zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
1840
BLOG

Za i przeciw - polemicznie z łyżką dziegciu

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Styl życia Obserwuj temat Obserwuj notkę 121

Zacznę za, a potem już będzie tylko przeciw.
W odległości 35, nie więcej niż 40 metrów mam za oknem schodki. Od śniegu do śniegu młodzież młodsza trenuje na nich skoki na deskorolkach. O posiedzeniu przed dwudziestą trzecią, a często i przed północą w pokoju od strony schodków przy otwartym oknie – myśleć niepodobna. Szczęściem mieszkanie ma okna na dwie strony, więc po tej drugiej da się odpocząć.
Dużo dalej, może i ze sto metrów, stoi blok wysoki, którego mieszkania nie mają tego luksusu, wszystkie okna wychodzą w nim na jedną stronę świata. Tak więc ci lokatorzy, których mieszkania są od strony schodków, założyli protest. Po ich interwencji Pani z Administracji przyszła któregoś dnia z petycją, aby ćwiczeniom skoków na deskorolkach położyć kres.
Nie pamiętam, jaką metodą kres miał być kładziony, ale i tak podpisu odmówiłam, tłumacząc, że chociaż i mnie te hałasy bardzo przeszkadzają, to jednak takie niedorostki muszą mieć możliwość zużycia nadmiarów energii i należy pomyśleć o jakimś miejscu, w którym mogłyby to robić w sposób mniej uciążliwy. Zainteresowałam też sprawą Radę Osiedla, ta Radę Dzielnicy, no i czekam.
To było za, teraz już tylko przeciw.
Wszystkim Państwu, którym tak tęskno za trzepakiem i nieograniczonym prawem wykrzyczenia z całych płuc radości życia przez gromadę niedorostków, muszę przypomnieć, że obyczaj ten raczej nie należy do obyczajów starożytnych. Powstał wraz z osiedlami wzniesionymi na tyle wcześnie, żeby mógł się do nich wprowadzić inżynier Karwowski. Wcześniej takich osiedli po prostu nie było. Nie-by-ło. Ot co.
Ludzie w miastach mieszkali w kamienicach, gdzie sposób opieki nad dziećmi zależał dość ściśle od piętra, które rodzina w kamienicy zajmowała. Ci z pierwszego, a i z drugiego, a także parteru, mieli stały nadzór nad dziećmi. Jeśli nie towarzyszyła im guwernantka, to w domu była przecież matka, do tego kucharka, a przynajmniej tak zwana wówczas „dziewczyna”. Dzieci z wyższych pięter i z suteren też niestety nie mogły sobie pozwolić na wyrażaną pełną piersią radość życia. Nie dlatego, żeby jej nie odczuwały, ale dlatego że stróż kamienicy miał nie tylko groźne wąsy, ale i wielką miotłę, a właściciel kamienicy nie pozwoliłby na uprzykrzania życia lokatorom z pierwszego. Na pewno nie.
Dodatkowo proszę pomyśleć, jakie ściany miały tamte kamienice. Pół metra jak obszył. Żeby wytłumić hałas dochodzący z podwórza bądź ulicy, wystarczyło zamknąć okno. A zamknąć je można było bez obawy uduszenia, bo pomieszczenia były duże i wysokie. Wiem, co mówię, bo sama wychowałam się jeszcze w takiej kamienicy. Można tam było mówić głosem podniesionym karcąc dzieci, a te mogły pokrzyczeć, jeśli dostały baty. Tak, baty. To się w tych dawnych czasach zdarzało. Poza tym dzieci raczej nie było słychać za często, bo jak wiadomo, wówczas i one, jak ryby, głosu nie miały, za to miały swój pokój, też z grubymi ścianami, więc nie musiały cały czas tam siedzieć jak trusie, ale też i nie musiały non stop uczestniczyć w życiu dorosłych.
Dzieci ze śródmieścia spędzały wakacje na obozach lub „wilegiaturze”, te z przedmieść miały niedaleko jakieś pola, laski, krzaki, a latem do kąpieli glinianki. Tam i jedne, i drugie rzeczywiście szalały, krzyczały, drapały kolana i rozbijały nosy do woli - aż do końca wakacji. Po nich wracał rygor szkolny i rygor domowy. Wiara w  to, że najlepszym sposobem na wychowanie dziecka jest pozbawienie go nadzoru, to tradycja całkiem świeża, powiedziałabym, coś jakby eks-tradycja :)).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (121)

Inne tematy w dziale Rozmaitości