niktt niktt
285
BLOG

Osły na wyspie Kimolos

niktt niktt Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

Ranek jest upalny.

Po śniadaniu poprzedzonym szukaniem w chorze piekarni – ta chora na Kimolosie to samodzielny temat – a wiec po śniadaniu, postanowiliśmy pójść na plażę Prasse. To 7 km w jedną stronę, ale jakie widoki po drodze! Droga wiodła bowiem górami i przez cały czas po prawej stronie mieliśmy morze. Niesamowite zbocza z pokładami kredy i innych minerałów schodzące wprost do wody.

W oddali inne wyspy na linii Milos – Kimolos, ale niezamieszkałe. Oprócz nich drobne skały i skałki wyrastające wprost z błękitu wody. Droga z czarnej asfaltowej szybko zrobiła się biała, kredowa.

To wspinała się, to opadała w dół. Na zboczach siwe tarasy z niezliczonymi liniami murków i schodków. Gdzieniegdzie drzewa oliwkowe przykurzone bielą kredy i całe połacie rosnących kopiasto ostrolistnych roślin, które dopiero wieczorem, kiedy będziemy wracać, roztoczą przed nami czarodziejskie zapachy. Najintensywniej pachną one bowiem tuż przed zachodem słońca, kiedy żar z nieba nieco przycicha, a wokół panuje jeszcze wysoka, lecz już znośna temperatura.

Doszliśmy do plaży po ponad godzinnym marszu w skwarze. Najpierw odwiedziliśmy zagubioną tawernę, gdzie natychmiast zamówiłem litr piwa, a Grażynka bardzo dużą ilość zimnej wody. Plaża Prasse jest piaszczysta, z piaskiem, który pokrywa poprzetykane kamieniami kredowe skały. Woda w tym kredowym środowisku jest szmaragdowa. Pływamy i kąpiemy się co chwila. Próbuję to malować, ale z miernym skutkiem. Wieje lekki orzeźwiający wiatr. Około 16.00 czujemy się porażeni słońcem, które wydawałoby się, że wcale nie opala. Zakładamy więc na głowy bandanki, a nosy smarujemy mocnym kremem z filtrem. Chyba za późno! O 17.00 postanowiliśmy wracać.

Droga ta sama, lecz słońce teraz jest z innej strony i w ogóle czas mniej się dłuży.

Robimy dużo zdjęć, bo oświetlenie jest wyjątkowe. W domu jesteśmy znów po 1 1/2 godziny – bierzemy jak zwykle prysznic, smarujemy nasze obolałe ciała i idziemy na spóźniony obiad. Znów do restauracji Meltemi, gdzie byliśmy poprzednio.

Kimolos jest piękną wyspą.

A chora - nadspodziewanie duża - jest autentycznym, pełnym życia zabytkiem, bez odrobiny hipokryzji dyktowanej przez turystykę.

Jej mieszkańcy żyją w cieniu białych, czworokątnych domostw, pośród krętych uliczek pokrytych kamieniami, których wszystkie krawędzie obwiedziono białą linią. Wszystko jest tutaj normalne – sklepy, knajpy, tawerny. Nie ma tu w ogóle turystów, jest natomiast bardzo wielu uśmiechniętych, serdecznych ludzi. Uśmiechniętych bez szczególnego powodu.

Jako środka transportu używa się tu powszechnie osłów. Na osłach się tutaj jeździ, przewozi towary, załatwia swoje sprawy. Przy pomocy osłów uprawia się pola w nieodległych zagrodach.

Na osłach nie jeżdżą turyści, bo ich tu nie ma.

Osioł wydaje się tutaj zwierzęciem zupełnie niezastąpionym.

Ponieważ ulice są wąskie i kręte, dużo jest schodów, schodków, podestów etc – tylko osioł jest wstanie to wszystko sforsować. Na osłach jeżdżą zarówno kobiety jak i mężczyźni. Siedzi się na nim w ten sposób, ze obie nogi zwisają z jednej strony zwierzęcia. Są osły dorodne z przyzwoitą i ozdobną uprzężą, lecz są i zabiedzone, z uprzężą z przetartych i sztukowanych rzemieni, a nawet z niedbale powiązanych sznurków.

Zupełnie inaczej wyglądało to na Therze, gdzie osły należały do jednej z wielu turystycznych atrakcji i gdzie woziły w zasadzie jedynie turystów ze starego portu krętymi schodami do górnej Firy.

Podobnie w Kalmari na drodze przez skwar, którą sforsowaliśmy z Grażynką piechotą, a osły służyły jedynie wygodzie znudzonych turystów.

Tutaj na Kimolos wreszcie przekonaliśmy się jakie jest właściwe przeznaczenie tych zwierząt i jak niesamowicie są one przydatne w takiej konfiguracji terenu.

I że stanowią zwykły element krajobrazu.


 


 

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości