Dzisiaj będzie o tym, co wprawdzie niewielu kojarzy się z polityką i socjologią, a jednak ma z nimi związek może ściślejszy, niżby się to mogło na pierwszy rzut oka wydawać.
Od lat rośnie we mnie irytacja zmieniająca się z czasem w stan coraz bardziej nasilającej się alergii na przysłowiowość współczesnej odmiany polszczyzny. Doszło do tego, że już wprost trudno usłyszeć wypowiedź, która nie zawierałaby odniesienia do – nie istniejącego, niestety! – przysłowia. Właśnie przed chwilą redaktor „Agrobiznesu” poinformował wszystkich, którzy chcieli słyszeć, że rolnicy mają „przysłowiowy nóż na gardle” i poczułam, że za chwilę jakiś nóż otworzy mi się w „przysłowiowej!” kieszeni.
Ludzie, zróbcie z tym coś, bo się dłużej słuchać nie da!
Przysłowia, jak wiadomo, są mądrością narodu, ale wstawianie słowa „przysłowiowy” jako – nie wiem, ozdobnika czy może alibi, do każdej wypowiadanej frazy, niestety nie o mądrości koniecznie musi świadczyć. Nie każdy trwały związek frazeologiczny (po polsku – wyrazowy) tylko dlatego, że zawiera w sobie jakąś przenośnię, jest przysłowiem! To jest często tylko wyrażenie ekspresyjne, dosadnie wyrażające myśl, która mogłaby się wyrazić w sposób bardziej opisowy i nie zawierałaby wtedy ładunku emocjonalnego, jaki wyraża się w użytym frazeologizmie. Mógłby nam więc szanowny redaktor powiedzieć, że rolnicy znajdują się w kłopotliwej, trudnej, grożącej poważnymi konsekwencjami i wymagającej szybkich decyzji i działań sytuacji. Zamiast tego użył redaktor zwrotu: mają nóż na gardle. Koniec. Kropka. I już każdy wie, jak trudna i kłopotliwa jest sytuacja, jakie niesie z sobą groźne konsekwencje i jak szybko trzeba podjąć jakąś decyzję i działanie, żeby tych konsekwencji uniknąć. Szczególnie, że użyta metafora nie została wymyślona na poczekaniu, ale istnieje w języku od dawna i jest każdemu dobrze znana. Gdzie tu jednak przysłowie? Brak. Całkowity brak. Nie ma żadnego przysłowia o nożu i gardle. Jest wyrażenie, które znaczy to, co znaczy, bez żadnych ukrytych, przysłowiowych, odniesień. Tak się po prostu mówi i już!
Jest natomiast przysłowie: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, no jest. Jeśli powiem: nie zachowuj się jak przysłowiowy Kuba, to zasygnalizuję to znaczenie, które niesie w sobie to właśnie przysłowie. Będzie to znaczyło, że odradzam odpłacanie komuś innemu przykrością za przykrość albo złem za zło.
Podobnie, jeśli powiem: wszyscy naskakują na niego, jak te przysłowiowe kozy, będzie znaczyło, że odwołuję się do przysłowia: na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą, czyli że według mnie wielu „dokłada” komuś, kto znalazł się na słabej pozycji. Nie „przysłowiowo dokłada”, ale zwyczajnie „dokłada”. Bo to też nie jest przysłowie, lecz kolokwializm.
A teraz, dlaczego wydaje mi się, że ten temat może mieć więcej wspólnego z polityką i socjologią niż mogłoby się wydawać? No cóż, swobodne posługiwanie się językiem nie jest dane najwyraźniej wszystkim mimo przynajmniej od trzech generacji obowiązującej powszechności nauczania szkolnego. To coś mówi o poziomie tego nauczania, oczywiście, ale nie tylko. Biegłość wyrażania myśli, która to myśl znajduje swój kształt w języku, jak i inne dary Boże, zależy też od ogólnej sprawności intelektualnej. W każdej społeczności spotkamy ludzi o różnych talentach i nie ma w tym nic zaskakującego. Przeciwnie, cenimy sobie to bogactwo różnorodności, dzięki której jeden robi dobre buty, drugi piecze bułki, a inny prowadzi programy telewizyjne. Na ich czele stoją ci, którzy odpowiadają za sprawne funkcjonowanie całości, zwani w naszych czasach politykami. Im bliżej bułek i szycia butów, tym mniej, wydawałoby się, liczy się sprawność myślenia, a bardziej dobry smak i gust, im dalej w kierunku prac organizacyjnych i kulturotwórczych, tym winna się liczyć ona bardziej.
Więc dlaczego się nie liczy? No dlaczego?
Inne tematy w dziale Polityka