W trakcie swojego życia zawodowego kilkukrotnie zmieniała się narodowość właścicieli biznesu, który mnie zatrudniał.
Za pierwszym razem stres był największy!
Razem z kolegami radziliśmy sobie z niepewnością na różne sposoby, ale jednym z bardziej efektywnych były krótkie konferencje przybliżające odmienności kulturowe tak o charakterze ogólnym jak też z zakresu funkcjonowania biznesu.
Choć większość już uleciała z pamięci, ale wtedy wiedza na temat, czym się różni zarządzanie w firmie niemieckiej, holenderskiej, czy skandynawskiej pomagała łatwiej przetrwać pierwsze chwile. Czasem pomagały też książki takie jak "Siedem kultur kapitalizmu".
Dlaczego o tym teraz, gdy od dawna już na emeryturze?
Niezależnie jak bardzo nie popieramy, lub odwrotnie, entuzjastycznie oczekujemy wdrożenia europejskiej polityki imigracyjnej, pewne jest, że w następnych latach stykać się będziemy coraz częściej z obcokrajowcami ingerującymi w nasze życie.
Jeden Ukrainiec w ekipie remontującej nasz dom nie stanowi wyzwania, ale ekipa dekarzy o rodowodzie z Bangladeszu już tak.
Niedawno zdobyłem takie doświadczenie, ale nie był to sukces. Po niewczasie, bywała w świecie córka wskazała moje podstawowe błędy i uświadomiła skalę dalszych problemów.
Nie będę dywagował na temat przewag i niedostatków naszej kultury w porównaniu z kulturą nadciągających nowych sąsiadów.
Wystarczy, że możemy się różnić istotnie w zakresie rozumienia zobowiązań, czy określonych norm akceptowalnego zachowania. Z niektórymi przybyszami różnimy się bardziej niż z Niemcami, czy Holendrami.
Kiedy dzisiaj obserwujemy gwałtowne reakcje białych Brytyjczyków i ich starcia z żyjącymi od wielu lat, a czasem pokoleń, sąsiadów rodem z innych kontynentów, wiem, że nam będzie znacznie trudniej.
Więc zanim nastąpi to co nieuniknione proponuję potraktować nasz kraj tak jak dobrze zarządzaną korporację.
Pewnie już nie książki, ale raczej podcasty i notki internetowe mogą znacznie pomóc. Czy muszą opisywać tylko piękno międzykulturowej wymiany? Czy mogą, tak jak to było wiele lat temu, w znanych mi przypadkach, opisywać potencjalne problemy?
Czy, jeśli te problemy dotyczyłyby przybyszów z innych kontynentów musiałoby to być potraktowane jako rasizm i odpowiednio do tego potępione?
Może skoro kiedyś mogliśmy przeczytać o odmienności siedmiu kultur kapitalistycznych to może dzisiaj moglibyśmy przeczytać o różnicach i oczekiwaniach ze strony imigrantów z Bangladeszu, Syrii, czy Nigerii.
Kiedyś przegapiliśmy tak Wietnamczyków jak i Czeczenów. Do tej pory nie rozumiemy Ukraińców z zachodu i wschodu!
Oczywiste jest, że musi to zadziałać także w drugą stronę. Niezależnie od tego jak będziemy chcieli zdefiniować polską strategię imigracyjna, czy pójdziemy drogą możliwej asymilacji, czy pozostawimy szeroki zakres autonomii, musimy poinformować imigrantów, ale także uchodźców, o głównych zasadach i nieprzekraczalnych granicach zachowania. Czy wymagać znajomości Hymnu i Konstytucji?
Obecnie strach się zapytać o istnienie odpowiednich dokumentów i pomocy dla przybyszów, którzy chcieliby uszanować swoją nową ojczyznę.
Nie ma co patrzeć wstecz, dłużej niż to niezbędne dla zrozumienia problemu. "Winni", jeśli są, nie rozwiążą żadnego z nadciągających problemów!
Wszyscy musimy się domagać rozwiązań dla przyszłości!
Inne tematy w dziale Społeczeństwo