Polityczne trzęsienie ziemi w Niemczech
W Niemczech stała się rzecz, która wstrząsnęła całym politycznym landszaftem kraju.
Niedawne wybory do Landtagu Turyngii (regionalnego parlamentu landuTuryngia) nie przyniosły rozstrzygającego rezultatu. Rządzący poprzednio obóz czerwono/postkomunistyczny nie uzyskał wystarczającej większości, by bezproblemowo utworzyć rząd. Większość taką miałaby niekomunistyczna reszta, czyli CDU, FDP i AFD. Ale FDP i CDU od początku zapowiedziały, że w życiu nie wejdą w koalicje z AFD, niech już lepiej czerwono-zieloni utworzą rząd mniejszościowy. Tak samo odżegnały się te partie od koalicji z partią Linke („Lewica” – spadkobierczyni honeckerowskiej SED).
Powstał więc niby pat, ale wszyscy pogodzili się, że śmierdząca trupem SPD, komunistyczna „die Linke” oraz Zieloni (jak arbuz, z wierzchu zieloni, w środku czerwoni”) utworzą ten mniejszościowy rząd, który CDU i FDP będą po cichu wspierać.
Co się stało? Premierem landu miał zostać poprzedni postkomunistyczny premier, niejaki Bodo Ramelow. CDU i FDP postanowiło oddać głosy na kandydata z szeregu FDP Thomasa Kemmericha, tak proforma, żeby nie było, że głosują na postkomunistę Ramelowa, wiedząc, że ich niby-kandydat i tak nie przejdzie. Proputinowska i antyemigrancka AFD także wystawiła swojego kolesia na kandydata, no i oczywiście zjednoczone siły czerwonych tego swojego Ramelowa.
No i doszło do głosowania, w którym czerwony Ramelow miał dostać najwięcej głosów. Ale AFD wykręciła piękny numer – zamiast głosować na swojego, wszyscy posłowie AFD zagłosowali na nieszczęsnego Kemmericha z FDP, na swojego kandydata nie zagłosował żaden aefdowiec.
Po ogłoszeniu wyników zaskoczony Kemmerich, który otrzymał większość głosów z głupią miną dowiedział się, że właśnie został premierem landu Turyngia z misją tworzenia rządu. Na nowego premiera landu czekał już tradycyjny bukiet kwiatów, miał go dostać pewniak Ramelow z Die Linke, teraz miał go otrzymać niespodziewany zwycięzca z FDP Kemmerich. Szefowa parlamentu zamiast wręczyć mu ten bukiet, przy czym wypadałoby także złożyć gratulacje, rzuciła nieszczęśnikowi bukiet pod nogi, mamrocząc pod nosem jakieś przekleństwa.
W Niemczech rozpętało się piekło. Cały mainstream krzyczy, że premierem landu nie może być ktoś wybrany między innymi głosami „faszystów” z AFD. Nawet politycy FDP, z których szeregów pochodzi nieszczęsny Kemmerich, chcą, by ten zrzekł się funkcji premiera. Głosowanie ma być powtórzone, a najlepiej w Turyngii zrobić nowe wybory. Nie może być tak, że to głosy AFD decydują o tym, kto ma być premierem.
Nieliczni przytomni zauważają, że złośliwi parlamentarzyści z AFD mogliby poprzeć przy ewentualnym nowym głosowaniu kandydata czerwonych – według logiki mainstreamu ten też powinien wtedy zrezygnować ze względu na to, że dostał poparcie od „nazistów”.
Ciekawe, jak się ten cyrk skończy…
Inne tematy w dziale Polityka