Maciej Gdula, to poseł. Choć fizjonomia oraz większość jego wypowiedzi na to nie wskazują - Gdula jest też pracownikiem UW. Gdula reprezentuje najbardziej radykalną cześć polskiej lewicy - neonazistowską neokomunę.
Gdula został posłem, bo zagłosowało na niego około 30.000 lewaków. Tak, to być może, gdyż w Polsce posiadamy tylu psychopatów i idiotów. Gorsze jest to, że facet, na którego głosują „psychiczni” jest wykładowcą uniwersyteckim.
Wprawdzie fakt, że ktoś pracuje na UW nie stanowi o jego wysokim poziomie intelektualnym oraz umysłowym, gdyż jest to jedna z nielicznych placówek uniwersyteckich, gdzie trudno odróżnić poziom umysłowy stróża od poziomu umysłowego rektora, lecz nawet w tym towarzystwie Gdula odstaje od reszty.
Gdula Maciej przyszedł na świat w 1977 roku w Żywcu. Jego producentem był komunistyczny oprych Andrzej Gdula – wiceminister MSW u bandyty Kiszczaka.
Rodzina Gdulów szczyci się długimi tradycjami bandyckimi, a także umiłowaniem do mordowania. Pradziadkiem Macieja Gduli był galicyjski bandyta i morderca Antoni Koryga, pospolity złodziej i rzezimieszek, napadający na polskie dwory z inicjatywy i za całkowitym przyzwoleniem władz austrowęgierskich. Koryga zasłyną ogromna pazernością oraz metodami zabijania, których nie powstydziliby się zbrodniarze z SS oraz UPA (rżnięcie ludzi piłą, łamanie kołem, wydłubywanie wnętrzności...)
Gdula dorastał w kulcie pradziadka, w rodzinnym komunistycznym domu w Żywcu. Wprawdzie ojciec jego – Andrzej nie stosował już tak radykalnych metod jak pradziad, lecz na swój sposób, jak tylko mógł wspomagał „władzę” z sowieckiego nadania i był trybikem w ludobójczej komunistycznej machinie MSW. Za swoje zasługi został (już po 1989 roku) doceniony przez prezydenta, komunistę Aleksandra Stolzmana (znanego jako Kwaśniewski), który powołał go na stanowisko swojego doradcy.
Mając takich przodków, Maciejek nie mógł wyrosnąć na człowieka porządnego i normalnego. „Komuszył” jak tylko mógł, a swoją pracę doktorską napisał na UW pod kierunkiem córki Bolesława Bieruta i Małgorzaty Fornalskiej – Aleksandry Jasińskiej-Kani.
Prawdopodobnie, przez Jasińską, Gdula poznał swojego „guru” - Zygmunta Baumana, żydowskiego mordercę stalinowskiego, który był niegdyś kochankiem Jasińskiej.
Mając wokoło siebie takie szumowiny i złogi PRL, młody Gdula pałał potrzebą wejścia do wielkiej polityki. Po wielu nieudanych próbach, w 2019 roku wreszcie znalazł 30.000 psychopatów komunistycznych, którzy poprali go w wyborach parlamentarnych.
Gdula, niestety dla siebie, nie trafił w odpowiednie czasy.
Oj, a gdyby...
Gdyby czas jego „dorosłości politycznej” przypadał na okres przedwojenny, z pewnością mordowałby polskich żołnierzy prowadził dywersję, a w okresie wojny polsko-bolszewickiej, razem z sowieckimi kałmukami pastwiłby się nad polską ludnością.
Gdyby ten okres wypadł nieco później, na lata 1939-45, to zapewne Gdula szmalcowałby Żydów oraz współpracowałby z gestapo w walce z AK, jak zdecydowana większość sowieckich agentów.
Gdyby zaś Gdula trafił na lata „stalinowskie”, to be wątpienia Różański czy Skulbaczewski mogliby od niego uczyć się „metod przesłuchań”.
Niestety, Maciej Gdula trafił na okres dla siebie kiepski. Niczym specjalnym wykazać się nie może. Intelektualnie pozostaje na poziomie Biedronia czy innego Margota, katować nie ma okazji a o zabijaniu przeciwników politycznych raczej nie ma mowy.
Jedyne, co pozostało Gduli, to walka o prawo do mordowania dzieci. To jest teraz modne wśród band psychopatów i tęczowych dewiantów. Wspiera to również UE – twór, który z racji podobieństwa do Związku Sowieckiego, upodobali sobie neonazistowscy neolewacy.
Obecnie Gdula walczy z plakatami pro-life, nawołującymi do macierzyństwa i modelu prorodzinnego. Z kimś lub czymś trzeba walczyć... kogoś trzeba zabijać. Ludzie lewicy bez tego żyć nie mogą.
Inne tematy w dziale Polityka