Wyją wołki, płoną jołki a nad jednych z czterech polskich przejść granicznych z Rosją wisi ciężka i śmierdząca chmura. To nie eksperyment naukowy ani militarny, to bawiące ze swym wodzem już kolejny raz w tej okolicy nocne wołki, metodycznie dorzucają do wielkiego kotła z polityką nowe "argumenty", przy okazji psując też powietrze. Cała zresztą wątła i nieczynna od dłuższego czasu ścieżka z Polski do Kaliningradu zmaga się z potężnym bąkiem z tamtej strony; bąkiem, który dodatkowo zaganiany jest przez silny, wschodni wiatr aż po Warszawę. Co ciekawe, według niezależnych mediów, bąk ten kaliningradczykom pachnie nawet całkiem ładnie, (a niektórym cudnie) zatem wołki robią co w ich mocy, żeby nie wywietrzał. Jeden z tych nielicznych mądrych i uczciwych dziennikarzy czasu wojny z Rosji, ekspert do spraw bezpieczeństwa dr Paweł Łuzin, mówił tak niedawno w Wirtualnej Polsce o swych pobratymcach:
„Szukają oparcia w rozpadającej się rzeczywistości, więc są gotowi uwierzyć w każdy absurd: np. że zbrodnie w Buczy sfałszowano, że w Ukrainie są naziści. Ale nie dlatego, że szczerze w to wierzą, tylko dlatego, że pozwala to zagłuszyć sumienie. Ci ludzie rozumieją, że jesteśmy moralnym, psychologicznym, kulturowym, ekonomicznym, politycznym dnem”.
Warto tu nadmienić, że opinię tę wystawił tym ze swych rodaków, którzy nadal tkwią w rozkroku i nie wiedzą, którą wybrać stronę. Niezdecydowanym, z rozdwojeniem historyczno-politycznej jaźni , podstawowym więc targecie takich władców dusz jak Aleksander Załdostanow. Zaś o "narkomanach propagandy", którzy jednoznacznie wierzą swym Chirurgom i Putinom, miał zdecydowanie gorsze zdanie:
"Reszta, ok. 20 milionów Rosjan, to ci, którzy wojnę wspierają. Znaczna część tej grupy to budżetówka, całkowicie uzależniona od obecnego systemu. Jak system się rozpadnie, to oni dostaną po głowie od ludzi m.in. za oszustwa wyborcze."
Myślę, że to znakomicie pokazuje w jak głębokiej dupie siedzi większość Rosjan i jakkolwiek absolutnie nie zamierzam ich żałować, pogardliwa myśl Łuzina to milowy krok do zrozumienia tej kompletnie absurdalnej wojny, która tak naprawdę nie jest żadną wojną, nie jest nawet operacją militarną a zwyczajną bandyterką na wysokim szczeblu państwowości, zbrodnią na narodzie cudzym oraz swoim, przede wszystkim jednak inkarnacją Trzeciej Rzeszy Niemców w czwartym pokoleniu Rosjan.
***
Siergiej Wadimowicz, wspominany na początku tekstu trzy odcinki temu, zrobił po swojemu a więc tak, jak go uprzednio zaprogramowano w Moskwie. Mimo, że jest dyplomatą i powinien wzbudzać choćby ślad szacunku, jest to dziś praktycznie niemożliwe. Patrząc prosto do kamery, prosto w oczy dziennikarzom oraz prosto w oczy Ukraińcom i Polakom, których w Parku Sztywnych były setki jeśli nie tysiące, z twarzą Sfinksa i głębokim przekonaniem głosił niebezpieczne brednie i kompletne farmazony na podłożu bezczelnego i roszczeniowego kłamstwa. A więc znów faszyści to faszyści, jego mać, i Ukraińcy też faszyści, którzy knują by skutecznie cofnąć Rosję do epoki lodowcowej. Azowowcy z Mariupola też faszyści i bandyci, którzy zrujnowali piękne miasto a cywilów (też faszystów?) - żywe tarcze - wystawiają pod rosyjskie lufy. Bucza? Wstrętna i niegodna prowokacja, podczas której ukraińskie baby udawały trupy i w tym celu kładły się na ziemi. Ameryka tylko czyha by się dobrać do dziewiczo czystej Rosji a dotknięty zaawansowanym alzheimerem tetryk Biden, w przerwach między napełnianiem pieluch, naprowadza NATO na szaleńczy kurs ku trzeciej wojnie. Pomagają mu w tym różne czarne charaktery oraz euromendy jak na przykład pańska Polska, która zresztą stoi też w kolejce do denazyfikacji. Nic dziwnego, że tłum w końcu nie wytrzymał i rękami znanej dziennikarki z Ukrainy poczęstował gnoja porcją barszczu, którą Siergiej Wadimowicz poniósł dumnie do ambasadorskiej limuzyny na krawacie, garniturze, twarzy i czerepie. Miał w tym w sumie trochę szczęścia bo Iryna (ta od zupy) jako człowiek mediów przyszła tylko z niekrzywdzącym barszczem zaś ulica - Ukraińcy i Polacy - przyszła z kamieniami. Trzeba jednak przyznać, że udało się uniknąć większej prowokacji i plan Andriejewa udał się zaledwie w małej części. Wprawdzie w tłumie pulsowało od prowokatorów, jednak organizatorzy i ich służby porządkowe panowali nad próbami skierowania demonstracji na niedobre tory; dramy pojawiały się znienacka i znienacka wygasały. Było trochę szarpaniny, wzbogaconej obelgami, sam złapałem w kadrze typa, który symulował w środku tłumu nagrywanie telefonem po to tylko aby w odpowiedniej chwili wyjąć kocim ruchem zbiornik z gazem i gdy nikt nie patrzył, prysnąć w stronę demonstrantów całkiem sporą dawkę (foto nr 3 w galerii, widać doskonale gaz i gazownika). Tłum w ułamku chwili się rozpłakał, rozpluł i rozkichał, prowokator czmychnął zaś - jak sądził - niezauważony. Nie był niezauważony - mam garść fotografii.
Z dala od pomnika trwała demonstracja z chwytającym serce happeningiem Ukraińców i wystawą fotografii z rozbitego Mariupola. Tutaj jednak słów nie trzeba - o tej części niech wam opowiedzą załączone do galerii zdjęcia.
***
Nieco więcej niż Andriejew wzbudził nieprzyjaznych uczuć orszak starszych kobiet z wiązankami, pod dowództwem hożej baby z ambasady lub RONIK-a, wydelegowanej przez Siergieja Andriejewa aby dokończyła jego dzieło - ambasador bowiem po spotkaniu z barszczem, czmychnął pod osłoną policjantów do swej limuzyny i odjechał oficjalnie oburzony zaś nieoficjalnie, jak się wydawało, w pełni usatysfakcjonowany. Barszcz na twarzy, choćby i na occie, to naprawdę niska cena za dyplomatyczny skandal, oburzenie w całej Rosji i żądania zadośćuczynienia, dla kremlowskich mediów zaś okazja by publicznie żądać ścięcia polskich, teraz już tak samo banderowskich i terrorystycznych głów jak te, niebiesko-żółte. Może nawet błyskawicznej denazyfikacji, jak się okazuje, nadal wstecznej i zadowolonej z siebie Polszy.
Rejterada Andriejewa nie odstrasza i nie zbija z pantałyku kobiet Rewolucji w wieku post-post-balzakowskim (w każdym razie coś około tego); mruczą i fukają na manifestantów, sieką spojrzeniami, potem zaś znienacka myk - wpieriod na pomnik. Na początku płynie herod baba z ambasady lub RONIK-a, dzierżąc w wyciągniętej dłoni chorągiewkę w barwach Federacji, za nią suną kwiaty i wiązanki, które tłum bez powodzenia usiłuje zbombardować kanapkami, kamieniami, butelkami z colą i - tak mi się zdaje - fekaliami. Później pcha się paru aktywistów i pieniaczy, którzy podpuszczają i są podpuszczani, paru mundurowych zakutanych w kominiarki jak kibole Legii, trzy lub cztery córy Rewolucji, które wcześniej już wspomniałem a za nimi doskonale wyczuwalny vulgovaginalis. Żeby absurd był kompletny i domknięty, z tyłu dobiegają głośne, dramatyczne modły członków Ordo Iuris, którzy też uznali, że nie może ich zabraknąć w tak doniosłej chwili. Przeszkadzają absolutnie wszystkim - precz próbują pognać ich Rosjanie, krzywią się pod nosem Ukraińcy a Polacy nawołują mundurowych. Na nic to nawoływanie, porządkowi wraz z policją bowiem stają przed gwałtowną awanturą, która równie szybko zgaśnie co się rozpoczęła, teraz jednak, z każdą chwilą, wchodzi na obroty. Najpierw herod-babie nagle kończą się hamulce i kobieta rzuca się galopem z pianą na wymalowanych krwiście ustach i bojowym kwikiem dochodzącym gdzieś spod różu za młodziutką Ukrainką, która już trzy razy zabierała jej wiązankę i usiłowała wynieść poza cmentarz by tam godnie ją rozdeptać. W chwili kiedy wreszcie ją dopada i zaczyna szarpać, nad jej głową przelatuje z gwizdem, niszcząc błyskawicznie koafiura, wiecheć słomy, parę rachitycznych kwiatków i patyków owiniętych flagą Ukrainy. Drugi pocisk idealnie trafia tam gdzie był wycelowany, dwie kobiety szarpią się u stóp pomnika z zardzewiałą gwiazdą, tłum zaś krzyczy: "Kisiel! Kisiel!". Akcja teraz się przenosi na monumentalne schody, gdzie trzy albo cztery panie w towarzystwie spasionego, przebranego za czekistę wieprzka, usiłują upchnąć swoje kwiatki. Te natychmiast demonstranci im zwracają, usiłując nie spudłować i historia się powtarza. W końcu ktoś przykrywa cokół ukraińską flagą i kobiety dają za wygraną. Najciekawsze nadal wciąż przed nami. Tam, gdzie baby wcześniej się szarpały, teraz ktoś rozpylił gaz pieprzowy. Po tej samej stronie tylko nieco dalej, Ordo Iuris wykonało religijną pętlę i zaczyna od początku Zdrowaś Mario, wzbogacone jakimś strasznym wyciem z odtwarzacza; nie dość że gorąco, nie dość że nerwowo to do tego jeszcze uszy więdną. A na środku placu regularna wojna. Prowokator w garniturze w kratkę wdaje się w dyskusję z każdym, obrażając go już na początku. Od dłuższego czasu z rosłym, młodym Ukraińcem prężą się i patrzą sobie prosto w oczy, okrążając się nawzajem. Ukrainiec raz za razem łapie się za głowę, usiłuje coś tłumaczyć, wymachuje ramionami jednak to nie on a prowokator zdaje się być górą. To wrażenie jednak szybko mija gdyż Rosjanin nagle rzuca się na Ukraińca z gazem i pięściami. Nie ma to, jak źle obliczyć siły; widzieć jednak jak ktoś źle je porachował, zarabiając na skarcenie – to bezcenne. Chłopak, jak się później dowiaduję, od siódmego roku życia ćwiczy boks i niepotrzebny mu oktagon. Sprawnie się uchyla, lewy prosty zaś o wadze kilotony, niepotrzebny spór zamyka. Teraz już czerwono wokół jest nie tylko od politycznego barszczu. Mundurowi nagle zmartwychwstali i wyprowadzają obu panów - Ukrainiec wróci tu niebawem z polską flagą i podbitym okiem, ruski zaś jest w drodze szpitala, później zaś do kryminału. Awantura gaśnie równie szybko, co się rozpoczęła. Demonstranci osiągnęli swoje - na pomniku zamiast kwiatów leżą flagi Ukrainy. Baba z ambasady gdzieś przepadła za to córy Rewolucji drepczą w stronę busa z ambasady w otoczeniu policjantów, Ordo Iuris wciąż się modli pod gierojem z brązu zaś po schodach do parkingu sunie widmo komunizmu, a dwa kroki za nim - znany już nam dobrze vulgovaginalis.
***
W tym momencie można już postawić kropkę do całego tekstu, komentarzem zaś niech będą zdjęcia. Mimo starań nie udało się radosne święto, uroczysta celebracja buty i agresji, nabożeństwo zbrodni - w próżnię poszły też w zasadzie wszystkie, tak starannie szykowane, prowokacje. Świat się nie zachwycił ani nie oburzył, świat wie swoje, mimo że daleko mu ideału. A bezwstydny pułk nie przeszedł nigdzie poza Moskwą - ani tutaj ani w Ukrainie. Z tego wszyscy powinniśmy być dziś dumni.
Zobacz galerię zdjęć:
Dzień "zwycięstwa" 09 05 2022
Interesuje mnie Wschód. Od Mińska aż po Władywostok, od Lwowa po Jangi - Jul i Dżalalabad. Lubię być tam, gdzie niewygodnie, gdzie nic nie jest oczywiste i gdzie czasami da się jeszcze spotkać białą plamę ...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka