Pewnie w każdej społeczności istnieją zestawy wyznaczników akceptacji i przynależności. Niewątpliwym warunkiem koniecznym (choć nie wystarczającym) aspirowania do "towarzystwa", tak jak my je rozumiemy, jest publiczne odcięcie się od Macierewicza.
O ile odcinać się jest najlepiej w wersji pakietowej "all inclusive" to w razie nieśmiałości można robić to stopniowo np zaczynając od Komisji Smoleńskiej i kontynuując w kierunku likwidacji WSI. Osoby o bardziej złożonej osobowości mogą proponować we własnym pakiecie także "Noc teczek" ale nie musi to być w Towarzystwie zawsze wymagane.
Chociaż tylko desperaci dołączają do listy KOR, który , co prawda Macierewicz współtworzył, ale przecież "po tym niszczył", to jednak występujący ostatnio publicznie pan o nazwisku Stróżyk postanowił poszerzyć paletę opcji odcinania o obszar odrzucenia Carakali i , nieznaną do tej pory nikomu, wersję zdrady dyplomatycznej na bazie aerocystern.
Nigdy nie poznałem, ani nawet nie spotkałem osobiście Antoniego Macierewicza, ale od 1992 roku mam świadomość jego obecności we wszystkich kluczowych wydarzeniach związanych z próbami likwidacji powiązań III RP z balastem postkomunistycznym i agenturalnym.
Inaczej niż Donald Tusk oceniałem skutki ustalenia czerwcowej listy agentów służb komunistycznych, ale podobnie jak Donald Tusk zagłosowałbym za likwidacją WSI.
Czy Donald Tusk mógł się poczuć zdradzony przez Macierewicza po 10.04.2010 roku, kiedy pojawiła się koncepcja odmiennej od raportu Anodiny oceny przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej?
Coś powstrzymało mnie od lektury materiałów wytworzonych przez "komisję Macierewicza". Być może jest to obawa przyjęcia wersji o zamachu, a może obawa, że wnioski Komisji są zbyt dęte i niewiarygodne, żeby się z nimi konfrontować.
Jednak mimo wątpliwości co do wyników, nie mam żadnych wątpliwości co do zasadności prowadzonym prac.
Każdy, świadomy wydarzeń kwietnia 2010 musi pamiętać wyścig Tuska z Jarosławem Kaczyńskim, czy wygibasy Kopacz nad zwłokami w moskiewskim prosektorium. Pamiętane być musi także oddanie spraw w ręce Rosjan i rosyjskiego sołdata rozbijającego szyby wraku. Sprawy, które, być może, zaczęły się na sopockim molo kontynuowane były w Smoleńsku w dniu 8 kwietnia, by finalizować się podziękowaniami dla braci Rosjan i odznaczeniami przyznawanymi im przez Komorowskiego.
Nie wiem, czy, jak chcą tego Rachoń i Cenckiewicz, chodziło o Reset, ale forma i tempo rozwiązywania spraw smoleńskich muszą tworzyć wątpliwości, które można oczywiście wypierać, ale dorosłość każe się z nimi zmierzyć.
Myślę, że wobec rozmiaru smoleńskiej tragedii, istniał i istnieje nadal państwowy obowiązek prowadzenia wyjaśnień w każdej sytuacji, gdy pojawiają się wątpliwości. Nawet niewielkie. I Macierewicz stał się tego obowiązku twarzą i wykonawcą!
Niedawno jakiś funkcjonariusz obecnego rządu postanowił wystawić komisji Macierewicza rachunek. Podliczył wszystko i wyszło mu, że drogo, bo przecież Anodina już wszystko, dawno i za darmo! A przecież potwierdzili to także Lasek i Miller!
Niestety, ten niebezpieczny głuptas będzie pewnie niedługo musiał, w naszym imieniu, konfrontować się z innymi wyzwaniami niż grzebanie w przeszłości, której nie rozumie i której zrozumieć nie zamierza.
Teraz, zanim rzeczywistość wyrzuci go na śmietnik historii, głuptas chce wykorzystać swoje pięć minut ośmielony zachętami samego kierownika cyrku. Chociaż wspomniany test prawdy zmierza ku nam nieuchronnie, to jednak, do tego czasu, muppety i muppeciątka mają swój czas, którego nie możemy im odebrać.
W tej sytuacji można mieć dwa życzenia:
1) dużo siły dla Antoniego Macierewicza
2) choćby częściowych sukcesów w pogoni za rozumem dla głuptasa i pani Aleksandry Wiśniewskiej, którym werdykt wyborców powierzył dzisiaj nasze losy.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo