Wojna za wschodnią granicą plus proces zmiany centralnej władzy, który zamiast w atmosferze radości zwycięzców odbywa się w harmidrze wezwań nieomal do fizycznej eliminacji strony pokonanej mogą zachęcać do stosowania wojennej retoryki także w obszarze gospodarki.
Nic więc dziwnego, że w ostatnim czasie ukazały się dwa teksty z podobnymi odwołaniami do identyfikowania i usuwania "min" jakie zostały podłożone pod działania nowej administracji w sferze energetyki.
Członkowie patrolu minerskiego: Konrad Świrski (Miny) i Jakub Wiech(Wielka mina) , niezależnie od siebie, zgodnie wskazują , na kwestie budowy energetyki atomowej, cen energii oraz problemy energetyki węglowej symbolizowane do tej pory przez koncepcję Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE) jako jedne z najważniejszych zagrożeń/min do usunięcia.
Identyfikacja wydaje się prawidłowa, ale trudno zgodzić się ze wszystkimi propozycjami rozwiązań.
Co prawda o perspektywie polskiego atomu już pisałem, ale tak długo jak będą powielane mity, tak długo konieczne są kolejne przypomnienia.
W momencie, w którym władzę obejmą siły chcące "skracać" front w konfliktach z szeroko pojętą Unią Europejską budowa polskich elektrowni atomowych traci sens, przynajmniej pierwotny!
Przy turbodoładowanym rozwoju europejskiej energetyki odnawialnej opartej na wietrze i słońcu nie będzie miejsca na rynkowe funkcjonowanie elektrowni atomowych, które dla zachowania jakiegokolwiek sensu ekonomicznego wymagają maksymalizacji swojego czasu pracy.
Będzie to niemożliwe kiedy będą musiały konkurować z tanią energią z wiatraków i ogniw. Nic tego nie zmieni!
Atom miał szansę tylko w przypadku, gdy planowane były ograniczenia rozwoju OZE w Polsce i to w powiązaniu z ograniczonym rozwojem połączeń transgranicznych!
Jeśli bez oprotestowania całościowej koncepcji budowy europejskiego rynku energii wybudujemy elektrownie atomowe to od początku stanowić będą one wyłącznie obiekty muzealne.
Co prawda jeśli uda się zachować ich sprawność to być może kiedyś będą się mogły przypadać w skrajnej sytuacji awaryjnej, ale będzie to horrendalnie wysoka cena za bezpieczeństwo!
Zarówno Wiech jak i Świrski w swoich tekstach pozytywnie wyrażają się o szansach na rozwój polskiej energetyki jądrowej, ale wypada mieć nadzieję, że się mylą, nawet jeśli prawdziwe są spekulacje co do możliwych nacisków USA na kontynuacje polskiego programu jądrowego.
W przypadku cen energii kwestia jest mniej jednoznaczna.
Minimalnym warunkiem efektywności systemu tworzenia cen jest konieczność pokrycia przez odbiorców pełnych kosztów funkcjonowania systemu elektroenergetycznego w długim okresie czasu.
Obaj wspomniani przez mnie autorzy w ostatecznym rozrachunku oczekują tzw urynkowania cen, jednak widzą zagrożenia społecznym protestem w przypadku realizacji tego zamierzenia i ... nie proponują żadnego konkretnego rozwiązania!
Dla przypomnienia: system wdrożony przez rząd PiS, w sytuacji kryzysu roku 2022 polega na "ukryciu" przed społeczeństwem kosztów funkcjonowania energetyki poprzez system subsydiów finansowanych częściowo z zysków firm energetycznych, a częściowo poprzez druk dodatkowego pieniądza.
Ponieważ "szoki cenowe" przyszły do Polski z zewnętrz (drogie paliwa, ale także wynik polityki klimatycznej UE) więc nie mamy na nie wpływu i tak, czy inaczej musimy je amortyzować kosztem ogólnego poziomu życia i zdolności inwestycyjnych polskiej energetyki.
Dotychczasowa polityka państwa w zakresie walki ze wzrostem cen energii nie doczekała się pełniejszej analizy skutków.
Nie mamy wiedzy na ile chroni ona społeczeństwo przez skutkami ubóstwa energetycznego, a na ile ogranicza tylko chęć oszczędzania energii. I takie oceny należy pilnie wykonać.
Jest oczywiste, że utrzymywanie bez końca subsydiów jest niemożliwe, ale stwierdzenie, bez dostępnej oceny skutków, że można natychmiast podnieść ceny energii o 30% lub nawet 50%, jak widziałby to Świrski, bo tego wymaga gospodarka rynkowa, jest co najmniej nieodpowiedzialnością!
Nieco w powiązaniu z kwestiami cen i ekonomiką energetyki należy rozważać koncepcję NABE.
Chociaż zasada dyskontynuacji działań legislacyjnych prawdopodobnie ostatecznie wyrzuci koncepcję do kosza to jednak kwestia funkcjonowania polskiej energetyki węglowej pozostanie z nami, jeszcze na wiele lat.
Od samego początku uważałem pomysł NABE za nierealistyczny i niebezpieczny, w tym sensie, że budowany był bez ostatecznej akceptacji Komisji Europejskiej publicznie nieznanego modelu finansowania tego tworu.
Być może konformizm Komisji i zbliżające się wybory europejskie pozwolą na odłożenie w czasie egzekucji i przedłużenie polskiego rynku mocy dla jednostek węglowych o kilka lat, jednak w tym czasie nie da się przeprowadzić w polskiej energetyce zmian, które zapewniłyby bezpieczeństwo.
Teraz, kiedy duży rozwój , preferowanej kiedyś energetyki gazowej staje się nierealny bez gazu rosyjskiego, a technologia średnioterminowych, wielkoskalowych magazynów energii elektrycznej jest jeszcze w powijakach bezpieczne funkcjonowanie polskich elektrowni opalanych węglem kamiennym jest kwestią zasadniczą. Szczególnie kiedy kolejny rząd nie będzie już bronił "do upadłego" Turowa i nowych odkrywek dla Bełchatowa.
Czy pojawiają się jakieś nowe możliwości?
Ze swojej strony Świrski proponuje coś najprawdopodobniej nadal wyjęcie aktywów węglowych ze spółek energetycznych i zgrupowanie ich w kilku podmiotach konkurujących na rynku energii. Niestety podobnie jak to było w przypadku oryginału, także dla zaproponowanych mini NABE brakuje wskazania koncepcji ich finansowania, gdyż sugerowane utrzymywanie się podmiotów węglowych z przychodów z konkurencyjnego rynku energii nie można traktować jako wiarygodnych.
Póki co możliwym rozwiązaniem nie analizowanym przez autorów obu wspominanych saperskich rozważań, jest wdrożenie w Polsce koncepcji promowanej przez prominentnego stratega energetycznego Platformy Obywatelskiej, Grzegorza Onichimowskiego, czyli dołączenie do niemieckiego rozwiązania tzw rezerwy strategicznej. W takim przypadku elektrownie węglowe działałyby poza rynkiem energii, wyłącznie w sytuacjach zagrożenia i na polecenie i koszt Operatora Systemu Przesyłowego.
Opcja "rezerwowa" wyklucza jednostki węglowe z codziennej pracy i powiązana jest ze znacznym zwiększeniem importu energii elektrycznej. Sytuacja zwiększonego importu energii rodzi oczywiście wszystkie konsekwencje gospodarcze i każe postawić pytanie o poziom bezpieczeństwa energetycznego.
Czy nasi zachodni sąsiedzi zawsze będą gotowi dostarczać nam energię po cenach hurtowych zbliżonych do kosztów zmiennych?
W mojej ocenie rozważania o NABE-bis lub przejściu na tzw rezerwę strategiczną wg pomysły niemieckiego nie stanowią rozwiązań problemu utrzymania bezpieczeństwa energetycznego we polskich warunkach i nie ma innego rozwiązania jak dalsze przedłużanie funkcjonowania rynku mocy wg obecnego modelu.
Zobaczymy, czy po odejściu Polski od konfrontacyjnej retoryki Komisja Europejska będzie gotowa na uznanie naszych racji w sprawie rynku mocy.
Niezależnie od tego kiedy i w jakim ostatecznie kształcie zostanie zorganizowana powyborcza polska energetyka będzie musiała sobie ona rzeczywiście radzić z problemami wskazanymi przez pp. Świrskiego i Wiecha.
Należy mieć nadzieję, że wbrew retoryce zasugerowanej przez obu autorów nie będziemy mieli do czynienia wprost z analogiami minerskimi. Musi być miejsce na błędy i szansa ich poprawy!
Zmieniając władzę odrzuciliśmy wersję z huraganowym atakiem na politykę energetyczną Brukseli.
Czas pokaże, czy poruszający się ostrożnie "patrol minerski" będzie bardziej skuteczny niż metoda "energetycznych Himarsów".
Inne tematy w dziale Gospodarka