Wielbienie Boga i narzekanie na ludzi, to sprzeczność. Ktoś może powiedzieć: „Ale to nie przeszkadza mi ich kochać, bo na siebie też się potrafię zżymać i wiem, co mi się w sobie nie podoba”. W takim razie niech taki człowiek pominie miarę kochania, skoro tak jej używa i weźmie na przykład wdzięczność za każde stworzenie, które jest dziełem Boga, albo wiarę w doskonałość Boskiego planu wobec siebie, że ludzie nie bez powodu są tacy jacy są na jego drodze i czegoś jest tym uczony, że właśnie tego od nich doświadcza lub jakieś cechy ma za męczące nawet do nich nie zbliżając – z samego oglądu (osób publicznych, czy będąc w jakiś strukturach, w których tkwi).
Nie da się wykonać prawdziwego uwielbienia zostawiając w sobie myślenie: „Ale tych i tych, to ja nie chcę, a tamtych nie mogę znieść.” Dlatego człowiekowi tak trudno wykonywać dobre modlitwy, nie nacechowane myśleniem, że Bóg powinien jeszcze pozmieniać masę ludzi na bycie jakimiś innymi, czyli, że ma jeszcze co robić, żeby było naprawdę dobrze. Trudno wyłączyć ocenianie Boga we własnej głowie, właśnie przez sądzenie ludzi. Łatwiej szukać największych i najmniejszych, porównywać i wartościować. A dajesz się wciągnąć w sąd choćby jednego, to przecież sądzisz całe dzieło...
Inne tematy w dziale Społeczeństwo