Zagłoba Zagłoba
1458
BLOG

Jak Roman Graczyk stał się towarzyszem Janusza Palikota...

Zagłoba Zagłoba Polityka Obserwuj notkę 7

"Ja te dokumenty  [SB o tajnych współpracownikach]
interpretuję niekiedy  inaczej,
niż je interpretowała kiedyś sama SB
a całkowicie inaczej niż je interpretuje
dzisiaj Biuro Lustracyjne
 [IPN]" 
Roman Graczyk, 12.01.2010 r.

 (część 1: FAŁSZYWA TEZA Romana Graczyka - bo to była "cena zaistnienia"...)

(część 2: Różne miary Romana Graczyka z "Tygodnika" i (niedawno) "Gazety"?

 

 

(Część 3)

 

Dwie miary lojalności?

Marek Skwarnicki i Stefan Wilkanowicz kontra Danuta Skóra


Rozczulające wręcz jest też wyjaśnienie Romana Graczyka dlaczego nie wykorzystał w książce informacji uzyskanych podczas wielu rozmów z Markiem Skwarnickim i Stefanem Wilkanowiczem.

Bo "obaj odmówili autoryzacji", więc nie wykorzysta tego co nagrał chcąc wyjaśnić ich działania jako współpracowników SB. Argumentacja godna "prawdziwego" "badacza" i "historyka", a raczej pełne pomylenie pojęć... 

Ale przy okazji Graczyk od razu atakuje (i to megalomańsko "jestem jedynym") cały świat (w domyśle IPN?): "Niekiedy mam wrażenie, że w tej sytuacji jestem jedynym, który stara się zachować jakieś reguły.[...] próbuję nikogo nie oszukać. Jeśli przychodzę do Skwarnickiego do domu, żona częstuje ciastem, znamy się 30 lat, to mnie to do czegoś zobowiązuje".

Logika porażająca... Mistrz Adam nie musi się wstydzić za ucznia. Graczyk uczciwość naukową utożsamia z oszustwem!

Bo takie zachowanie dyskredytuje Romana Graczyka jako potencjalnego badacza i historyka, za którego Graczyk się podaje. Historyk badacz nie może pomijać żadnych źródeł, bo ich świadome pominięcie jest też fałszerstwem.

Nieco zaskoczyła mnie przy tym pochwała takiego łamania przez Graczyka podstawowych zasad warsztatu naukowego, wypowiedziana przez Witolda Gadowskiego. "Z szacunkiem czytam jego wywiad w Rz. Jest tam kilka akapitów, które napełniają mnie szacunkiem wobec jego warsztatu", "choćbyto jak wyjasnia dlaczego nie zamiescił w książce rozmów ze Skawrnickim et consortes".

A to przecież tak jakby chwalić dentystę za to, że nie wierci w zębie tam gdzie pacjenta może zaboleć...

Ale widać dziennikarz nie dostrzegł (albo też nie rozumie) różnicy między publikacją prasową a praca naukową, za jaką ma uchodzić książka Graczyka.

Należy zwrócić uwagę, że Roman Graczyk, tak dbający o dobre samopoczucie Skwarnickiego i Wilkanowicza, uważający że pomija ich relacje dlatego, że jest "jedynym, który stara się zachować jakieś reguły", równocześnie bez najmniejszych skrupułów cytuje treść napewno całkiem prywatnej (w przeciwieństwie do rozmów ze wspomnianymi TW, które były nagrywane, a więc udzielane świadomie w określonym celu) rozmowy z Danutą Skórą, dyrektorem Znaku.

I to rozmowy która raczej nie przysporzy jej sympatii w środowisku w którym pracuje. Jak mówi bowiem, ona "mnie przestrzegała przed pisaniem mojej książki, przewidując kłopoty. Powiedziała mi krótko: "Słuchaj, wystawią cię"".

 

 

Po towarzyszach ich poznacie? Cezary Michalski, Janusz Palikot...


Szum związany z odstąpieniem od opublikowania tej książki przez "Znak", przyniósł jej tylko dodatkową reklamę.

Zapewne więc "sprzeda się" nawet lepiej niż gdyby wydana została bez tej otoczki przez Znak.

Można jedynie retorycznie zapytać, czemu - skoro książka jest tak jakoby rzetelna - Roman Graczyk nie udał się z propozycją jej publikacji do Wydawnictwa Arcana, do którego ma dosłownie trzy kroki i zna dobrze ludzi z tego wydawnictwa, lecz szukał wydawcy po "całej" Polsce?

Dziwi to zwłaszcza, gdy wie się o tym, że wydawnictwo Arcana, daje gwarancję dobrego redakcyjnego opracowania ksiązki, bo ma kompetentnych redaktorów, znających zarówno historię najnowszą jak i opisywane środowisko, a więc zapewniających lepsze niż gdzie indziej skontrolowanie merytoryczne tekstu?

Chyba że Arcana odmówiły Graczykowi wydania tej książki?

Jak już wiemy trafił z nią do tak "markowej" oficyny jak "Wydawnictwo Czerwone i czarne", którą założyli byli szefowie „Dziennika” Robert Krasowski (ten znany dobrze ze "sprawy Kataryny") i Marta Stremecka.

Zaś "autorem na stałe związanym z wydawnictwem jest Cezary Michalski". Jest to oficyna, gdzie książki wydali nie tylko tacy ludzie jak Piotr Semka czy Marcin Wolski, ale też takie tuzy jak Marcin Król, Marek Migalski, Eryk Mistewicz, Janusz Palikot czy Jan Wróbel.

 

 

„Tygodnika" powstrzymywanie a może raczej podtrzymywanie?

Tak więc, dla każdego orientującego się w materii, dla książki tej zamiast "ceny przetrwania" bardziej odpowiedni byłby tytuł "cena zaistnienia" czy nawet "cena komfortu".

Podobnie też fałszywy jest tytuł rozdziału prezentowanego na salonie24.pl, bo nie było to "Powstrzymywanie "Tygodnika", lecz bardziej jego "podtrzymywanie".

Bo kto i przed czym miałby powstrzymywać "Tygodnik"?

Skoro zarówno samo środowisko jak i władza były symbiotyczne zainteresowane jego istnieniem, czego doskonały przykład dali potrafiąc spokojnie funkcjonować w symbiozie aż do połowy 1953 r., kiedy to więzienia były już pełne ludzi nie tylko "niepokornych", ale i jedynie "nieprawomyślnych"?

Graczyk uważa, że środowisko „Tygodnika Powszechnego” "było w dziejach PRL-u zjawiskiem specjalnym" i twierdzi że "było w nim ciałem obcym nawet wtedy, kiedy zewnętrznie afirmowało system".

Ale nie jest to ocena trafna, bo to środowisko "Tygodnika" było dla PRL tak "obcym ciałem", jak jest nos dla człowieka. Było ono po prostu zwykłym listkiem figowym i wentylem bezpieczeństwa... I gdyby wcześniej samo(jeśli faktycznie samo?) nie powstało, to władze PRL musiałyby je same stworzyć.

Przyjmując optykę Romana Graczyka zaprezentowaną w tytule książki, można wszystko wytłumaczyć i usprawiedliwić, każdą niegodziwość i słabość. Bo skoro była to "cena przetrwania"...

Bo przecież taką samą "ceną przetrwania" jak "tygodnikowa" było również, albo może nawet tym bardziej, zapisanie się do PZPR (np. po by zachować dobrą pracę, czy zostać na uczelni, by dostać mieszkanie, by pojechać na urlop zagranicę itp.), ale i nawet współpraca z SB, by dostać paszport, by wyjechać na pobyt naukowy zagranicę, etc.etc.

To była "cena przetrwania", a tylko idioci tego nie rozumieli i nie zapisywali się do PZPR, nie rozmawiali z SB, i dlatego klepali biedę, nie rozwijali się naukowo czy twórczo, siedzieli w kraju, etc...? 

 

 

DN



 

 

Zagłoba
O mnie Zagłoba

Od stanu 48486 też:

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka