Xylomena Xylomena
241
BLOG

Arkadiuszowi Jadczykowi metafizycznie - polemika

Xylomena Xylomena Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Jako wywołana do tablicy nie w temacie, pozwolę sobie poswawolić. I nawet otwarcie się zdemaskuję, że nie mam zamiaru zagłębić się w rozkminienie pojęcia "Psi", więc komu tyle wystarczy, do przesądzenia, że to na pewno nie będzie o tym, skoro strzelane w ciemno, to jego wybór.


W zależności od punktu startowego pamięci, część ludzi posiada identyfikację o sobie zawężoną do własnego ciała, a z pozostałymi ludźmi i stworzeniami jedynie poprzez empatię, czyli wyłapywanie podobieństw reakcji do własnych, czym jest w stanie się wzruszyć na korzyść obserwowanego lub przeciwnie - żeby kogoś skutecznie zdenerwować, obrazić, wpędzić w uczucia destrukcyjne.


Ale nie dlatego użyłam pojęcia "zawężoną", że jestem jakimś szczególnym demagogiem, który nakłania do przyjęcia wnioskowania, nie siląc na wyjawienie sekretu, skąd je wziął, lub przez jakoweś oczytanie w lekturze niegodnej zmieniacza wiedzy naukowej, tylko przez odniesienie do populacji odmiennej (w tym samym gatunku), której to pamięć sięga czegoś więcej, niż własna osoba, a co jako tępak nazwałabym po prostu początkiem istnienia świata. Jednak ponieważ aż takiego tępactwa oduczono mnie skutecznie pojęciami czasu i materii, które już nawet bałabym się stracić - chociażby przez wgląd na rodowody, przodków i potomków, których bez tego nie sposób systematyzować, kto tam czyj i za czyją zasłużonością (ewentualnie przyczynowością zgoła przeciwną) - to ani mi się śni robić z siebie aż taką wariatkę, żeby twierdzić, że ludzkie umysły początek świata po prostu pamiętają. Jakoś inaczej by ten moment nazwać można i w ogóle nie o nazwy chodzi, narzucanie ich i przypisywanie do autorów. Szczególnie, że tak umiejscowiony start świadomości nie dotyczy żadnych wieków, dziejów, historii i wybuchów, a jedynie udziału światła w istnieniu życia. A zatem - projekcji owego życia? Bynajmniej. W życiu nie da się takiego punktu startowego pamięci podciągnąć pod projekcję, stąd w ogóle możliwość jej wyodrębniania.


Odróżnianie ludzi z holistycznym punktem startowym pamięci, a z punktami rozproszonymi - odnoszącymi się do samego siebie, pod pewnymi względami możliwe jest jedynie w oparciu o wywiad/deklaracje.


Przy czym holistyczni - pomimo, że wspomnienie to jest dla nich niezacieralne upływem czasu, z uwagi na to, że pokazuje ono, jak jest bez czasu, a więc jest ono pierwotne przed nim, jak i objawieniem się im własnego ciała i świata - nie mają najmniejszego powodu na to wskazywać, że ich pamięć sięga sposobu ożywania/powstawania wszystkiego, nawet przy pytaniu wprost - co jest twoim pierwszym wspomnieniem. Nie przez żadne zakłamanie lub wybiórcze dopuszczanie do swojej wiedzy lub trudności opisu, a dlatego, że jedynie maszyny nie interpretują pytań, trzymając się ich literalnie, a nie ludzie. Ludzie ze swoimi odpowiedziami startują od interpretacji - po co ty mnie o to pytasz i analizują, jak odpowiedzieć dla bycia zrozumiałym przez pytającego, na miarę znajomości danej osoby. A, że o coś takiego jak pierwsze wspomnienie nie miałby powodu zapytać człowiek z analogicznym punktem startowym pamięci/świadomości, zatem jeśli pyta, to nie wie nic o byciu wspólnym ciałem z osobą odpytywaną (nie chce pamiętać, bo przeszkadza mu to w celu, który sobie wytycza, czy ma odrębne przeznaczenie przez inaczej skonfigurowaną pamięć?) i zostaje zidentyfikowany jako inny lub zainteresowany pierwszym wspomnieniem w odniesieniu do posiadania ciała, a nie w ogóle pierwszym. Jednak trudno powiedzieć, że obcy, a tylko - niezrozumiały. Natomiast - obcy, jako zagrażający życiu, jest pojęciem przyswojonym do komunikacji z pojęciownika osoby niewidzącej swojego połączenia ze wszystkim.


A co z człowiekiem, którego punkt startowy pamięci nie informuje o żadnym zjednoczeniu ze światem, tylko próbuje on takowe wyrozumować (potwierdzić lub wykluczyć, ewentualnie przyjąć na wiarę)? Trudno mi uwolnić się od wartościowania, że jest pośledni w stosunku do tych z pamięcią holistyczną, z uwagi na wprowadzanie przez takiego osobnika zamętu i poróżniania ludzi w jakiś sobie wiadomych/wybieranych celach. Tym niemniej wedle sprawiedliwości z perspektywy holistycznej (tej z wyposażenia, a nie jakiejś teorii), taki człowiek nie jest do wykluczania, bo jest tą samą jednością. Zatem wypada od niego wszystko znieść, łącznie z jego niewidzeniem połączenia i tego, co zadaje. Bo czy coś podpowiada, że on sobie sam wybiera swoją pamięć, gdzie ma ona zastartować i celowo sprowadził ją do samego siebie?


Na pytanie o pierwsze wspomnienie odpowiada na ogół, że takiego nie pamięta, albo odgrzebuje wspomnienia rozproszone ze swego dzieciństwa.


Czy można go zrestartować lub pamięć mu nadpisać od nowa przez wykasowanie istniejącej, tak aby upodobnił się ze swą świadomością o jedności do startującego ze swą pamięcią przed czasem i materią? A więc zapędzić kogoś do pustki, od której wystartował ten z pamięcią holistyczną? Przecież ruch od światła do unieczynnienia siebie w ciemności, jaki miałby wówczas do pokonania dla dojścia do niedostępnej mu perspektywy z tym w co jest wyposażony, siłą rzeczy jest przeciwny temu, który wykonuje holistyk, który z ciemności idzie do światła. Padają rozbieżne słowa i nauki. Dlatego ja nie wiem, czy tak można bez skutków ubocznych i w ogóle z nazywaniem tego własną tożsamością, skoro to przez jej porzucenie miałby się ktoś odrodzić na nowo.


Nakierowywanie ludzi na pustkę jako cel życiowej drogi, która potem sama się przejaśni, przez takich, co pojęcia nie mają o istnieniu ludzi rodzących się z kierunkiem od pustki, podpowiada mi raczej konieczność ignorowania nauk pochodzących od tych, którzy jedynie odgadują podobieństwa ludzi przez analogię ze sobą. Tylko, że o dziwo owe przeniesienia podobieństw (pożądanie podobieństwa przez jego nieistnienie?) dotyczą wszystkich bez względu na rodzaje pamięci (i o Bogu tyle do powiedzenia miano). Dlatego najzdrowszy odruch obierania sobie autorytetów naukowych bazuje na zasadzie - kto mnie nie zna, nie ma prawa mnie uczyć. W każdym razie do tego czasu jestem w prawie puszczania jego nauk mimo uszu.


Różne rzeczy można zwizualizować w modelu i na ekran, różne policzyć, ale niemożliwe jest pokazanie własnego przejścia z nicości do całości, stanowiącego uczestniczenie w życiu, a cóż dopiero modelu rozumienia go, które się odbywa już poza nim, więc nikt nie jest w stanie się takim rozumieniem podzielić. Bo chociaż z nieba dusza ludzka potrafi wrócić z powodzeniem i niejako w tym właśnie celu, to wraca tylko do stanu bez wiedzy, który owo życie determinuje.


Gdybym zaczęła opisywać niebyt tym, że jest niebytem dopóki nie pojawi się myśl, iż nic nie widać, to i tak nie ma to nic wspólnego z precyzją, bo czasu tam jeszcze nie ma, żeby myśl zmieścił, a ta płaska czerń – jest, niczym wygaszony ekran, więc jest beznadziejnie, że się ją widzi i nic innego nie istnieje, i myśleć nie ma o czym. Nie jest się jeszcze ani kimś żywym, ani oddychającym, a tylko tym wzorkiem zmuszonym do widzenia płaskiej czerni. Stopniowo wzrok zaczyna przyłapywać zmiany nasycenia czerni, jak przy wywoływaniu papieru fotograficznego w drugą stronę (od prześwietlenia startując), czego jeszcze wtedy do niczego takiego porównać się nie da – po prostu się dzieją. Gdy dochodzi do stanu niczym perfekcyjna czarno-biała fotografia, akcja tego świata zamienia się w nasycanie kolorami, więc nie jest jeszcze zbyt zawrotna przy nieruchawości ogólnej i utrzymującej się płaskości, chociaż daje już wzruszające poczucie, że kolor jest czymś najpiękniejszym, co się dotąd widziało. Po dojściu do ideału obraz ożywa wprawiając w taki zachwyt tym, że istnieje życie, iż bezwiednie wypuszcza się powietrze z ust, jak po długim przyduszeniu, a wzrok okazuje się być zdolny poruszać we wszystkich kierunkach, przez co przyłapuje istnienie własnych dłoni; a to nagłe odkrycie, że posiada się ciało, jest połączone z poczuciem wybawienia z niewoli, za co odczuwa się wdzięczność do wszystkiego na co patrzy. O tym, że postać w pokoju, to własna mama, wie się od razu, bez żadnego uczenia postaci i języka. I szczęście jest pełne. Dopóki z biegiem lat nie okazuje się, że świat nie daje się wcale kochać tak łatwo, jak piękny jest dla oczu.


Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości