Zakładam, że jest to moja ostatnia notka na ten temat. Rozważam też czy nie ostatnia w ogóle.
Niemniej jednak do rzeczy.
Rozważając sprawę osób związanych ze społecznością ukrytą pod czterema literami musiałem zdać sobie kilka ważnych pytań dotyczących mojego rzeczywistego stosunku do wyżej wspomnianej grupy.
Czy wymieniłbym w czasie mszy świętej znak pokoju z homoseksualistą?
Czy kiedykolwiek pominąłbym w procesie awansu w pracy osobę posiadającą powyższe skłonności?
Czy kiedykolwiek chciałem wyszydzić konkretną osobę będącą homoseksualistą tylko za jej homoseksualizm?
Czy kiedykolwiek chciałem, aby taką osobę spotkały jakieś nieprzyjemności tylko dlatego, że preferuje seks z mężczyznami?
Czy miało kiedykolwiek dla mnie znaczenie przy wyborze pisarzy, których książki czytałem w swoim życiu to, że byli / są homoseksualistami?
Czy przestałem czytać Oscara Wilde z powodu jego upodobań? (raczej mi się znudził :) w swoim czasie)
Czy zerwałem kontakty towarzyskie z jakimkolwiek kolegą, który był / jest homoseksualistą?
Odpowiadając po kolei: tak, nie, nie, nie, nie, nie, nie.
Tych pytań mogłoby być znacznie więcej i odpowiedź na te pytania byłaby podobna.
Z moich poprzednich notek mógłby jednak ktoś spróbować wyciągnąć wniosek odmienny a mianowicie taki: że darzę jakąś szczególną niechęcią homoseksualistów czy lesbijki. Wniosek, moim zdaniem, nieuprawniony.
Nie darzę.
Natomiast społeczności tworzącej LGBT nie lubię. Nie ze względu na ich preferencje seksualne. Uważam je za zupełnie prywatne sprawy poszczególnych osób i nic mnie to nie obchodzi. Ani teraz ani wcześniej. Nie oburza mnie. Nie odpowiada mi estetycznie. To fakt. Nie odpowiada mi także moralnie, ale jestem w stanie uznać, że w wolnym państwie wolni ludzie nie muszą spełniać moich wyśrubowanych norm moralnych.
LGBT jest i pozostanie dla mnie forpocztą nowego wcielenia marksizmu. Chociaż określenie forpoczta nie jest trafne. LGBT to tylko kolorowe narzędzie w rękach neomarksistów. Narzędzie, które nie reprezentuje wszystkich homoseksualistów a jedynie tych, którzy lubią słuchać lewicowych melodii.
Forpoczta czy narzędzie - LGBT wpisuje się swoim działaniem w cele marksistowskiej rewolucji.
Co chcą zniszczyć neomarksiści przy hałaśliwym współudziale LGBT używając zasłony dymnej z tolerancjonizmu?
W pierwszej kolejności chodzi o nasze starożytne dziedzictwo greckiej filozofii i jej stosunek do prawdy (obiektywne istnienie prawdy, niezależnie od zdania większości i zdolność do jej poznania przez rozumne istoty). Prawda nie istnieje - istnieją jedynie opinie. Chcę uniknąć deskrypcji filozoficznych podstaw neomarksizmu, stąd pozwalam sobie na jedną uwagę dotyczącą teorii krytycznej (T. Adorno): ona z założenia nie chce opisywać świata - jest nastawiona na jego stałą zmianę.
W drugiej jest to rozdział prawa prywatnego i prawa publicznego. Rozdział, który zawdzięczamy Rzymianom, w szczególności Ulpianowi Domitiusowi. Rozdział zapewniający jednostce autonomię wobec państwa. Jako ekstremalny przykład łączenia spraw prywatnych ze sprawami publicznymi mogę podać słowa hiszpańskiej, lewicowej minister edukacji Isabel Celaá w rządzie J. Zapatero: "Nie możemy w żaden sposób myśleć, że dzieci należą do rodziców". Neomarksizm dążąc z do rozbicia tradycyjnego, opartego na autorytecie rodziców, modelu rodziny siłą rzeczy przejmuje dzieci na własność państwa i nakłada na państwo obowiązek ich wychowywania wbrew woli i wbrew przekonaniom rodziców.
W trzeciej kolejności jest to chrześcijaństwo. Dlaczego? Bo wartości chrześcijańskie i chrześcijańska moralność jest / była systemem immunologicznym chroniącym społeczeństwa i poszczególne jednostki przed dawaniem forów swoim naturalnym popędom. Nie jest możliwe przeprowadzenie rewolucji bez uprzedniego rozbrojenia tego systemu. Rozbrojenie dokonywane było na sto i tysiąc różnych sposobów, ale zawsze było oparte na budowie negatywnych skojarzeń z chrześcijaństwem.
Czy każdy członek społeczności LGBT jest lewicowej proweniencji? Pewnie nie. Ale jakie to ma znaczenie skoro wspiera ich agendę lub też jest przeciwny agendzie przeciwnej?
Czy jednak tylko o to mi chodzi?
Nie, nie tylko.
Chodzi mi także o to, że nie wierzę w żadne szlachetne ideały LGBT. Nie wierzę w ich tolerancję. Nie uważam, że w ich wyobrażeniu przyszłego, porewolucyjnego świata jest miejsce dla katolika. Nie ma. Wyrok wydany przez francuski sąd wobec byłej przewodniczącej Partii Chrześcijańsko - Demokratycznej, Christine Boutin za sformułowanie "homoseksualność jest wstrętna" wskazuje kierunek w którym będzie to zmierzać w przyszłości w której zakazana zostanie krytyka osób, których w danej chwili krytykować nie wolno.
Jakimś przedsmakiem przyszłej tolerancji wobec tych, którzy nie są wystarczająco progresywni jest ten krótki film: a tymczasem tolerancyjni, tęczowi ludzie...
Nie słuchajcie tego, co mówią komuniści, ale patrzcie na to co robią - tak o komunistach mówił Nguyễn Văn Thiệu. To samo można powiedzieć o ruchu LGBT - nie ważne jest to, co mówią ważne jest to, co robią.
To tyle.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo