Gdzież im równać się do świętego Maksymiliana Kolbe! Ale tak jak i on co rusz napotykają na niezrozumienie i wcale nie ukradkowe pukanie się w czoło. I to nie tylko ze strony tych, którzy utożsamiani są z najróżniejszymi antykatolickimi kooperatywami. Znacznie boleśniej odczuwają coraz bardziej widoczne poróżnienie z tymi, którzy choćby tytularnie przynależą do tej samej owczarni. Wierni Tradycji... Obrońcy Królestwa bez granic.
Jest w nich coś szalonego, coś, co każe niemal w pojedynkę stawiać czoła rozpędzonym falom. Coś, co odrzuca szczurzy instynkt i mimo nabierania wody zmusza do trwania na okręcie. Coś, co nieprzerwanie inspiruje, podsyca płomień bodzący opadające odmęty.
Jest w nich pewność niezachwiana. Pewność co do słuszności obranej drogi. Tej samej, po której podążali krzyżowcy, wandejscy szuani, konfederaci z Baru i pierwszy Rycerz Niepokalanej. A stroma to droga, bo ku wyżynom prowadzi. I kłody pod nogi rzucane marszu ich powstrzymać niezdolne.
Jest w nich wiara żywa. Nie ta, która kończy się w kruchcie kościoła i z brzemieniem wstydu opada w błoto codzienności. Nie ta strachem podszyta i czuciem stygnącym. Ich wiara zdolna jest świat dla Boga na nowo odkrywać, a wolę Jego niezmienną nieść wskroś próchniejącego człowieczeństwa.
Jest w nich troska niewysłowiona o to, co czas przyniesie. Bo ten dotąd przyjacielem im nie był. Jest w nich troska o kształt rzeczy widzialnych i tych, które zmysłom się nie poddają.
Jest w nich to, czego szukam każdego dnia.
Inne tematy w dziale Polityka