Zacznę od konstatacji oczywistego faktu, faktu, który powoli nam umyka z horyzontu rozumu: wskutek intensywnej pro-ukraińskiej propagandy uprawianej w Polsce utraciliśmy trzeźwość oceny sytuacji geopolitycznej.
Co mam na myśli?
17 milionów argumentów
Żyjemy, a przynajmniej pewna znacząca ilość Polaków, mrzonkami o pokonaniu Rosji, odsunięciu jej od Europy lub wręcz jej rozpadzie. To nie nastąpi - Rosja będzie tam, gdzie jest teraz lub też będzie dalej. Nie jest to z mojej strony kwestia jakiejkolwiek sympatii do Rosji - piszę o rzeczy dla mnie oczywistej: Rosja jest ekspansywna, będzie dalej istnieć i w dalszym ciągu będzie odgrywać rolę jednego z najbardziej wpływowych państw na świecie. To nie jest coś, co ma się podobać lub nie podobać: to jest fakt mający rozmiar 17 mln km. kw.
Na Zachodzie bez zmian
Nie ulegnie też zmianie, a przynajmniej nie w sposób zasadniczy i rewolucyjny, stosunek do Rosji dwóch głównych graczy w Unii Europejskiej tj. Niemiec i Francji. Nieważne jakie są powody tego specjalnego i zarazem specyficznego stosunku Francji czy też Niemiec wobec rosyjskiego imperium: Rosja dla dwóch wyżej wymienionych krajów będzie dalej ważniejsza aniżeli Polska (o Ukrainie nie wspominając). Zwrócę uwagę na jeszcze jedną kwestię - ani Niemcy ani Francja nie obawiają się, tego, że Rosja będzie chciała wejść w posiadanie ich terytoriów. To jedno. Drugie - teoretycznie Polska dla Niemiec powinna być, zważywszy wymianę handlową pomiędzy tymi krajami, partnerem strategicznym numer 1 w Europie. A jednak nie jest i to też się nie zmieni - Niemcy są zainteresowani zdominowaniem Polski i nie pozbędą się, a przynajmniej nie w najbliższym czasie, wobec nas swego rodzaju poczucia wyższości - tego samego, który odczuwamy myśląc o Rosji ciemnej, durnej i zacofanej.
Nasze wielkie ukraińskie marzenie
Część Polaków, jak duża nie wiem, pokochała Ukrainę, której nie ma, Ukrainę ze swoich marzeń. Dlaczego Ukraina marzeń jest tak cenna, że przestaje ich interesować Ukraina, która jest prawdziwa? Moja odpowiedź byłaby następująca: niechęć do Rosji oraz jakże atrakcyjne, wręcz oszałamiające, marzenie o wskrzeszeniu minionej już wielkości i potęgi Polski. Jeżeli pomyśleć o sojuszu państw takich jak Polska i Ukraina (terytorium, ludność, bogactwa naturalne etc.)… Jeżeli pomyśleć o politycznym, magnetycznym oddziaływaniu takiego sojuszu na inne państwa, które w taki czy inny sposób wpisują się w historyczną tradycję jagiellońską... Jeżeli pomyśleć o wadze tego sojuszu w europejskiej geopolityce... Tak, to jest właśnie ta oszałamiająca perspektywa, która może skutecznie uwieść na pokuszenie co słabsze umysły. Mój komentarz do tego byłby taki: Ukraina musiałaby tego chcieć a Polska musiałby to móc (mieć taką siłę przyciągania). A owo chcieć Ukrainy oznacza m.in. chęć zamknięcia pewnego krwawego rozdziału stosunków polsko - ukraińskich, co wymaga oceanu dobrej ukraińskiej woli. Tej zaś nie ma. Nie ma jej zaś dlatego, że Ukraina nie pragnie tego sojuszu obawiając się, m. zdaniem, m.in. powrotu historycznej dominacji polskiej polityki i kultury. Nie ma jej także dlatego, że Ukraina musiałby zawróć z kierunku w którym zaczęła dynamicznie płynąć a portem przeznaczenia jest ukrainizacja Ukrainy zwłaszcza w systemie oświaty, co od 2017 roku wywoływało spory i to ostre z Węgrami, Rumunią, Mołdawią czy wreszcie Rosją. Ukrainizacja zaś dryfuje na wznoszącej fali nacjonalizmu.
Polska w drugiej lidze
Nie są to jednak powody jedyne. Innym, istotnym, powodem jest to, że Ukraina ma swoją własną koncepcję strategiczną w której Polski przez 30 lat niepodległej Ukrainy nie było jako ważnego, kluczowego partnera (jeszcze w 2021 roku strategia polityki zagranicznej przygotowana przez obecnego prezydenta Ukrainy zaliczyła Polskę do drugiej ligi partnerów strategicznych). Państwa, które są w tej strategii istotne to Stany Zjednoczone, Niemcy oraz ... Rosja. Jeszcze w 2019 roku Ihor Kołomyjski (promotor i patron kariery politycznej obecnego prezydenta Ukrainy) mówił o USA: "„Jeśli będą w stosunku do nas cwaniakować, to pójdziemy do Rosji. Rosyjskie czołgi będą stacjonować pod Krakowem i Warszawą. (…) Wasze NATO będzie robić w spodnie i kupować pampersy”. Racjonalnie rzecz ujmując Polska jest naturalnym sojusznikiem dla Ukrainy - to mogłaby być rzeczywista polityczna przeciwwaga i w stosunku do Rosji i w stosunku do Niemiec. Ukraina mogłaby wybić się na takim związku politycznym na wielkość. Podobnie zresztą jak i Polska. Ale Ukraina musiałby chcieć - nie była zaś tym zainteresowana przez dziesięciolecia. I aby było jasne - uważam, że dalej tego nie chce - to zaś, że Ukraina używa I i nie szczędzi ciepłych słów wobec obecnych polskich władz to tylko przejaw dyplomacji. Dyplomacji, która Ukrainy nie kosztuje nawet hrywny więcej niż dotychczas a Polskę miliardy złotych.
Specyficzny zestaw ukraińskich bohaterów
Napisałem, że marzyciele jagiellońscy wielbią Ukrainę, której nie ma. Uściślę, co mam na myśli: polityka wewnętrzna Ukrainy, jej historyczna tożsamość jest osadzona na wrogości wobec polskości. Stepan Bandera nie jest postacią egzotyczną, jakimś historycznym zabytkiem w muzealnej piwnicy dziejów, z rzadka odkurzanym i raczej wstydliwym, osobą funkcjonująca gdzieś na peryferiach polityki ukraińskiej. Jest przeciwnie - znaczenie Bandery rośnie a jego rolę w ukraińskiej historii ocenia pozytywnie 3/4 Ukraińców a najbardziej popularny jest w zachodniej i środkowej części Ukrainy. Podobnie jest z Romanem Szuchewyczem. Bohaterowie Ukrainy wymienieni w oryginalnym tekście ukraińskiego hymnu to Maksym Żeleźniak, Tarasiło Fedorowicz, Semerij Naliwajko. Nie będę opisywał żadnego z nich - jeżeli rzeczywiście ktoś jest tym zainteresowany, chce dokonać własnej oceny, znajdzie szybko podstawowe a zarazem kluczowe fakty o tych postaciach. W każdym razie narodu nie zmienia się w ciągu 100 dni i to dotyczy także narodu ukraińskiego. To proces długotrwały. Faktem bezspornym jest to, że Ukraińcy nabili sobie głowę bohaterami z UPA i to stało się DNA ukraińskiej tożsamości.
Powstanie Warszawie z perspektywy bratanków i nie tylko
Zanim przejdę do świeżego konfliktu dyplomatycznego pomiędzy Węgrami a Ukrainą (opis jest tutaj) zatrzymam się przez chwilę przy historii Powstania Warszawskiego, gdyż krzyżują się tu w sposób tragiczny wątki i węgierskie i ukraińskie. Zatrzymam się ponieważ tu, jak w soczewce, skupia się realny stosunek Węgrów i Ukraińców do spraw polskich.
Jeżeli chodzi o Węgrów pozwolę sobie zacytować jedynie ten fragment z artykułu Bratankowie na ratunek Powstaniu Warszawskiemu: "Węgrzy za nic mieli rozkazy Niemców - zaopatrywali walczącą Warszawę w broń, ratowali rannych powstańców i pomagali im w ewakuacji. Niektórzy z nich za pomoc Polakom zostali rozstrzelani przez Niemców. Gdyby nie rozkaz z Budapesztu, Węgrzy zapewne przyłączyliby się do powstańców."
Jeżeli chodzi o Ukraińców - cóż... Ukraińcy brali czynny udział w tłumieniu powstania w Warszawie. Jak zauważył niemiecki historyk Guenther Deschner w swojej książce "Warsaw Rising": "Powstanie dało Ukraińcom idealną możliwość ujścia dla ich głęboko zakorzenionych antypolskich urazów." Jak były one głębokie? Zacytuję fragment opowiadania Marka Hłaski pt. „Drugie zabicie psa” (Kultura Nr 1-2 1965, Paryż) „…I nie uwierzyłaby chyba również i w to, że widziałem w czterdziestym czwartym roku w Warszawie, jak sześciu Ukraińców zgwałciło jedną dziewczynę z naszego domu a potem wyjęli jej oczy łyżką do herbaty; i śmieli się przy tym i dowcipkowali…”. I zawsze można powiedzieć - historia. Ale to nie historia - to żywy rdzeń tożsamości ukraińskiej. Petr Diaczenko, który dowodził ukraińskim Legionem Wołyńskim a którego żołnierze brali uprzednio udział w rzeziach Polaków na Wołyniu a w Warszawie tłumili powstanie na Czerniakowie w 2015 roku został uroczyście uczczony przez ukraiński parlament.
Węgrzy inaczej niż Ukraińcy byli i są narodem, którzy przychylnym Polsce i Polakom. Obawiam się jednak, że nieustanne moralizatorskie połajanki Budapesztu wykonywane przez rząd w Warszawie w interesie Kijowa sprawią, że i ten przyjazny naród nabierze do nas dystansu i, niestety, będzie to w pełni uzasadnione.
Węgry nie tańczą hopaka
Wracając do wspominanego konfliktu w dyplomacji węgiersko- ukraińskiej skomentuję go sposób następujący: nie wiem jak jest teraz, ale do połowy kwietnia tego roku na Węgrzech przebywało ponad 400 tys. uchodźców z Ukrainy. To rząd i obywatele Węgier wzięli na siebie koszty utrzymania tak olbrzymiej rzeszy ludzi nie żądając od Ukrainy czegokolwiek w zmian. Rząd w Kijowie uważa jednak, że jest to za mało i według niego Węgrzy powinni zakończyć import paliw z Rosji. Aż chciałoby się powiedzieć - i kto to mówi? Ukraina, która także kupuje rosyjski gaz tyle tylko, że nie bezpośrednio, ale za pośrednictwem spółek bodajże z Austrii. Nie o to jednak chodzi - tu po prostu chodzi o zwykłą zuchwałą bezczelność na którą pozwala sobie Ukraina uważając, że oczywistym obowiązkiem Węgrów jest utrzymywanie obywateli Ukrainy i prowadzenie takiej polityki, która ma służyć nie interesom węgierskim, ale ukraińskim. Wcześniej czy później to samo spotka i Polskę. Już raz ambasador Ukrainy w Polsce okazywał swoje głębokie niezadowolenie z faktu, że Polska nie zgodziła się na zaprzestanie z Rosji importu LPG. Bo cóż może obchodzić Ukrainę fakt, że Polska nie posiada alternatywnych źródeł tego paliwa a liczba pojazdów do których używa się LPG w Polsce stanowi ok. 14% wszystkich aut osobowych (oczywiście zastosowanie LPG w polskiej gospodarce jest o wiele szersze). Dla tych zaś, którzy chcieliby napisać, że Ukraina nie może przecież myśleć o tak prozaicznych sprawach, gdyż jest w stanie wojny zwrócę tylko uwagę, że Ukraina w dalszym ciągu toczy spór z Polską o liczbę zezwoleń na międzynarodowe transporty ciężarowe. A zatem i może i myśli.
Hmm... dla jednych to, co napisałem będzie dowodem mojej - ot, trudno pójdę w taki modernizm językowy - ukrainofobii. Można to i tak ocenić.
Toteż - voilà!
Sałatki szkoda
Odpowiem tak: patrzę na to realnie. Gdy coś wygląda jak drzewo to są duże szanse, że to jest drzewo a gdy coś wygląda jak koń to z reguły jest to koń. Tak samo jest z Ukrainą - jeżeli po przyjrzeniu się jej historii i teraźniejszości (a teraźniejszości nie zamykam w okresie inwazji Rosji na Ukrainę) stwierdzam, że jest nie jest ona przyjazna Polsce to bliżej mi do tych wniosków, które - choć w istocie nieprzyjemne - znajdują się bliżej prawdy. To zaś ilu przybyszy z Ukrainy bezkarnie zasmakuje w znieważaniu Polski tak jak Igor Isajew czy też w propagowaniu zabijania Polaków (Max D., prokuratura w Brzegu umorzyła postępowanie) to pokaże jedynie czas. Tak samo jak on pokaże ilu z Polaków takich jak np. p. Antoni Dąbrowski znajdzie się na kursie kolizyjnym z wymiarem sprawiedliwości w Polsce za krytykę Ukraińców (w tym wypadku działań wspominanego wcześniej Igora Isajewa). A inną już zupełnie sprawą, tego oczywiście Zjednoczona Prawica nie bierze pod uwagę, jest to w jaki sposób mniejszość ukraińska zostanie wykorzystana przez oponentów politycznych aktualnej władzy - bo wcześniej czy później to się stanie, jeżeli prawdą jest to, że zaledwie 41% uchodźców z Ukrainy zamierza wrócić do swojej ojczyzny po zakończeniu wojny. Bo drogi Zjednoczonej Prawicy już się rozeszły politycznie ze Sługą Narodu (partią W. Zełeńskiego) - Sługa Narodu zaparkowała w liberalnymi ALDE mającym twarz Guy 'a Verhostadta. Jak bardzo jest to antypolska twarz dowodzi choćby świeży wniosek złożony przez ALDE o wotum nieufności dla Komisji Europejskiej, która zgodziła się na polski KPO (pomijam już to czy KPO jest na potrzebne czy też tak potrzebne jak zającowi dzwonek na polowaniu). Byłoby jednak zabawnym usłyszeć jak za brak praworządności krytykują nas jeszcze Ukraińcy, ale z drugiej strony czyż zwolennicy PiS nie bronili Iryny Zemlyany z Otwartego Dialogu za atak na ambasadora Rosji. No wiadomo - "Terkowski ch.., sałatki szkoda".
Wiele chyba jeszcze przed nami takich i innych akrobatycznych paradoksów. I jeszcze wiele niebezpieczeństw - jak chociażby tych o jakich wspomina były premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk w kontekście możliwego użycia rakiet dostarczonych przez Stany Zjednoczone do atakowania celów wojskowych na terytorium Federacji Rosyjskiej. Nie potępiam, rozumiem determinację Ukrainy - takie działanie jednak, jeżeli nastąpiłoby, zmieni teatr wojny w jeszcze bardziej krwawy a perspektywa pokoju zniknie w oddali.
Inne tematy w dziale Polityka