Kościół w Izraelu
Kościół w Izraelu
Xylomena Xylomena
139
BLOG

Zawzięci w niewybaczaniu

Xylomena Xylomena Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

To, że jest mi dane nie mówić w waszym języku, zupełnie nie skłania mnie do milczenia. Zatem do kogo mówię, do jakiego obcego, któremu daję zgadywać z moich słów, co zechce i co z tego mieć będzie? Rozsądku z tego wielkiego nie widać. A chyba jednak robię jak każdy, skoro i Niemiec chce być rozumiany przez Rosjanina, i Francuz przez Chińczyka, Polak przez Żyda, a każdy przez każdego lub i bez niczyjego udziału, podstępu żadnego sobie słowami wzajem nie zadając...


Czy przeciwnie i raczej każdemu dobrze w obcości swojej, a języka swego do maskowania intencji używa? No w takich razach i mojego języka bać się trzeba, że nic nim odsłonięte mieć nie będziecie, co wam czynię. A i siłą nikt ze mnie wiedzy tej nie wydusi. Bo czego nie wiem, to nie wiem.


Dlatego, że ludzie nie są jednacy. Nie to samo pojmują z tych samych słów. A jak już widzą, że różnie, to tylko w spory się wdają dla ustalenia, kto kogo rozumem przerósł. Albo cytaty przywodzą dla wzmocnienia respektu dla stanowiska własnego. I wówczas księgi pasują, która ma większą moc nad którą, w mniemaniu stawania słów spisanych za nimi. Podczas gdy jaka księga chciałaby być bronią człowieka przeciw człowiekowi? Przecież nie święta. Uczona? To jeżeli do tego tylko naukę człowiek sprowadzać potrafi, to i pies z kotem w pojęciu całej go ubiegli, więc o co jeszcze z drugim się ściga?


Tak człowiek każdą księgę i każde słowo potrafi sprofanować lub uświęcić, tylko tym jednym - do czego jej używa. I to w zależności od tego mają one wartość lub nic nie znaczą. Budują lub burzą. Trwają lub przemijają.


Przy czym ponadczasowość słów wcale nie jest w stanie wziąć się stąd, że będą one powtarzane przez wieki i przez wielu, a tylko, kiedy nie przestają uczyć. Kiedy jest komu je przyjmować – rozumieć i stosować.


Cóż ze znajomości tej, czy tamtej księgi na pamięć, przeczytaniu jakiś słów po wielokroć lub powtórzeniu ich każdego dnia, gdy ani rozumienie, ani stosowanie za tym nie idzie? Albo, gdy przychodzą tacy jak ja, którzy potrafią je opowiadać dalej? A nie mówię, że – wszyscy - tylko przez nieznajomość każdego, bo i nie czuję się wyjątkowa w niczym, a tylko przeszkadzająca w nierozumieniu i niestosowaniu tego, co już powiedziane było.


Na przykład o wybaczaniu.


Może i świat nosi zupełnie nieuzdolnionych do tego. Takich, których z nauki wybaczania każda księga zwalnia, a pokorny nie upomina, ale czy to mogliby być w ogólności Żydzi, albo uczniowie Jezusa? Jedni mają „Pieśń nad Pieśniami”, o tym jak to bez miłości człowiek jest niczym z wszystkim do czego dąży, a drudzy mają za wzór do naśladowania Jezusa, umierającego za wszystkich z miłości.

Jednak może jedni i drudzy są tylko na niby lub dopiero nastaną? Bo cóż to by była za miłość, gdyby nie dawała uzdolnienia do wybaczenia, gdyby nie owocowała wyrozumiałością? Jakaś postanowiona do zrealizowania kiedyś tam, ogłoszona? Albo komu warto przez pamiętliwość krzywd tracić zdolność kochania?


Ludzie do różnych roli potrafią mianować się według różnorodnych kluczy/reguł. Między innymi nadając rangę tylko raz wypowiedzianym przez sobie słowom, raz zdanym egzaminom, raz uzyskanym dyplomom, umowom, kontraktom, przysięgom, przez wymaganie respektu wszystkich pozostałych, a przynajmniej wielu, a najmniej kogokolwiek. Bo cóż mieliby ze świadectw o sobie, wyznań, prezentowania wiedzy, albo ogłaszania zobowiązań, gdyby nie znalazły one niczyjego uznania, nikogo ich treść nie obchodziła, na nikogo nie miała wpływu? Taki sposobem nikt by się nie zgodził, że widzi małżeństwo, absolwenta uczelni, pracownika zobowiązanego do pracy, czy sojusznika. To, czy tamto byłoby czytelne tylko według uczynków – całkiem innego klucza. Na który sprawiedliwy by przystał, ale odwróconego od prawdy do tego nie dałoby się przekonać. Nie obchodzi prawda takiego, kto domaga się klucza kupowania słów lub wymuszania ich przemocą, gwałtem.

Dlatego dobrze czynią, którzy słowa z czynami konfrontują i na konfrontację taką liczą. Co nie znaczy, że eliminują tym czyjeś zamiłowanie do kłamstwa lub że sobie na zmartwienie powinni to kłaść, iż tacy żyją, mówią, czy też dobrze się mają. Bo kto nie szuka prawdy z zamiłowania do niej samej, a dla wyróżnienia się lub zemsty, nie jest lepszy od tego, który prawdę ma za towar do handlu i dominacji. Wpada w pułapkę upodobnienia się do tego, którym gardzi.

Podczas, gdy ten co prawdzie służy nie ma za swojego takiego świata, w którym wszystkie reguły – awansu, uznania, władztwa i pochwały oderwane są od konfrontacji słów z uczynkami, na przysparzaniu zysku się osadzając. Ale tylko ten świat, który nosi w sercu. Na co więc mu kogoś z obcego świata ścigać, kiedy tamten aż za dobrze go widzi w ich poróżnieniu i przez to na niego dybie, mając go w nienawiści, za to jedno, iż nie jest za wzór obrany? Niech raczej w tarczę miłości szczelnie się wpasuje, żeby do własnego upadku nie dojść przez próżną zapalczywość.

O ile tylko taką miłość ma w posiadaniu. Bo i to fałszywym mniemaniem bywa i puste słowa rodzi, że ktoś kochać umie. Kto wzruszenia nad sobą za kochanie bierze, zna tylko miłość własną. Dopiero, gdy kocha drugiego, zna miłość Bożą i nie wzdryga się przed takim jej nazywaniem, ponieważ lepszego nie ma. Wszystko można sobie przypisać, ale nie wtedy, gdy kocha się prawdziwie, bowiem w stanie takim nie zgarnia się do siebie nawet słów.

Czy zatem, jeśli ktoś dowód kochaniu chce przeprowadzić mówieniem o Bogu, zwieść może? Tak. Najbardziej jednak samego siebie, nie pojmując jak w słowach tych nie chodzi o wyróżnienie osób, gdy z przeciwieństwa takiego odróżniania się biorą. Ale i przez to, że dopóki życia, nikt umiejętności kochania pewnym być nie powinien, a przeciwnie – powinności zgłębiać. Gdy nie wszystko oddane w dobrej sprawie, próżne pokładanie nadziei w sobie.




Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo