Polskę, jak długa i szeroka, tak?, opanowała jakaś dziwna maniera stosowania partykuły wzmacnającej "tak?" kończącej całą wypowiedź.
Do diabła, przecież nikt normalny tak nie mówi, tak jak nikt normalny nie mówi "postaci" (plur. postać), chyba, że chce super-extra wypaść na oczytanego. Wtedy mówi, że na bankietach bywają się różne ciekawe postaci.
Postaci utorowały sobie drogę na wizji, miały niebywałe parcie na szkło, nic zatem dziwnego, że zaludniły postaci kanały telewizyjne i anteny radiowe. Gdy jednak okazało się, że postaci zaczynają konkurować między sobą o czas antenowy, pojawiła się potrzeba dobitnego podkreślania własnych wypowiedzi. Pewnie po to, żeby neurolingwistycznie zaprogramować dzienikarza montującego materiał i odpowiednio go podprowadzić. Zatem wali się na końcu zdania bądź frazy owe "tak?", trochę rozciągając samogłoskę w "taak?", niby to uzyskując efekt wzmocnienia siły wyrazu.
Niedawno usłyszałem zdanie: "panie doktorze, przyszedłem po skierowanie, tak?". Jakie "tak"? Nie wiedziałem, czy ten młody, wykształcony, z dużego miasta, pyta mnie po co przyszedł, czy też może w ogóle pyta mnie, czy to on przyszedł czy może ktoś inny. Walił tym "tak?" po oczach kilka razy na minutę.
Pierwszy raz z tą manierą językową zetknąłem się 2 lata temu podczas rozmowy z kumplem zasiedziałym w środowisku Warszawki. Trochę irytujące "tak?" cuchnęło Dilbertowskim mózgowcem z centrali, jednak jazda zaczęła się pół roku później. "Tak?" wdarło się do mowy lemingów przejmujących jak osły wszelkie językowe błyskotki, ciesząc się nimi później jak Murzyn blaszką.
Dziś bez "tak?" ciężko powiedzieć coś sensownego, coś co zostałoby gdziekolwiek wyemitowane. A niewyemitowane przecież nie istnieje, tak?
Może zatem lepiej nic nie mówić? Chociaż czasem, kiedy jest się mężczyzną... Ech.
http://lynchmannstadt.blogspot.com/2009/04/zaozenia-urbanistyczne-odzi-i.html
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura