Wiele razy rozmawiałem z ludźmi i niemało miałem okazji słuchać co ktoś miał do powiedzenia mi, lub komuś innemu.
Początkowo nastawiałem zawsze uważnie ucha w przeświadczeniu, że dotrze do niego coś ważnego. Coś przemyślanego, odkrywczego, albo chociaż z nowej perspektywy. Jacy oni wszyscy mądrzy! Jaki ja głupi, że nawet o tym co mówią nie pomyślałem!
Z czasem pojawiły się wątpliwości. Dlaczego prawie każdy mówi tonem, jakby mówił najoczywistsze oczywistości? Kiedy oni mieli czas to wszystko, o czym prawią, tak dokładnie przemyśleć? Przecież jesteśmy rówieśnikami, a nawet jeżeli jest różnica wieku, to nie aż tak duża, by uzasadnić tak znaczącą rozbieżność w zgłębieniu tematu. W wyrobieniu sobie opinii. W wykształceniu światopoglądu. No chyba, że faktycznie to moja głupota i ograniczenie, to wtedy tak.
No, dobrze, ale to musi być trochę jak z byciem niespełna rozumu. Ktoś taki nie wie, że jest niespełna rozumu, bo jest niespełna rozumu. Pamiętam, że u Lema w Solaris Kris Kelvin podejrzewając u siebie taki stan przeprowadza eksperyment przy użycia komputera stacjo badawczej, którym udowadnia sobie, że jednak nie oszalał. Już sam ten pomysł powinien mu dać do myślenia. No, to gdybym był aż tak głupi, jak mi się wydaje, to czy bym się zastanawiał, czy jestem tak głupi jak mi się wydaje?
A jak wytłumaczyć to, że bardzo często się przewijają w tych oczywistych oczywistościach zbliżone, albo nawet tożsame opinie i idee? Ba! Niekiedy całe zdania. Słowo w słowo.
Aż tu nagle na pewnej uczęszczanej przeze mnie stronie ze śmiesznymi obrazkami, w komentarzu pod politycznym memem pojawia się komentarz o treści podejrzanie zbliżonej do jednej z ostatnich notek Zbigniewa Kuźmiuka opublikowanej tu na salonie. Potem inny bloger rozpoczyna cykl notek o propagandzie.
No przecież! Bo idee tak mi bliskie nie wszystkie są moje. To znaczy... Teraz już są, ale początkowo nie były. Większość gdzieś zasłyszałem, zinternalizowałem, być może troszkę uzupełniłem, albo zniekształciłem i mam. Jak już coś mam, to ciężko się z tym rozstać. Lepiej nie wyrzucać, może się przydać.
A jak przychodzi co do czego i pojawia się na horyzoncie nowa idea, to zanim stanie się moja, to musi się przywitać i zapoznać z tymi, które już tu są. I nie ma pewności, że się polubią. Co wtedy? Wynik jest łatwy do przewidzenia już na podstawie prostego porównania liczebności. "I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa". Potem pozostanie już tylko rozstrzelać posłańca. Okrzyknąć go betonem, samemu nim będąc. Ewentualnie, nawtykać, że nie ma argumentów i można żyć dalej w spokoju nienaruszonej tożsamości zbudowanej w oparciu o przysposobione idee i braku dysonansu poznawczego.
W sumie... Tak byłoby łatwiej. Więc może to jednak oni są mądrzy, a ja, głupi, marnuję czas i energię, oglądając każdą nową ideę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości