Krzysztof Zagozda Krzysztof Zagozda
55
BLOG

Dość doktrynerstwa w gospodarce!

Krzysztof Zagozda Krzysztof Zagozda Polityka Obserwuj notkę 0
     Zacznę od przykładu zapożyczonego ze świata sportu. Trener piłki nożnej z jedną drużyną może zdobyć mistrzostwo, a drugiej nie potrafić wybronić przed spadkiem z ligi. Albo inaczej: może zawzięcie podpatrywać warsztat trenerski szkoleniowca Realu Madryt, ale z mizernym skutkiem przenosić go na swój Zryw Klamotki. Wniosek? To, co sprawdza się w jednej drużynie, wcale nie musi zaskutkować w pracy z inną. Gdyby było inaczej – trenerzy w ogóle nie byliby potrzebni. Wystarczyłaby jedna myśl taktyczna i jeden sposób prowadzenia treningu. Tak jednak nigdy się nie stanie. Nie istnieje gotowa, cudowna recepta na sportowe sukcesy, a zadaniem trenera staje się znalezienie sposobu na jak najbardziej optymalne wykorzystanie zróżnicowanych możliwości, umiejętności i predyspozycji piłkarzy tworzących zespół.

     Zasada ta funkcjonuje nie tylko w sporcie. Aby się o tym przekonać, wystarczy porozmawiać z doświadczonym nauczycielem bądź osobą zarządzającą w swojej karierze paroma biznesami. Nie ma dwóch jednakowych sytuacji problemowych! Indywidualne podejście do zagadnienia – tylko w tym tkwi zalążek sukcesu. Owszem, nauczyciel musi poznać metodologię pracy dydaktyczno-wychowawczej, a menadżer – zarządzania przedsiębiorstwem. Wszyscy oni jednak wykorzystują swoją wiedzę oraz osobiste talenty do sformułowania i realizowania zindywidualizowanej strategii wobec przedmiotu swojego działania.

     Podobnie nie ma jednakowego, wspólnego dla wszystkich narodów, sposobu zorganizowania się, jednego systemu mogącego nacechować wszystkie relacje zachodzące w życiu zbiorowości. Wszak uzależniony jest on od specyfiki danej społeczności, jej tradycji, zasad etycznych, religii, zamożności, uwarunkowań zewnętrznych. Różnie zatem dla poszczególnych państw należy formułować modele życia gospodarczego, a tym bardziej sposobów na wychodzenie z gospodarczej zapaści.

     Nasza polska świadomość ekonomiczna została zwichnięta przez gospodarkę socjalistyczną. Przez z górą czterdzieści lat PRL-u nasiąknęliśmy głęboką niechęcią do tzw. własności państwowej, którą z jednej strony postrzegaliśmy jako ekonomicznie skrajnie niewydolną, a z drugiej – jako służącą znienawidzonemu aparatowi partyjno-państwowemu. Uwierzyliśmy, że gospodarkę możemy zorganizować tylko na dwa sposoby: socjalistyczny (na którym sparzyliśmy się) i kapitalistyczny (bliżej nie znany, ale przyjemnie kojarzący się z coca-colą). To społeczne nastawienie zostało perfidnie wykorzystane do systemowego rozdawnictwa majątku narodowego kapitałowi zagranicznemu i postawienie go na uprzywilejowanej pozycji względem rodzącej się polskiej przedsiębiorczości.

     Czy jednak fakt istnienia własności wspólnej, zbiorowej, jest z definicji zły? W swoich nie tak dawnych rozważaniach na ten temat posłużyłem się przykładem muru obronnego, od którego solidności zależało życie wszystkich mieszkańców grodu. We wspólnym ich interesie leżało wybudowanie muru, jego modernizacja, a w razie potrzeby – obrona. Wewnątrz grodziska każdy miał swój własny, mniejszy lub większy warsztat pracy, ale wspólny mur był symbolem ich jednakowego zapatrywania się na każdą potencjalną agresję zewnętrzną. Taka jest istota zbiorowej organizacji życia. I obojętne jest, czy w grę wchodzi tylko gród, czy bardziej zaawansowana forma państwowości. Cel ich powołania do życia jest zawsze taki sam, a funkcję współczesnego muru obronnego w dużej mierze spełnia gospodarka.

     Doktrynerzy wmówili nam: albo gospodarczy liberalizm, albo socjalizm. Tym ostatnim atakują każdego, kto choć słowem zająknie się o konieczności choćby przejściowej potrzeby ingerencji państwa w wybrane gałęzie gospodarki. Nie może nam jednak zabraknąć odwagi do postawienia racjonalnej tezy: jeśli istnieje jeszcze wśród nas poczucie wspólnoty i odpowiedzialności za losy państwa, to musi ono znaleźć realizację w zaistnieniu własności wspólnej jako naszego zbiorowego wysiłku gospodarczego, zdolnego do skutecznego konkurowania z obcym intencjonalnie kapitałem zagranicznym. Mam tu na myśli nie tylko gałęzie decydujące o obronności i bezpieczeństwie narodowym, ale i te napędzające gospodarkę, w których prywatny, stosunkowo niewielki kapitał polski, stoi na straconej pozycji wobec międzynarodowego kapitału spekulacyjnego. W gospodarce mamy stan wyjątkowy, a taki wymaga podejmowania nadzwyczajnych działań. Bynajmniej nie może to oznaczać dominacji własności wspólnej i jej systemowej nadrzędności wobec własności prywatnej. Ta ostatnia, uczciwa polska prywatna przedsiębiorczość, musi znaleźć się pod parasolem ochronnym rządzących i z biegiem czasu brać na siebie coraz większą odpowiedzialność za właściwy rozwój gospodarczy państwa.

     Mimo że na naszych oczach prysł apriorycznie zaakceptowany mit wszechwładnej gospodarki wolnorynkowej, nie oznacza to wcale, że doktrynerzy założą worki pokutne. Wprost przeciwnie. Spróbują jeszcze bardziej uwikłać nas w sidła swoich oderwanych od realiów teoretyzmów. Oni nigdy nie zrozumieją, że to doktryna ma służyć człowiekowi, a nigdy nie odwrotnie. Nie zrozumieją, że nie wolno im szafować szczęściem i życiem milionów ludzi po to tylko, by karmić własne ograniczenia i egotyzmy.

     Plwajmy na ich przesądy i zorganizujmy Polskę tak, jak nakazuje nam zdrowy rozsądek. Prawdą jest, że na przeszkodzie stoi cały szereg znanych i jeszcze nie poznanych przepisów unijnych oraz zobowiązań zaciągniętych przez kolejne rządy wobec Brukseli i Berlina. Umowy podpisane przez zdrajców nie mają jednak moralnego prawa, by trwać. Odstąpić od nich trzeba jak najszybciej. Teraz pierwszym zadaniem jest czyn polityczny: obalenie okrągłostołowego przekleństwa i sformowanie rządów polskich. Im prędzej, tym lepiej dla gospodarki i wszystkich Polaków.

 

www.propolonia.pl

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka