadomo, z czego się ta zakrzepica wzięła. Trzeciej dawki nie dam sobie za żadne skarby wstrzyknąć, na ale dobra, mniejsza o to.

Leżąc z nogą ułożoną wyżej i z laptopem na brzuchu też się da pracować. Więc pracowałem.

Mniejszych kryzysów w czasie covida było mnóstwo. Co chwilę jakiś cały dział jakiejś fabryki szedł na kwarantannę, wypadały trasy ciężarówkom, bo chorowali kierowcy.

No ale dokulaliśmy się jakoś do końca lockdownów i obostrzeń, wszędzie pootwierano na nowo sklepy meblowe i obroty wróciły na stary, stabilny poziom, z którego byliśmy zadowoleni. Cośmy ekstra nakosili w czasach covidowych, to nasze.

24 lutego zaczęła się wojna na Ukrainie. Początkowo Niemcy mieli nadzieję, że szybko się skończy, gdyż marzec pod względem sprzedaży był bardzo dobry. Gdy jednak okazało się, że wojna będzie trwać i będzie związana z ogromnymi kosztami, nastroje konsumenckie w Niemczech opadły do poziomu nienotowanego od II WŚ.

Odbiło się to oczywiście na ilości zamówień w naszej firmie. Obecnie sprzedajemy mniej więcej 60% tego co wiosną. Z rozmów z dostawcami wiem, że eksport mebli do Niemiec spadł o jakieś 50%, do Skandynawii i Czech nawet 60-70%. Fabryki mają natrzaskane towaru po sam dach, nikt tego nie chce odbierać. Flauta. A trzeba wiedzieć, że Polska w produkcji mebli jest światową potęgą, po Niemcach i Włochach największą w Europie i siódmą na świecie. 90% polskich mebli idzie na eksport. 

Spójrzmy na największy europejski rynek – Niemcy. Są oni w tragiczne sytuacji, jeśli chodzi o energetykę. Nie maja gazoportu, bardzo małe zapasy gazu, zero własnego wydobycia, w dodatku pod koniec roku mają wyłączyć ostatnie trzy elektrownie atomowe. Inflacja mają wprawdzie koło 8%, ale wiadomo, to jest mix. Roczne koszty energii dla modelowego gospodarstwa domowego w marcu 2022 wynosiły 7292 euro. To o 80 procent, czyli 3249 euro więcej niż w tym samym miesiącu poprzedniego roku, kiedy to średni koszt wynosił 4043 euro. A najgorsze jeszcze przed nimi!

W drugiej połowie roku zawsze wzrastały obroty w handlu, także w naszej firmie, bo ludzie czuli już nosem „Weihnachtsgeld”, czyli tradycyjną trzynastą pensję, wypłacaną na święta Bożego Narodzenia. Tym razem ludzie będą się modlić o to, by ta trzynastka starczyła w ogóle na koszty prądu i ogrzewania.

My, w czasach covidowych obroslismy w jakiś tam tłuszczyk, bo nie wydajemy zarobionej kasy bezmyślnie i wydaje mi się, że mamy rezerwy finansowe  nawet na jakieś 2 – 3 chude lata, jak zaciśniemy trochę pasa. Ale producenci, z zapasami po sam dach, z załogami liczącymi po kilkaset osób, które nie mają nic do roboty? Ci mają przeje..., sorry, chciałem powiedzieć, że bardzo ciężko.

Idą ciężkie czasy dla perły naszej gospodarki - przemysłu meblowego.

Obym się mylił.


skromny kapitalista z ludzką twarzą

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Gospodarka