Pamiętam styczeń 2016 i moje zaskoczenie kiedy rektor jednego z kalifornijskich uniwersytetów, gdzie ówcześnie pracowała moja córka, przesłał jej wyrazy współczucia i zapewniał o dostępności wszelkiego wsparcia w związku z objęciem urzędu przez Donalda Trumpa.
Wtedy jeszcze patologia Kalifornii kojarzyła mi się przede wszystkim z zakazanymi dzielnicami Los Angeles i ćpunami zalegającymi centrum San Francisco. Wszystko skończyło się dobrze. Córka ze wsparcia korzystać nie musiała i po zakończeniu kontraktu wróciła szczęśliwie do Europy, którą i tak bardziej lubi.
Jeśli wtedy ostrzeżenia przed wybranym demokratycznie 45 Prezydentem szokowały to jednak dzisiaj jestem już bardziej świadomym obywatelem europejskim i nie zaskakuje mnie zamieszanie z obecnym prezydentem elektem.
Europejski establishment amerykańskiej zmiany jeszcze nie rozumie i waha się pomiędzy wymuszoną akceptacją i opcją, choćby czasowego, wyparcia. Może to tylko sen, z którego można i trzeba się obudzić?
Ponieważ mało obecnie podróżuję więc trudno mi oceniać poziom reakcji u naszych zachodnich sąsiadów. Potencjalny upadek rządu w Niemczech nie musi być tylko skutkiem amerykańskiej zmiany, ale to wymaga pogłębionej analizy, poza moim zasięgiem.
Jeśli, siłą rzeczy skoncentruje się na scenie krajowej, to poza nieco infantylnymi owacjami sejmowymi dla Trumpa w oczy rzuca się oczywiste, graniczące z paniką, zagubienie obozu rządzącego.
Od pełnej niestabilności kandydata na kandydata Sikorskiego odcinającego się w żałosny sposób od swoje amerykańskiej żony, aż po topienie się w antytrumpowych kłamstwach przez Króla Europy, psycholodzy i psychiatrzy będą mogli w przyszłości przebierać w przypadkach do przebadania i opracowania.
W sytuacji chwilowego końca świata (jestem pewien, że jednak pierwszy szok zostanie w końcu opanowany!) nie może dziwić chwytanie się przez ofiary każdej "ostatniej deski ratunku".
Oczywiście każdy wie, że wczorajsze wzmożenie ws Tarczyńskiego jest tylko spinem głównie dla ludzi niestabilnych emocjonalnie i ubogich w wiedzę i doświadczenie. Chociaż sam za takiego się nie uważam i sprawę powinienem pominąć milczeniem to jeśli jednak tego nie czynię to dlatego, że rzeczywistość nie jest tylko czarno-biała.
Poza debilami, którym już nic nie pomoże, ale i niewiele zaszkodzi, są też jednak ludzie prostoduszni. Ludzie, którzy zaaferowani problemami dnia codziennego nie mają czasu na wyjście poza swoją medialną bańkę. A chcieliby być mądrzy i uczciwi. Dla nich jest tych kilka następnych zdań.
Wspominałem już kiedyś o tym, ale jeżdżąc jakiś czas temu intensywnie po Europie wielokrotnie byłem zaskakiwany deklaracjami obrzydzenia Polską (szczególnie, gdy była pisowska) kierowanymi przez moich polskich współtowarzyszy do ich zagranicznych kolegów i przełożonych. Czasem w europejskich oczach widziałam wtedy złośliwą satysfakcję, ale czasem wstydliwe zażenowanie. Czasem sam czułem się okropnie tym bardziej kiedy polactwo odżegnywało się nie tylko od aktualnie rządzących , ale także od naszego dorobku i narodowej tradycji.
Negatywnie oceniając takie "pranie brudów" przed obcymi nie mogę jednak zamykać oczy na oczywiste uwarunkowania.
Jeśli żyjemy w Europe i i mamy tam bliskich kolegów lub przyjaciół z pewnością dojdzie z nimi do dyskusji o palących dla nas kwestiach społecznych i politycznych. I nie jest problemem, że Tusk, Sikorski, czy Trzaskowski mogli się , w takich rozmowach, negatywnie wypowiadać o Kaczyńskim, czy Morawieckim. Bo niby dlaczego mieliby się o nich wypowiadać pozytywnie?
Problemem było to, że publicznie popierali decyzje, które, jak wstrzymanie KPO i wszelkie postepowania "wyjaśniające" uderzały nie tylko w wierchuszkę PiS , ale w moje zwyczajne, obywatelskie interesy i potrzeby. Zdradą jest działanie, które odbija się na głodzeniu społeczeństwa w interesie przejęcia politycznej władzy przez nową ekipę!
Nie muszę lubić Tarczyńskiego, ale póki co jedyne, czego się o nim dowiedziałem wynika z jego deklaracji o świadomości przyszłej administracji, co do sytuacji wewnętrznej w Polsce.
Czy wiedza ta pochodzi od Tarczyńskiego, to nie zostało zadeklarowane! Jednak czymś więcej niż naiwnością byłoby oczekiwanie, że bez Tarczyńskiego nowa administracja tej, koniecznej dla siebie, wiedzy nie pozyska, lub już nie pozyskała!
Sam nazwę Tarczyńskiego zdrajcą polskiego interesu, jeśli okaże się, że namawia Amerykanów do wstrzymania nam sprzedaży uzbrojenia lub wycofania z Polski wojsk.
Dla lepszej wiarygodności chciałbym, żeby takie dowody zdrady były udokumentowane nie gorzej niż przemówienia Tuska i jego politycznych przyjaciół na forum EU.
Do tego czasu nie będę jednak wobec niego krytyczny bardziej niż wobec, znanych z nazwiska i tych anonimowych, przyjaciół Marka Brzezińskiego, którzy umacniali go w działaniach na rzecz zmiany politycznej w Polsce w roku 2023.
Marek wyjedzie, zmiana pozostanie, bo taka jest rzeczywista polityka. Także amerykańska.
Nie wzywam do wstrzymania antytarczyńskiego spinu dla idiotów, bo tego nie da się zrobić!
P.S.
Nie będę ukrywał zażenowania, kiedy w ten spin dają się wciągnąć ludzie, w innych sytuacjach stojący twardo w obronie polskich interesów. Często kieruję się Waszymi uwagami, czytam polecane przez Was książki. Ale teraz, po raz kolejny zauważyłem Wasze ograniczenia. Cóż jesteśmy tylko ludźmi!
Inne tematy w dziale Polityka