Z pewnym opóźnieniem odsłuchałem poranne orędzie Donalda Tuska z 11 listopada. Tekst sugerował wiarę w narodowe pojednanie i wspólnotę celów, ale póki co traktuję to wystąpienie wyłącznie jako wprawkę oratorską. Nie oczekuję więcej i nie mam pretensji, że nie będzie.
Podobnie nie oczekuję, że rząd, który ostatecznie Tusk sformuje będzie martwił się moimi obawami i wątpliwościami. Nie po to ten rząd powstaje.
Brak oczekiwań nie oznacza jednak braku zainteresowania celami i skutkami planowanych działań.
A ponieważ nie będę jedynym przedmiotem tego zarządzania chciałbym spróbować znaleźć pośrednika, który z racji wiary i poparcia dla nowej koalicji będzie czuł się uprawniony żeby zapytać i zrozumieć. Bo skutki odczujemy razem, niezależnie od wiary i wyboru. Nie wiadomo nawet kto bardziej.
A więc po pierwsze, kiedy lub jeśli połączymy się w jeden naród, a być może nawet jeśli to nam się nie uda to część naszej przyszłości zależeć będzie od terminu zastąpienia złotego walutą europejską. Pamiętam, że co do samego celu, to postawiliśmy go sobie wstępując do Unii, jednak do tej pory korzystaliśmy wszyscy z odroczenia. Czy ktoś z wyborców Tuska mógłby Go zapytać o zamiary w tej kwestii? Czy chciałby przyspieszenia i jest gotów wskazać pożądane uwarunkowania i termin? Kiedy poznamy konkretną datę i kurs? A może będzie to niespodzianka?
O ile dla dzisiejszych pensjonariuszy strefy euro ryzyko kursowe może być znikome to jednak nie wszyscy będą w tak komfortowej sytuacji. Nie pytajmy ile możemy na tym zarobić, ale spróbujmy ocenić nadchodzące straty. Czy możemy liczyć na wskazówki lidera?
Z taksówki na gdańskie lotnisko wrogowie mogą się śmiać, a zwolennicy być dumni. Niezależnie jednak od nastroju, decyzja o budowie CPK i portu w Świnoujściu będą miały rzeczywiste skutki, dla każdego.
Kiedy, pomijając kabaretowe puenty, możemy poznać koalicyjne decyzje w kwestii tych inwestycji? Czy wyniki sygnalizowanego audytu będą powszechnie dostępne i dyskutowalne zanim zapadnie ostateczna decyzja? Czy istnieje zestaw warunków, który umożliwiłby kontynuacje realizacji planów obecnego rządu? A gdyby to wszystko było opłacalne i fizycznie wykonalne jednak godziłoby w dobry nastrój sąsiada? A jeśli z audytu i dyskusji wyjdzie, że należy powstrzymać "gigantomanię" to, czy i kiedy znajdziemy lepszy sposób dodatkowe dochody? Także wyborcy Donalda Tuska i jego sojuszników będą chyba zainteresowani przyszłym potencjałem ZUS i możliwościami wsparcia budżetówki.
Dzisiaj nikt w Europie nie może być pewien jak rozwijać się będzie kwestia imigracji. Po szarży na ministra Wawrzyka nie możemy być pewni, czy już dzisiaj nie zalała nas fala emigrantów. Czy, gdyby jednak okazało się, że nasze możliwości asymilacji nowych sąsiadów wciąż nie są wyczerpane, nowy rząd byłby gotowy wspomóc kraje południa i centrum Unii? Czy bylibyśmy gotowi wykonać to wyłącznie z poczucia "przyzwoitości", czy też targowalibyśmy się o unijne dopłaty? Mamy tutaj jakieś czerwone linie, które mogłyby nas powstrzymać?
Myślę, że to nie tylko trzy powyższe kwestie mogą zainteresować wyborców Donalda Tuska. Stopień dalszego rozwoju sił zbrojnych i kierunek działań wobec wojny na Ukrainie to nie są kwestie, które można traktować wyłącznie w kategoriach propagandowych. Nawet jeśli chcielibyśmy wierzyć, że armia niemiecka będzie gotowa przelewać niemiecką krew broniąc naszej granicy na Bugu. Mam nadzieje, że znajdą się koalicyjni wyborcy choćby z Białegostoku i Warszawy prawobrzeżnej, dla których te kwestie będą warte zainteresowania i wysiłku.
Chyba nie tylko przeciwnicy potwierdzą, że ogłoszona w piątek umowa koalicyjna jest dość ogólnikowa i nie daje wiele pewności co do konkretów przyszłego rządzenia.
Być może trzeba uzbroić się cierpliwość i poczekać na expose, chociaż wątpię, żeby Donald Tusk chciał tracić czas na komentowanie moich wątpliwości choćby co do kwestii planowanej rewizji systemu zarządzania Unią. Tym bardziej, że wymagałoby to jakichś odniesień do krakowskiego wykładu Jarosława Kaczyńskiego wykraczających poza rozważania paramedyczne.
Donald Tusk nic nie musi!
Nie spierając się o procenty można przyjąć, że dla wielu jego zwolenników najważniejsze jest pogonienie Kaczyńskiego, nawet jeśli mieliby jeść tylko chleb i ziemniaki.
Z pewnością wielu wyborców nie oczekuje także odpowiedzi na pytania jak wyżej bo widzi w nich tylko pisowską prowokację i wierzy, że także bez tych rozważań będą podjęte najlepsze decyzje.
Ale jeśli nawet nie pięćdziesięciu, nawet nie dziesięciu to może chociaż znajdzie się chociaż jeden zwolennik koalicji, który zapyta przyszłego premiera i będzie wymagał odpowiedzi?
Miesiąc po wyborach "atmosfera "ulicy" pokazuje, że Donald Tusk nic nie musi! Ale może "da radę"?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo