Do czasu głosowania nie ma realnej obawy braku energii w polskich domach. Także decyzja o porzuceniu budowy polskich elektrowni jądrowych nie zostanie jeszcze publicznie ogłoszona. Ceny energii elektrycznej zamrożone do końca pierwszego półrocza będą na poczet półrocza drugiego straszyły tylko potencjalnie.
Jeśli więc zapisze tych kilka poniższych punktów "ściągi" energetycznej dla przyszłego Prezydenta, to nie dlatego, że jedne z tych punktów mogą mu w wyborczym wyścigu pomóc, a inne zaszkodzić.
Zrobię to po pierwsze, żeby nie odczuwać przykrości wysłuchiwania bzdur suflowanych kandydatom przez osoby mylnie uchodzące za ekspertów. Przyczyną drugą jest wewnętrzny sprzeciw wobec tych bzdur propagatorów. Niech trwająca kampania wyborcza nie stanie się kolejną okazją do ich autopromocji!
Chociaż obszarów, gdzie mogą być zastawiane pułapki na prezydenckich kandydatów nie jest mało, to lista najważniejszych zbudowana jest tylko z kilku punktów. Są to, w przypadkowej kolejności:
1) ceny energii
2) kwestie energetyki atomowej
3) uwarunkowania europejskiej polityki klimatycznej i Polskich zaniedbań
4) problem bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej
5) problematyka ogrzewania domów mieszkalnych.
***
Z początku jedno zastrzeżenie, które, być może, zabezpieczy notkę przed zupełnie mylnym odbiorem.
Otóż uważam, że byłoby bardzo dobrze, gdyby w roku 2025 w Polsce funkcjonowałyby elektrownie jądrowe. Żarnowiec nie musiałby być jedyny! Gdyby te elektrownie, tak jak w przypadku Francji dzisiaj zapewniały nam bezpieczne i przewidywalne dostawy energii elektrycznej.
Ale to nie jest przypadek dzisiejszej Polski i to zmienia perspektywę!
Nie ma co ukrywać, że kwestia energetyki atomowej, będzie najtrudniejszą do oceny i zabrania głosu przez przyszłego Prezydenta!
Przede wszystkim dlatego, że, w przeciwieństwie do innych kwestii energetycznych, które, przede wszystkim, są odpowiedzialnością rządu tutaj Prezydent nie będzie się mógł zachować jak "wielki niemowa"!
A polski atom to:
1) historyczna decyzja o wstrzymaniu budowy Żarnowca, kiedy wszystkie inne "demoludy" budowały
2) obecnie uświadomione zagrożenia co do braku kompetencji technicznych krajowych, ale także kompetencji potencjalnych dostawców, którzy jeśli coś budują poza Azją, to robią to przekraczając znacznie czas i koszty
3) brak zgodnego z prawem EU modelu finansowania inwestycji w energetykę atomową
4) brak ekonomicznego modelu funkcjonowania nowej El. atomowej na obecnym europejskim rynku energii
5) ale też, nasze marzenia o wybiciu się na wyższy poziom ambicji i technicznych kompetencji
6) i "last but not least" uwarunkowania ze strony sił zewnętrznych, co było trudne za Bidena, ale za Trumpa tworzy wręcz węzeł gordyjski!
Zaczynając wskazane wyżej uwarunkowania "od środka", przyszły Prezydent musi mieć całkowitą świadomość, że żadna elektrownia atomowa jaka powstanie w Polsce nie będzie w stanie utrzymać się wyłącznie ze sprzedaży energii elektrycznej na rynku konkurencyjnym. Dalszy rozwój wiatraków i fotowoltaiki oraz wymóg transgranicznej wymiany energii z sąsiadami, którzy także OZE budują, a Niemcy to nawet bardzo dużo, będzie powodował, że produkcja naszej elektrowni jądrowej będzie "wypychana" cenowo z rynku. Bo koszt zmienny produkcji energii z atomu jest niższy niż z węgla i gazu, ale znacznie wyższy niż np z wiatru! Im więcej OZE tym mniej miejsca dla energii z atomu i tym wyższy jej koszt jednostkowy do pokrycia przez odbiorców jeśli chcemy jednak takie elektrownie mieć!
A jaki będzie ten koszt? Jest nieznany, ale wysoki! Nawet bardzo otwarci Brytyjczycy przestali publikować swoje prognozy w tym zakresie! Obniżenie kosztu jednostkowego energii z atomu poprzez przyjęcia założenia o trwaniu inwestycji np przez 60-lat jest opcją kuszącą, ale komercyjnie nikt tego nie sfinansuje.
Czy jeśli nie można zarobić rynkowo na atomie, to czy może możemy go sobie jakoś pobudować "niekomercyjnie" i dalej finansować jako element bezpieczeństwa energetycznego?
O to, żeby nie było to możliwe zadbała już UE, wprowadzając ze dwa lata temu nowe zasady udzielania pomocy publicznej dla atomu. Zasada podstawowa: możliwe jest tylko finansowanie w oparciu o tzw kontrakt różnicowy tj wstępne wyznaczenie "nierynkowej" ceny odbieranej energii na określony okres czasu. Cena ma zapewnić opłacalność inwestycji niezależnie od cen rynkowych, ale przy założonym, wysokim czasie produkcji elektrowni z mocą maksymalną. Ten wolumen produkcji nie będzie uwzględniał ograniczeń wynikających z zastępowania energii jądrowej wiatrakami i foto. Przy takich założeniach co do nieprzewidywalności produkcji także nie jest możliwe znalezienie komercyjnego finansowania dla inwestycji!
Trudno przewidzieć, kiedy jasnym stanie się faktyczny sprzeciw UE co do budowy polskiego atomu. Na razie entuzjaści faktyczni lub udawani będą wskazywali na szanse jakie wynikają z toczącego się już postepowania ws pomocy publicznej dla nowego bloku jądrowego w Czechach. Nie spodziewam się jednak, żeby ktokolwiek z nich wspomniał publicznie, że przypadek czeski jest odmienny, ponieważ postępowanie ws pomocy publicznej rozpoczęło się zanim weszły w życie nowe regulacje pomocowe.
Regulacje, które w ramach handlu francusko-niemieckiego zostały skrojone tak, żeby pozwoliły finansować, znacznie tańsze modernizacje istniejącej energetyki francuskiej, a nie polskie fanaberie!
Skoro inwestycji atomowych nie da się sfinansować, a jeśli już by powstały to nie będą mogły pracować z sukcesem ekonomicznym to jaki może być inny sens ich powstania?
Tutaj kłania się geopolityka!
Na jesieni 2023 zapisałem kilka notek poruszających kwestie stosunku obecnej ekipy z Premierem Tuskiem na czele do kwestii budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej.
Tusk zaczynał od meandrowania ws dopasowania projektu do (negatywnych) oczekiwań lokalnych społeczności. Potem nieco zmienił narrację, a cały bieg zdarzeń został podkreślony nieoczekiwanym listem Prezydenta Bidena z 22 grudnia 2023 (Nacisk atomowy).
Jak wtedy napisałem, że list Bidena szykującego się do kampanii prezydenckiej był jasnym wskazaniem na oczekiwanie uruchomienia pomorskiej inwestycji. Nie mam wiedzy, czy także ten temat był przedmiotem jednoczesnego wezwania Tuska i Dudy do Waszyngtonu na wiosnę 2024.
Faktem jest, że z tych, lub jeszcze innych powodów projekt nadmorski jest procedowany. Wydano jakieś pozwolenia i wysłano nawet wniosek ws pomocy publicznej do Brukseli.
Warto jednak zwrócić uwagę, że żegnający się z Warszawą ambasador Brzeziński, w zakresie energetyki chwalił się nie projektem atomowym, ale jednostkami gazowymi opartymi na amerykańskich technologiach. Czy to już świadomość porażki?
Pisałem, że w zakresie atomu Tusk meandruje, co przywodzi na myśl jego zwycięską potyczkę z Buschem Jr w sprawie "wywalenia w kosmos" bazowej koncepcji Tarczy Rakietowej.
Czy wygrana wrogiego Tuskowi Trumpa będzie wystarczającą podstawą do analogicznego potraktowania amerykańskiego atomu? Co zwycięży: świadomość wojny za wschodnią granicą i nadzieja na ewentualną amerykańską pomoc w ciągu najbliższych 4 lat, czy sympatia Brukseli i Berlina dla porzucenia projektu?
Chociaż to nie Prezydent będzie miał tutaj głos decydujący, ale można mieć pewność, że zostanie w zawieruchę decyzyjną wprost zaangażowany, jako osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo Polski.
A inne, wspomniane wcześniej czynniki?
Oczywiście: aktualnie nie mamy żadnych kompetencji technicznych w zakresie inwestycji i jej nadzorowania. Tabuny prawników kształconych na ekspertów energetycznych mogą tylko coś pozorować. Żadnej elektrowni nie wybudują!
A nasze ambicje?
Sam kiedyś zrezygnowałem z ambicji bycia energetykiem jądrowym, w czasach, kiedy jeszcze w Świerku funkcjonował więcej niż jedne reaktor. Nie chcę odbierać możliwości realizacji tych ambicji pokoleniu moich wnuków. Jeśli będzie nas na to stać.
Dzisiaj musimy jednak pozostać z żalem za utraconymi kiedyś szansami i nadziejami, ale spowitymi mgłą dalekiej przyszłości!
W innym miejscu napiszę kilka słów o udziale atomu w naszym bezpieczeństwie energetycznym.
Dzisiaj rozważania zakończę kwestią wiarygodności.
Jeśli ktoś chciałby przekonać przyszłego Prezydenta co do korzyści ekonomicznych z uruchomienia pierwszej polskiej elektrowni atomowej to stanowczo nalegam, żeby zwrócił się w tej sprawie o opinię do Prezesa PSE.
Do tej pory, w żadnym wystąpieniu publicznym, Pan Prezes nawet nie zbliżył się do udzielenia inwestycji swojego zdecydowanego poparcia, koncentrując się na wymijaniu raf, które mogły być negatywnie odebrane przez Bidena i np zaszkodzić, w pełni świadomemu chyba negatywnych uwarunkowań ambasadorowi Brzezińskiemu. Czy w kuluarach było inaczej?
PS
Czasem dzisiejsi zwolennicy polskiego atomu, w tym ci udawani, którzy wcale nie zamierzają go wybudować, uruchamiają procedurę poszukiwania winnych braku Żarnowca lub jego alternatyw. Ostatnio modnym "chłopcem do bicia" są polscy górnicy. Oskarżenie w tym kierunku pierwszy skierował były wicepremier Steinhoff, któremu przypadło w udziale polityczne zamkniecie projektu. Nie mogę wprost zanegować komentarzy wicepremiera, chociaż pamiętam znacznie szersze uzasadnienia z jakiej konferencji atomowej na początku wieku. Czy Steinhoff doprecyzował dzisiaj swoje wspomnienia , czy tylko podążył za atrakcyjnymi politycznie spekulacjami ?
Inne tematy w dziale Gospodarka