Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Owernii, regionie gdzie ponoć setka wulkanicznych stożków współgra z najzwyklejszym krajobrazem francuskiej prowincji pomyślałem sobie, że to żart. Wulkany w sercu Francji? To chyba niemożliwe! Udaliśmy się tam jednak aby to sprawdzić.
Mimo, że był środek lata i mijała właśnie połowa sierpnia, po raz pierwszy od wielu dni niebo nad naszymi głowami stało się bezchmurne. Choć odczuwaliśmy jeszcze chłód, ale było już słonecznie. Z prognozy znalezionej kilka dni temu w internecie wynikało, że od czwartku pogoda miała być upalna. A właśnie jest czwartek!
Skoro ma być upalnie i do tego jest czwartek, to znaczy, że jesteśmy w Clermont – Ferrand.
To duże miasto, stolica Owernii. Ma około 250.000 mieszkańców. Zadbane, nowoczesne i stare, a nawet starożytne. Prawdę powiedziawszy to dwa różne miasta. O znacznie mniejszym Ferrand opowiem kiedy indziej.
Natomiast większe i bardziej okazałe Clermont zbudowano przed laty wokół prehistorycznego wulkanu. Na szczycie, a dokładnie na samym czubku zastygłego, wulkanicznego stożka wzniesiono z czarnego kamienia katedrę. Tak strzelistą jak to było wówczas możliwe. A możliwe było tak, jak mógł to sobie wyobrazić architekt. Architekci ówcześni wyobraźnię już mieli niedościgłą!
Nigdy jeszcze nie widziałem gotyckich kolumn równie strzelistych. Nigdy też liczne linie gotyku nie były tak ostro nakreślone! Bo skreślono je kamieniem czarnym jak węgiel. Wnętrze tej niezwykłej katedry poraża niespotykaną estetyką, wprost olśniewa ogromem i doskonałym ładem w uporządkowanej gotykiem przestrzeni.
Kiedy wszedłem do środka wprost oniemiałem. Stałem tak skamieniały w głównej nawie i bezwiednie szeptałem jakieś słowa. Słowa zachwytu nad wspaniałością myśli anonimowego twórcy tego dzieła. Żaden jeszcze kościół, a widziałem ich wiele, nie zrobił na mnie takiego wrażenia.
Z przejmującej czerni kolumn zbiegających się w poświacie mglistego powietrza gdzieś u szczytu, spotęgowanej bielą sklepień, z blasku drżących promieni słonecznych wślizgujących się w katedralny mrok przez migotliwe szkiełka witraży utkano tutaj ten gotyk!
Może niezwykłość czarnego materiału i niezwykłość miejsca na samym szczycie wygasłego wulkanu uczyniło tę budowlę aż tak piękną?
Może uczyniła to jakaś, dziś już nieodgadniona tajemnica tworzenia takich budowli, zaklęta w proporcjach i odkryta przed laty przez anonimowego architekta? Może tak było. A może wcale nie?
Może po prostu stworzono tutaj po cichu, bez rozgłosu rzecz najzwyczajniej doskonałą?
Całe Clermont-Ferrand, a przynajmniej jego najstarsza część została pobudowana z szarych, wulkanicznych bloczków. Domy są na ogół nieotynkowane, a więc swym wyglądem przypominają nieco krajobraz naszych budynków gospodarczych z siporeksu. Trzeba zatem dostrzec w wyglądzie tej pięknej, średniowiecznej starówki coś więcej aniżeli tylko to co, jako żywo przypomina nasze osiedlowe zaniedbane garaże i komórki.
Część nowoczesna Clermont jest nowoczesna na wskroś. Wszystko zostało tu świetnie zaprojektowane i doskonale wykonane z materiałów wysokiej klasy. Wokół też trwają prace przy modernizacji nawierzchni. We Francji wszędzie unowocześnia się istniejącą infrastrukturę na skalę u nas niespotykaną. Dostrzegamy to w większości odwiedzanych miast.
Clermont pełne jest studentów. Jest ich tu ponoć ponad 30.000. Clermont wprost tętni tym młodym, wielobarwnym życiem. Niczym lustro odbija młode twarze, zwiewne, kolorowe ubiory, radosny szczebiot. Piękne dziewczyny są ozdobą tych szarych domów. Wszędzie kawiarniane ogródki zapełniono pijącymi piwo i wino młodymi ludźmi.
W miastach nasyconych młodzieżą życie płynie innym nurtem. Pachną one świeżością, pomysłowością i nowoczesnością, nawet wtedy kiedy są stare i nobliwe. Wyczuwa się tam szerszy horyzont i dalszą perspektywę. Młode spojrzenie jest żywsze i baczniejsze. Dostrzega więcej!
Inne tematy w dziale Rozmaitości