Xylomena Xylomena
66
BLOG

Czy rok odpuszczenia skutków grzechu, to dobro, czyli - czy ono nas czeka w 2025?

Xylomena Xylomena Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Rok 2025 został ogłoszony przez Kościół Rzymskokatolicki Rokiem Jubileuszu 2025 z rozszerzonymi możliwościami odpustowymi przez cały rok. Do zapoznania w bulli papieskiej „Nadzieja zawieść nie może”. Analogicznie jak masowe „zwolnienie warunkowe” – opróżnienie więzień... Na przeprowadzenie remontów pod zaostrzony rygor? A, nie nasza sprawa, o ile zwolnieni z mądrością wykorzystają na wolności tą łaskę, a nie wrócą do zbrodni, za które podlegali uwięzieniu. W przypadku grzechu – zaślepieniu w sercach.
Piękny rok przed tobą, jeśli pojmujesz istotę żalu za grzechy, że jest to żałowanie czyjegoś cierpienia, czy tylko wyrządzonego poczucia krzywdy, zadania zwątpienia, odebrania radości. To przez jego nieszczęście, czeka ono też ciebie. Czy już za życia, czy po śmierci; w każdym razie w sposób nieunikniony jesteś skazany/a na to, co sam/a zadajesz, co dajesz innym oraz Bogu zarazem, przez to, że ich stwarza i ich kocha, poświęca się dla nich, bo są Jego dziećmi. Są wszyscy bez wyjątku, a nie, że jeżeli „naszych” okradniemy, czy wytracimy, to jak świństwo wobec rodzonego brata, ale jeśli „obcych”, to Bóg ma to gdzieś - „hulaj dusza, piekła nie ma”. I czeka to „ciebie” w sensie każdego zadającego ból. Czyli w cnocie/niewinności życia możesz się tym wcale nie przejmować – jasne.  
Czy w świetle ogłoszonej „amnestii” w 2025 akurat możesz tego nie poczuć/zobaczyć, czy robisz coś złego, czy – nie? Nie wiem, jeszcze takich cudów nie widziałam. Właściwie aż tak to mogłoby by być straszne jak w horrorze, że ludzie czynią źle, a czują Łaskę i zadowolenie Boga, choćby nie wiadomo co... Zatem odpuszczą się tylko skutki grzechów zadanych w przeszłości. Coś jak rozgrzeszenie powszechne? Hmmm...
Jednak ani trochę nie wygląda to na mądrość, jeśli się nie upilnujesz, co robisz. 

Właściwie to próbowałam najpierw zanurzyć się w sam sens spowiedzi. Że jest prawodawca, który ustanawia prawo, iż jeśli jeden drugiemu zada krzywdę, to dostanie taką samą odpłatę. I najpierw wszyscy wydają się zadowoleni, że to sprawiedliwe, bo się kochają i nie mają żadnych planów krzywdzenia. Potem jednak gdy sami doświadczają krzywd, za które nikt nie żałuje, ale martwi tylko o siebie w kontekście tej wyznaczonej kary, to czują już zupełne inaczej, że - dlaczego mają być tą ofiarą, albo nie czynić tego, co im zadano, żeby mieć przynajmniej satysfakcję doraźnego tryumfu za coś tak mglistego i odległego, albo w sumie błahego, skoro dotyczącego też kogoś jeszcze, czy w końcu wszystkich wpadających w ten grzech, jak pokuta, oddawanie długu. Teraz na nim zarobię, a potem mogę pokutować - proszę bardzo, przynajmniej będę wiedzieć, że coś z tego życia miałem/miałam.
Aby ta skorupa w pokrzywdzonym nie narastała i nie tworzył się łańcuszek pociągających do grzechu, dochodzi warunek żalu za grzechy, gdyż sama kara byłaby niczym dla ratowania duszy poszkodowanego, trwałaby wiecznie nie wzbudzając w nim wybaczenia i powrotu do ludzkiego serca. Jednak taki prawdziwy żal za grzech, a nie z deklaracji, potrafi poczuć jedynie ten, kto tego skrzywdzonego prawdziwie kochał. A co do sedna okazuje się, że tym kimś był jedynie prawodawca, rodzic tych dzieci. Dzieci między sobą, tylko o tyle, o ile potrafią sobie przypomnieć miłość doświadczoną od niego, miłość dzięki której umiały się kiedyś kochać wzajemnie, czując czyimś skarbem, sensem życia. Zatem niektórzy – owszem – żałują zepsutych relacji i więzi, leją nad tym łzy, ale inni zaledwie rozum potrafią włączyć, że tak chce ojciec, tak wypada, żeby nie zlał. Z czasem i tyle nie, jeśli ich myślenie brnie w stronę „korzyści” rosnących z zadawania wzajemnych krzywd. To już postać demona, który jest pewien, że bycie człowiekiem mu „szkodzi” i szkoda czasu nawet na udawanie człowieka.  
Większość ludzi na co dzień zdaje się bardziej martwić o siebie właśnie, czyli skutek grzechu, przez co żadnego żalu nie czuje. Nie w takim sensie, który byłby zdolny zatrzymywać grzeszenie, włączać hamulec by tego nie powtarzać. A już szczególnie żyjąc przy tym ze świadomością, że przecież jest spowiedź... Czyli nie dość, że nie spełniając warunku żalu za grzech, to potrafiąc mylić to z żalem za skutek grzechu – och jak żałuję, że nie czeka mnie nic dobrego, tylko sama sprawiedliwość (jak mylenie lęku przed walnięciem w człowieka w głowę, żeby go nie uszkodzić, żeby nie cierpiał, z lękiem przed więzieniem, że dopiero to drugie, to powód do obawy), czyli pogłębiając skupienie na sobie. Tak potrafimy odpalić premedytację w niepilnowaniu się, niebyciu człowiekiem dla człowieka, choćby jednocześnie mogąc wielbić Boga, że taka spowiedź istnieje, że On ją ludziom „daje”. Co samo w sobie jest do jakiegoś stopnia pewnie usprawiedliwiające...
Zamyślam się, bo nie wiem, jak to zobaczyć, że z jednej strony każdy przejaw miłości do Boga dobrze o człowieku świadczy, ale przy jednoczesnym braku miłości do człowieka z pewnością - źle, bo to jakby nauki Boga nie przyjmować, tylko myśleć o sobie jak o dziecku uprzywilejowanym na tle innych. Pielęgnować pojęcie wyjątkowości w najgorszym z możliwych wyobrażeń – że mi wolno więcej.  
Jakby nie patrzeć - rok wyjątkowy, w którym życzę każdemu wzmożonej samokontroli, im większą sielankę czuć.

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo