Debata głównych sił politycznych ma, moim zdaniem, dwa wymiary: wymiar narracji i obiecanek oraz wymiar wiarygodności dotrzymania obietnic. I ważne, żeby tych dwóch wymiarów nie mieszać ze sobą!
Ogłoszenie dotyczące przeprowadzenia poniedziałkowej debaty wyborczej w telewizji publicznej uruchomiło dodatkowe pokłady emocji.
W pierwszej chwili, sam na tą wiadomość zareagowałem tylko wzruszeniem ramion. Wydaje się, że kilka tego typu wydarzeń zostało już zrealizowanych w ostatnich tygodniach w stacjach komercyjnych i żadna z nich nie przyniosła przekazu, który przebiłby się do szerszej publiczności, żadna nie wywołała większych emocji.
Czy była to wina stacji komercyjnych i dotychczasowych uczestników, czy może w dobie Internetu i mediów społecznościowych ta formuła debaty wyborczej to już dziaderski przeżytek?
Czy debata w TVP może się wyrwać z niechlubnego schematu?
Jest jakaś szansa bo jeśli rzeczywiście skupi powszechne zainteresowanie i ważnych polityków to trudniej tu będzie "uciec od tematu" i odmówić odpowiedzi na nawet trudne pytania bez faktycznego ryzyka kompromitacji swojego ugrupowania.
Nie będę próbował analizować, jakie szanse i zagrożenia widzą w tej debacie poszczególne strony wojny polsko-polskiej. Do szerokiej publiczności przebija się przede wszystkim wątek zadeklarowanego udziału Donalda Tuska i kwestia wyboru jego pisowskiego przeciwnika.
Czy Donald może "zaorać" "tchórza" z Żoliborza i czy będzie gotów do dyskusji z Tarczyńskim, czy Czarnkiem?
Nie zamierzam odbierać komukolwiek prawa do oczekiwania debaty jako zmodyfikowanej wersji wrestlingu, w której uczestniczy walczą o unurzanie konkurenta w błocie, jeśli nie w ekskrementach.
W czasach obecnych widowiska bardziej ekstremalne są produkowane i oklaskiwane nie widzę jednak powodu, żeby emocje widowni po spektaklu, który tylko w ramach skorzystania z licencja poetica mógłby być porównywany do walki współczesnych gladiatorów, miały wpłynąć na życie moje i moich najbliższych.
Jeśli debata miałaby się odbyć to musi przynieść coś więcej niż tylko kolejną porcję rozrywki.
Jako wydarzenie poważne Debata ma ograniczoną pulę faktycznych adresatów.
Nic nie znaczy dla zagorzałych zwolenników strony opozycyjnej, których żadne argumenty nie przekonają do poparcia stronnictwa Jarosława Kaczyńskiego. Nie dość, że ukradł PRL-owski księżyc to jeszcze jest łapówkarzem, złodziejem i pewnie pijakiem ("bo każdy pijak to złodziej")! Spójnego i ugruntowanego przekazu nie jest w stanie zburzyć nawet fakt zamieszkiwania "w żoliborskiej ruderze".
Nieco podobnie rzecz się ma po stronie zagorzałych stronników Zjednoczonej Prawicy.
Nie ma takich deklaracji i obietnic Donalda Tuska, które mogłyby mogłyby go dziś unieważnić jego wcześniejsze obietnice podatkowe i emerytalne. Nie przekonają zajadłego pisowca wspominki o szufladach pełnych [projektów 500+ i przekopu Mierzei Wiślanej do 2020. Nawet jeśli byłyby prawdziwe!
Wobec okopania się obozów zadeklarowanych zwolenników głównych sił politycznych sensem ostatniej Debaty może być tylko wola zdobycia serc i głosów niezdecydowanych. I to dzieło wyboru dobrego dla Polski warto wesprzeć!
Debata głównych sił politycznych ma, moim zdaniem, dwa wymiary: wymiar narracji i obiecanek oraz wymiar wiarygodności dotrzymania obietnic. I ważne, żeby tych dwóch wymiarów nie mieszać ze sobą!
Na tydzień przed wyborami nie warto zaśmiecać sobie głowy szczegółami.
Sto obietnic PO jest tak ogólnikowych, że nie będzie żadnym problemem ich faktyczna modyfikacja lub zamiana w nowej sytuacji przejęcia rządów.
Z kolei program PiS jest tak drobiazgowy, że z jednej strony pozwala na próbę szczegółowej weryfikacji, ale jednocześnie musi powodować potrzebę korekt, wraz upływem czasu i zmianami okoliczności.
Pewnie nikt z niezdecydowanych obu programów nie zna i tego stanu, póki co nie warto zmieniać!
Nie lekceważę zupełnie pracy sztabowców, ale w zmiennym otoczeniu znaczenie dla kierunku w jakim pójdziemy ma tylko kilka kwestii.
Pytanie najważniejsze dotyczy reakcji na zaplanowane zmiany formuły funkcjonowania Unii Europejskiej. Czy dzierżąc władzę partia jest gotowa zaakceptować każdą zmianę praw, czy praktyki funkcjonowania wspólnoty? Jeśli nie każdą , to jakie są nasze "czerwone linie" i kroki, które jesteśmy gotowi rozważyć po ich przekroczeniu ?
Pytanie drugie dotyczyć powinno naszych relacji z sąsiadami.
Nikt nie powinien liczyć na wymazanie z mapy Niemiec, Rosji, czy nawet Ukrainy.
W przypadku każdego z tych krajów, także Ukrainy, co ostatnio wywołało niemałe zdziwienie, mamy wobec Polski oczekiwanie podporządkowania się swoim partykularnym interesom . Partykularnym , ale często, w niebezpieczny dla nas sposób uzgadnianych i koordynowanych.
Jakie są pomysły na umacnianie Polski wobec niekorzystnego dla nas trójkąta interesów?
Jakie pruskie wartości warto głębiej zaszczepić polskiemu społeczeństwu, a jakich odrębności powinniśmy zdecydowanie bronić?
Czy możemy wyobrazić sobie czas, w którym będziemy musieli zaakceptować Rosję taką jaką wówczas ona będzie ? Czy potrafimy odłożyć na bok najbardziej oczywiste osobiste, czy narodowe urazy w imię ułożenia sobie z nią przyszłości zapewnienia przyszłości naszym dzieciom i wnukom? Jakie są nasze warunki brzegowe, skoro podstawowy paradygmat patrzenia przez okulary Kijowa został wzruszony?
Trzecia kwestia dotyczyć musi emigrantów.
Zainspirowany ostatnimi rozważaniami Jan Marii Rokity w tygodniku "Sieci" , podobnie jak Donald Tusk, pochłonięty jestem lekturą "Upadku Cesarstwa Rzymskiego". Czy tak jak osiemnaście wieków temu jesteśmy w przededniu upadku naszej cywilizacji i jedyne co możemy zrobić to tylko wybrać sposób naszej kapitulacji? Czy już dzisiaj jesteśmy gotowi otworzyć bezwarunkowo nasze granice, nawet jeśli będą się temu sprzeciwiać Niemcy? Czy praktyczny sprzeciw wobec Paktu Emigracyjnego da nam tylko chwilowe odroczenie w czasie sztokholmizacji naszych ulic, czy też wykorzystamy go na przygotowanie jakiejś alternatywy?
Z kwestią sąsiadów i emigrantów nierozerwalnie związana jest kwestia obronności.
Czy uważamy, że powinniśmy przygotować społeczeństwo na potencjalny konflikt zbrojny w granicach naszego kraju? Czy i w jakich warunkach uważamy go za prawdopodobny? Jakich wartości chcielibyśmy bronić rękami i krwią naszą i naszych najbliższych?
A może czas gotowości do przelewania krwi już minął i możliwe są inne rozwiązania?
Wreszcie trzeba określić się wobec zachodzących zmian kulturowych i społecznych. O ile istnieje wiele kultur i religii, w których kwestia utrzymania przy życiu lub go pozbawienia zależy od kontekstu i może być negocjowana, to jednak w Polsce dominował do tej pory pogląd przeciwny.
Czy jeśli zmiany w tym zakresie nastąpią to mogą mieć jakieś ograniczenia? Czy propozycja ograniczenia zgody na aborcję do 12 tygodnia ma jakieś uzasadnienie inne niż wyniki sondaży, czy badań fokusowych? Jeśli jest jakieś uzasadnienie merytoryczne to jak ono wygląda? Jaki możemy mieć przekaz dla kobiet, które chciałyby mieć prawo do bezwzględnej regulacji urodzin poprzez aborcję tak jak widzi to symboliczna Jana Szostak?
Z pewnością zwycięzca wyborów będzie musiał mierzyć się jeszcze z innymi kwestiami o znaczeniu fundamentalnym, ale jestem pewien, że rzetelne odpowiedzi na kwestie już wskazane da niezdecydowanemu wyborcy wystarczający pogląd na dostępne opcje.
Ponieważ pytania dotyczą przyszłości, częściowo niedookreślonej i zawsze zmiennej kwestie deklarowanych poglądów i zamierzeń muszą wiązać się nierozerwalnie z wiarygodnością składanych deklaracji.
Stawiając wyborczy krzyżyk musimy komuś ostatecznie zaufać. Zaufać bez naiwności i ze świadomością ograniczeń.
Mam nadzieję, że ktoś z czytelników tego tekstu będzie gotów sformułować pytania pozwalające weryfikować prawdomówność strony pisowskiej.
Wydaje się, że warto, żeby pytania "sprawdzające" wychodziły poza kwestie łapówkarstwa Kaczyńskiego, czy jego handlu polskimi wizami w Nigerii. Nawet jeśli w tej ostatniej kwestii udało się uruchomić debatę w parlamencie europejskim.
Trzeba za to zapytać o kwestie zdrowotne. Jak wyglądała świadomość rządu w momencie wprowadzania programu szczepień covidowych? Jakich błędów mógłby się ustrzec w przyszłości? Czy żałują ofiar umierających w szpitalnej samotności?
Nie powinniśmy uniknąć kwestii międzynarodowych , czyli pytania o to czy i gdzie popełniliśmy błąd w ocenie Żełeńskiego i jego ekipy?
To tylko kilka możliwych przykładów, które pewnie można dalej rozwijać i opozycja zrobi to dobrze!
Być może jeszcze ważniejsza jest od weryfikacji rządzących, których subiektywną weryfikację zapewnia każdy dzień ostatnich ośmiu lat, jest ocena wiarygodności opozycji, która wg ostatnich sondaży zmierza do objęcia władzy.
Można Rachonia nazywać funkcjonariuszem, ale negowanie pokazywanych dokumentów i relacji filmowych w ramach Resetu nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Osobiście nadal nie jestem przekonany o zamierzonej zdradzie Tuska, czy Sikorskiego. Bliższa jest mi teza o ich naiwności połączonej z brakiem rozsądku. Czy są gotowi przyznać się do popełnionych błędów i wyjaśnić jak rozumieli dobro Polski fraternizująć się z Putinem i jego przybocznymi po katastrofie smoleńskiej?
Jak widzieliby dobro, którym się kierowali poniżając publicznie urzędującego prezydenta przez kwietniem 2010? Jaki element jego krytykowanych działań był najbardziej szkodliwy dla Polski ?
Niezależnie od tego, kto w debacie będzie reprezentował PO to nie można też uniknąć rozpatrzenia kwestii rezygnacji Tuska z funkcji premiera i jego wyjazdu do Brukseli.
Tu też trzeba zapytać o o dobro dla kraju z jasno zarysowaną kwestią konkretnych inicjatyw, które dzięki wyjazdowi zostały zrealizowane. Czy korzyści z tych inicjatyw przeważają nad dokonaniami rządu Ewy Kopacz, która polityczne ostrogi zdobywała z moskiewskimi patomorfologami i dzisiaj może wykorzystywać swoje doświadczenia w europarlamencie?
Ja pewnie nie pogardziłbym też pytaniem o wysokość unijnej emerytury ? Może to właśnie, gdzieś blisko codziennych ludzkich potrzeb byłego premiera znalazłoby się wiarygodne wyjaśnienie niespodziewanego ruchu z roku 2014, który dziś służy jako dowód jego braku przewidywalności?
A jak Donald Tusk uzasadniłby mieszkańcom Mazowsza i Podlasia deklarowane przewagi kultury zaboru pruskiego? Jestem prawie pewien, że takie są, nawet jeśli sam pochodzę z centralnego Mazowsza, ale trzeba o tym powiedzieć wprost!
Wspomniane wcześniej kwestie zasadnicze próbowałem definiować dla potrzeb dwóch głównych sił politycznych, nie oznacza to jednak, że pytania nie dotyczą Lewicy, Trzeciej Drogi , czy Konfederacji skoro ostatnie sondaże uprawdopodabniają ich udział w przyszłych rządach.
Pytania ich dotyczą i muszą znaleźć odpowiedź! Także w interesie trzech mniejszych jest sformułowanie i "przejście" testu wiarygodności. Osobiście wierzę, że Lewica wiarygodnie będzie chciała pozbawić umierających w szpitalach posługi katolickich kapelanów, ale to kwestii wiarygodności dla niezdecydowanych może nie wyczerpywać! Większy problem widzę dla Trzeciej Drogi, dla której test wiarygodności dla niezdecydowanych trudno sobie wyobrazić. A Konfederacja to jeszcze inny problem! Ale powodzenia!
Na zakończenie: zdaję sobie sprawę , że sformułowałem subiektywny program maximum nie posiadając żadnych narzędzi do jego wdrożenia.
Niestety wiele wskazuje na to, że może zwyciężyć koncepcja "wrestlingu", której wizualizacją na X jest na dzisiaj pies Tuska, pogromca kaczek.
Czy to będzie jedynym aspektem poniedziałkowej debaty wartym zapamiętania?
Jeśli tak, to powtórzyć będzie można tylko finalną kwestię Edwarda Dziewońskiego z kultowego "Sęka"!
Ale na to to już nic nie poradzę!
Inne tematy w dziale Polityka