Przebudzam się i wduszam guzik drzemki w budziku. Czekam, we śnie jeszcze właściwie, aż odezwie się znowu dziesięć minut później. Przez ten czas czekam na powrót do rzeczywistości, półjawa wypycha sen w półsen. Czekam, by ciało nawiązało kontakt z bazą. A może baza z ciałem? Czekam, aż jawa całkiem już pożre niesen, a budzik ogłosi tryumfalnie swoje drugie ponaglenie.
Czekam, aż woda w czajniku osiągnie temperaturę wrzenia, po czym czekam aż rozpuszczalna kawa rozpuści się w płynie, bo przecież już i tak czas nagli i nie ma chwili do stracenia. W międzyczasie popędzam potomka, by w ślad moich kroków przecknął się i przygotował do wyjścia.
Czekam, aż się ubierze, już ubrany, spoglądając na zegarek. "Ciekawe jak wielkie korki mnie dziś spotkają? I co mi do głowy strzeliło, żeby przedszkole mieć po drugiej stronie miasta, wcale nie piętnastominutowego, bo to i nieraz trzydzieści pięć minut jazdy". Czekam, już za drzwiami, aż się łaskawie panicz wywlecze półprzytomny jeszcze przez próg na klatkę schodową. Nareszcie! Drzwi na wolność otwarte! Wyrywam się do przodu! "Tato! Zaczekaj!" A... Muszę poczekać, bo schody są przeszkodą, którą trzeba pokonywać z najwyższą dokładnością.
Oczami wyobraźni już układam sekwencję wydarzeń. Otworzyć drzwi. Poczekać, aż wsiądzie. Zamknąć. Przejść naokoło i samemu wsiąść. Szczęśliwie już umie sam zapinać pasy, więc żeby nie czekać, uruchamiam silnik i podłączam telefon. To ostatnie robię, by sprzedając swe dane, uszczknąć nieco danych innych w ramach prowizji. Posłużą mi by ocenić rozmiar czekającego mnie dramatu. Ale najpierw! Trzeba poczekać. Żeby się te wszystkie obwody naelektryzowały. "Lepiej za stadionem? A może na wprost, przez przelotówkę?". Jest! Algorytm prowadzi na wprost. Czyli pewnie lepiej za stadionem. No nic, zobaczę. Ruszam.
Czekam. Aż się zaświeci zielone światło. Aż mnie wpuści ktoś z rozbiegówki. Aż objawi się wolne miejsce parkingowe. Aż pasy rozepnie. Aż się wygramoli. Aż buty zmieni. Aż odniesie do szatni rzeczy. Aż się przytuli i pożegna i pobiegnie do sali.
Ruszam znów. Tym razem do pracy.
Czekam. Aż się zaświeci zielone światło. Aż mnie ktoś wpuści na pas do lewoskrętu. Aż się szlaban otworzy. Aż się objawi miejsce parkingowe. Aż pasy rozepnę. Aż się wygramolę. Aż winda przyjedzie. Aż elektrozwora puści drzwi. Aż się ekspres nagrzeje i kawę mi zrobi.
Nareszcie w domu! Znaczy w pracy. Czekam, aż to co zrobiłem wczoraj, ktoś łaskawie oceni. Czy dobre, czy trzeba poprawić. Czekam, aż szef w końcu zadzwoni, bo przecież napisał z samego rana "znajdziesz pięć minut?". Czekam, by w końcu wyjaśnił o co mu chodzi, kiedy już się dodzwoni.
Czekam na dostawcę zamówionego jedzenia. Oczywiście, jak zwykle, swojego zapomniałem. Ale i tak bym czekał, by się odgrzało, więc na jedno czekanie wychodzi.
Czas leci i nieoczekiwanie nastaje moment jazdy po królewicza z przedszkola. Czekam, aż elektrozwora puści. Aż winda przyjedzie. Aż samochód światłami zasygnalizuje, że odryglowany. Aż silnik się uruchomi i choć tych parę obrotów zrobi. Ale tu jestem sprytny, ten czas wykorzystuję na ustalenie marszruty. Tym razem lepiej dookoła i na estakadę. Broń Boże tunelem! Nigdy nie wiadomo.
Czekam, aż się szlaban podniesie. Aż ten baran ogarnie gdzie jest wjazd na parking! Na zieloną strzałkę i aż będę mógł zjechać ze skrzyżowania.
Czekam... Aż paski się zwiną, aż się wygramolę. Aż do drzwi dobiegnę i domofon wduszę. Aż przyjdzie już z sali. Aż przyniesie rzeczy, aż buty zmieni. Aż się silnik zakręci. Aż się światło zmieni. Aż w końcu dojadę. Aż po schodach wlezę. Aż zamki pootwieram. Aż do domu wejdę. Nareszcie!
A gdzie tam! Czekam! Aż pracę domową odrobi. Aż mi żona opowie, co dziś ją tam spotkało. Aż kolację zjemy, bym mógł po niej pozmywać. Aż zęby umyje i książeczkę da sobie poczytać.
Wieczór. Te parę godzin dla siebie. Czytam. Może coś popiszę? Przeglądam wieści, w oczekiwaniu na tę jedną, spektakularną. Nie mogę się doczekać!
W końcu zegarek mi przypomina, że to już dość tego dobrego.
Czekam... Aż elektryczna szczoteczka (taka ponoć najlepsza), wibracją zasygnalizuje koniec procesu higieny. Padam. I znów czekam, aż zasnę, z wiedzą, co mnie czeka jutro.
#grafomania #czas #czekanie
Okazje
Inne tematy w dziale Rozmaitości