Tylko ktoś mało powiązany z rzeczywistością może nie czekać na skutki jutrzejszego wielkiego marszu. Bo, że będzie to marsz wielki swoją liczebnością jest rzeczą pewną!
Wydaje się, że po ostatnim krajowym tournee Donald Tuska, trudno spodziewać się jakiegoś przełomu w narracji, którą chyba najlepiej rekapituluje krytyka władzy za opóźnienie w realizacji przekopu Mierzei Wiślanej.
Nikogo już nie zdziwi, że ogłosić można wszystko bez jakiejkolwiek troski o powiązanie z rzeczywistością. Nawet śladowe!
O ile negacja budowy CPK musi zostać podtrzymana jako kluczowy symbol naszych relacji międzynarodowych, to jednak nie wykluczyłbym już możliwości ataku nie nieudolność w zakresie ochrony naszych zachodnich sąsiadów przed falą emigracyjną docierająca poprzez Białoruś.
W oczekiwaniu na jutrzejsze fajerwerki można jednak wziąć głęboki oddech i skorzystać z szansy pomyśleć np o kinie.
Mimo, że ograniczanie kontaktu z rzeczywistością zawsze zubaża to jednak nie mogę sobie wyobrazić kupna biletu na seans "Zielonej Granicy".
Fragmenty filmu jakie wyciekły do mediów nie stwarzają wątpliwości, że film miał szkodzić Polsce i ze swojego zadanie wywiązuje się co najmniej dostatecznie.
Nie widzę wystarczających powodów, żeby dodatkowo wspierać to zadanie jakimkolwiek datkiem finansowym, nawet jeśli zrobili to już w moim imieniu panowie Trzaskowski i Struzik.
Jako nieobecny na projekcji nie będę mógł potwierdzić na ile film to wyłącznie plucie na pisowską Polskę i jej zdeprawowanych funkcjonariuszy. "Ludzie mówią", że w filmie może być coś jeszcze!
Kilka dni temu bloger darq z Salon24 zwrócił uwagę na fragmenty wywiadu z Agnieszką Holland jaki ukazał się jakiś czas temu w tygodniku Polityka (link), w którym autorka filmu wskazywała na szerszy kontekst prezentowanych kwestii.
"Wciąż słychać, że otwarte granice zachęcają do ucieczki miliony ludzi z Afryki czy Bliskiego Wschodu. [...] A zatrzymywanie tej rzeszy też wydobywa z nas zło.
- Problem polega na tym, że ta fala tak czy tak ruszy, albo już rusza, i że nieuchronnie tu dotrze. Teraz jakby zwolniła, ale jej nie unikniemy. Tylko nie wiemy, kiedy ten wielki marsz nastąpi. Może za pięć lat lub za dziesięć, ale wędrówka ludów jest raczej nieuchronna. [...] Dlatego rzekome „mniejsze zło”, które politycy wybierają, narażając uchodźców na śmierć, nie zatrzymuje tego „wielkiego zła”, czyli niekontrolowanego napływu do Europy milionów, przed którym „małe zło” ma nas chronić. [...] A mur niewiele daje. Do Niemiec dociera teraz przez Polskę jeszcze więcej uchodźców, niż zanim go zbudowano.
Od 2001 r. wolność na całym Zachodzie znika plasterek po plasterku. Przy niewielkich protestach.
- [...] Bardzo się boję, co zrobi Europa, kiedy ta wielomilionowa rzesza ruszy już na dobre i przestaną wystarczać takie plastry, jak płoty, zasieki i płacenie różnym dyktatorom za trzymanie uchodźców w obozach.
Dwie ścieżki się otwierają. Jedna to koniec naszego świata wartości, a druga to nasz koniec.
- Dokładnie. Morze Śródziemne może stać się morzem czerwonym, bo jak tych łodzi będzie 10 razy więcej, zamiast je odpychać od brzegu, będziemy bombardowali. [...] A my przy płocie w Puszczy Białowieskiej ustawimy wojsko z bronią maszynową i każemy pruć do nich seriami, tak jak teraz Saudyjczycy prują do Etiopczyków. Jeżeli będziemy dalej szli drogą, którą idziemy, nie widzę innej perspektywy".
Mimo, że w komentarzach do notki pojawiły się zasadnicze wątpliwości co realności zagrożenia masową presją emigracyjną ze strony mieszkańców Afryki to ja jednak nie jestem w stanie zlekceważyć tej możliwości.
Czy jest tak, jak widzi to Holland, że wtargnięcie mieszkańców Afryki do Europy jest nieuchronnością, z którą musimy się pogodzić bez prób odsuwania w czasie naszej oczywistej przyszłości?
Chyba nie warto mnożyć złośliwości pytając p. Holland i zwolenników jej przesłania, czy oczekując oczywistości już dzisiaj otworzyli na oścież swoje drzwi swoich domów dla emigrantów. Może nie tylko emigrantów, ale także wszystkich innych pokrzywdzonych i potrzebujących.
Przyjęcie optyki opisanej przez Holland, w naszej kulturze uwzględniającej jednak wciąż jakieś pierwiastki chrześcijańskie, prowadzić może do decyzji o otwarciu ramion na emigrantów, w skali do tej pory nie mającej precedensu.
Czy jest to jedyne możliwe podejście?
W innym fragmencie cytowanego wywiadu Holland podkreśla swoje związki z tradycją i kulturą judaizmu, nie dając jednak jednoznacznej odpowiedzi jak zachowa się sama w momencie próby.
A jednak tylko pozornie rozważania o zakrwawionym Morzy Śródziemnym i terkocie polskich karabinów maszynowych mogą tchnąć teatralnością artystycznej wizji.
Pierwszy strzał, skierowany w głowę przeskakującego płot emigranta, ale nawet pierwsza salwa "tylko" zatapiająca łódź zmierzającą na Lampeduzę zmieni nasz świat!
Czy naszą alternatywą ma być całkowite otwarcie granic już dziś ? A może jednak wolno podejmować i wspierać działania opóźniające, w oczekiwaniu na "cud"? Hamletyzowanie nie rozwiąże problemu, który nabrzmiewa. Osobiście uważam, że mam prawo bronić swojego domu!
W kontekście filmu i pytań o skalę zła pojawia się kwestia planowanych projekcji "Zielonej Granicy" w Watykanie.
Jedni wstydzą się naiwności lub braku rozumu Papieża Franciszka, kiedy dla innych będzie to tylko skuteczna "pałka" miażdżąca ostatecznie kręgosłup polskiego "katolickiego zaścianka".
Nawet jeśli szykowane dla filmu Holland watykańskie trofea mogą być pomieszaniem dobrej woli i intryg to w niczym nie zmienia to faktu, że problem jakie działania należy podejmować wobec potencjalnego najazdu jest prawdziwy!
Nie może też być obcy rozważaniom zwierzchnika Kościoła Katolickiego, nawet jeśli grozi to wikłaniem się w bieżące spory polityczne!
A my?
Jeszcze jutro możemy zagłuszyć ten problem biciem miliona serc i tupotem milionów stóp, zamykając drzwi naszych domów, jak zawsze przed wyjazdem, na klucz.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo