Na naszych oczach rozwiewa się jak
dym paradygmat cywilizacyjny, który nas
kształtował przez ostatnie dwieście lat:
że jesteśmy panami stworzenia, możemy
wszystko i świat należy do nas.
Nadchodzą nowe czasy.
Olga Tokarczuk
Panująca pandemia koronawirusa zamraża świat, powodując zamieszanie i kryzys jakiego nie było od przełomu lat 20. i 30. ubiegłego wieku, pociągającego wtedy za sobą łańcuch bankructw rozprzestrzeniających się stopniowo na prawie wszystkie kraje (oprócz ZSRR). Skutkiem tamtego kryzysu była też utrata pracy przez miliony ludzi. Np. w USA wówczas bezrobocie sięgnęło według dostępnych danych 1/3 siły roboczej. Jak dziś się mówi w Stanach Zjednoczonych w tamtym okresie z głodu zmarło ponad milion ludzi, a dalszych kilkanaście błąkało się po całym terytorium kraju w poszukiwaniu pracy i zamieszkania. Dzisiejsze perturbacje spowodowane przez pandemię przewidywało wielu fachowców, uważnych obserwatorów i myślicieli. Ciągła produkcja „ludzi zbędnych” – jak wielokrotnie zauważał Zygmunt Bauman – narastające różnice w dochodach i bogactwie oraz problemy klimatyczne rzutujące bezpośrednio na kryzys imigracyjny w wielu częściach świata bezwzględnie świadczyły o nadciągającej zmianie czy diametralnym resecie światowej polityki. I widzimy jak koronawirus, będący w zasadzie zefirkiem wobec problemów „wagi ciężkiej” trapiących współczesny świat, który był pełen do niedawna optymizmu, uśmiechnięty, masowo szwendający się po naszej planecie od Seszeli przez Azję płd.-wsch. po Grecję i Meksyk, powala gigantycznego mamuta, który jest chory, osłabiony i nie bardzo już przystający do zmienionych warunków dzisiejszego życia na Ziemi. Ostatnie 40 lat gdy królowała reaganowska doktryna „skapywania”, totalnej prywatyzacji wszystkiego co możliwe (także służby zdrowia traktowanej jako jedną ze sfer rynku, poddanej jego bezwzględnym regułom), sprowadzanie państwa do roli „nocnego stróża” przynosi podczas pandemii CoV-19 toksyczne, śmiertelne efekty.
Jak mówi cytowana na wstępie polska noblistka świat popandemiczny będzie już innym światem, zupełnie różnym od tego, co było do tej pory. CoV-19 wyostrzył jedynie procesy drążące ten świat w stopniu wyraźniejszym. Wielu z nas nie chciało tylko tego widzieć. W punktach można ująć spadek po CoV-19, który będzie rzutował na przyszłość świata i ludzkości następująco:
- masowa prywatyzacja służby zdrowia, którą doprowadzono do takiego stanu, że w obliczu pandemii wykazała się całkowitą niewydolnością, zostanie zarzucona w kąt. CoV-19 pokazał w wielu wymiarach, że jest to koncepcja tragiczna i krótkowzroczna.
- pada również dogmat o powszechnej komercjalizacji niemal wszelkich sfer naszego życia w obliczu izolacji, zamknięcia itd. W tym kontekście widzimy jak te wszystkie gadżety, wczasy, wyjazdy, imprezy, reklamy zakupów etc. w jednej chwili przestają funkcjonować i mieć jakiekolwiek znaczenie, jak po prostu nie istnieją. Tym samym kruszy się, obraca w nicość medialnie propagowana i reklamowana „dysnejlandyzacja” życia i „makdonaldyzacja” przestrzeni publicznej.
- przyjęcie długotrwałych i powtarzających się lockdownów, pozbawianie mas pracowników najemnych stałych dochodów, związane z tym długotrwałe, masowe bezrobocie w konsekwencji doprowadzi do rozszerzenia się obszarów nędzy i wykluczenia (doświadczenia z Wielkiego Kryzysu w USA o tym doskonale mówią). Wielu specjalistów przewiduje, że w skali świata strefa nędzy rozszerzy się o kolejne 500 mln do 1 mld ludzi.
- następować będzie – teraz już jawnie i masowo (widać to od dawna, choć media nie chciały tego problemu zauważać) - proletaryzacja tzw. klasy średniej. Wraz z nią zmieniać się będzie istota demokracji. Zmierzch demokracji liberalnej w dotychczasowym wymiarze zdecydowanie przyśpieszy. Nie wiadomo tylko czy pójdzie to w kierunku oligarchizacji, merytokracji czy faszyzacji systemu.
- na naszą kondycję psychiczną oraz osobowość niewątpliwie szkodliwy – i to w wielu wymiarach: praca, edukacja, kontakty interpersonalne itd. – wpływ będzie miało rozszerzenie formuły on-line (czyli sprowadzenie życia do przestrzeni wirtualnej). To pociągnie za sobą dalszą stratyfikację i hierarchizację ludzi wedle możliwości – finanse i przynależność do elity - dostępu do wysokiej jakości edukacji, a tym samym i wiedzy. Wąska, superbogata elita będzie mogła kształcić swe potomstwo wedle sprawdzonych, dotychczasowych metod. Podstawowa, na niskim poziomie edukacja on-line pozostanie dostępną dla reszty populacji. Ten element w przyszłości – oprócz dostępu do wysokiej jakości usług medycznych – w efekcie będzie sprzyjać tworzeniu się „nowego gatunku człowieka”.
- toksyczność (z punktu widzenia interesów społecznych i socjalnych) izolacji i kwarantanny na masową skalę przejawia się także w tym, iż rządy mogły w tym czasie wypróbować metody cybernetycznego nadzoru nad społeczeństwem. I nie dotyczy to tylko państw niedemokratycznych. Przyszłość jawi się jako stan zakuty w ramy wszechogarniającej, różnorakiej, wielowarstwowej kontroli społeczeństw (cybernetyczny gułag). I to będzie kolejny aspekt do mówienia o końcu demokracji.
- niebezpieczeństwo dalszej koncentracji kapitału w obliczu pandemicznych i popandemicznych procesów społecznych, gospodarczych, politycznych itd. , co musi nastąpić niechybnie według znanych reguł – wraz z redukcją miejsc pracy (robotyzacja to dalsze obniżenie kosztów pracy) i rozszerzaniem się ilości „wolnego czasu” dla reszty, niezatrudnionej lub zatrudnionej w niepełnym wymiarze godzin, populacji stworzy nowe zagrożenia społeczne o niespotykanej do tej pory skali. „Koniec pracy” – jaki wieszczyli m.in. Rifkin, Thurow czy Postman – zmieni dotychczasowe społeczeństwa diametralnie. Kulturę pracy zastąpi kultura czasu wolnego. Pytanie zasadnicze brzmi: jak to wpłynie na człowieka, kiedy wiemy, że praca ma nie tylko znaczenie dochodowe, ale i socjalizujące, rozwijające, kreatywne.
- pandemia zada też najprawdopodobniej w dłuższej perspektywie cios wielkim skupiskom ludzi. Do tej pory były to wielomilionowe metropolie, miasta-molochy, gdzie życie jest de facto nie do zniesienia. Długotrwałe dystansowanie się człowieka od człowieka, spowodowane egzystencjalnym strachem przed chorobą, przed jej nosicielami (rzeczywistymi i wydumanymi), przed zarażeniem i śmiercią, w historii Europy owocowało zawsze przykrymi i społecznie szkodliwymi skutkami. Zwłaszcza w przestrzeni psychologiczno-społecznej. Wystarczy wspomnieć efekty „czarnej śmierci” (dżuma) w XIV wieku czy związki masowego rozwoju ruchu mniszego z powtarzającymi się epidemiami na Bliskim Wschodzie (Bizancjum).
Obecna pandemia może ostatecznie zmaterializować organizację i stratyfikację ludzkości według myśli Johana Galtunga (opartej o teorię i badania ekonomisty Vilfredo Pareto): ludzkość stanie się populacją 20 : 80. Oczywiście o ile społeczność planety Ziemia, my, pojedyńczy ludzie nie wykażemy się ostrożnością, dystansem do chaotycznych i sprzecznych informacji dochodzących z różnych stron, zwłaszcza z kręgów władzy. Nie może zabraknąć nam racjonalności i sceptycyzmu, oddolnej samo-organizacji, a przede wszystkim zdecydowanych protestów wobec próby pozaepidemicznego cofnięcia zdobyczy postępu w najszerzej rozumianych zagadnieniach społecznych. Postęp i ewolucja mają też zakręty i cofnięcia. Było tak w historii wielokrotnie. Gdy się jednak mimo społecznej mobilizacji tak stanie, wówczas owe górne 20 proc. zdolnej, potrzebnej w procesie wytwórczym populacji będzie uczestniczyć w kreatywnym, ciekawym i intelektualnym życiu. Będzie tworzyć towary i dobra – dla siebie - zapewniające odpowiednie dochody i konsumpcję, propagując nowe idee oraz uczestnicząc w postępie i rozwoju. Ich życie stanie się „prawdziwie ludzkim”. Owe 20 proc. zapewni sobie odpowiednią jakość - i poczucie tej jakości – życia. Ba, tworząc (z racji dostępu do coraz droższych osiągnięć i rozwoju najszerzej pojętej medycyny i edukacji) całkiem „nowego człowieka”, długowiecznego, odpornego na wirusy i choroby, zupełnie oddzieli się, odseparuje od tych pozostałych 80 proc. masy. Będzie to model ogrodu zoologicznego, gdzie tłumy przewalających się plebejuszy oglądać będą pozostających w izolacji jak egzotyczne zwierzęta. I oba „zbiory” tych osobników będą absolutnie niekompatybilne ze sobą.
Ten model dotyczyć będzie zarówno całego, globalnego świata jak i poszczególnych krajów. Owe dolne 80 proc. stanie przed egzystencjalnym, zasadniczym dla swego bytu dylematem: jeść czy być jedzonym.
Radosław S. Czarnecki
http://lewica.pl/?id=32536
Inne tematy w dziale Społeczeństwo