„Bunt przedsiębiorców” przeciwko lockdownowi zatacza coraz szersze kręgi. Uciśnieni biznesmeni stają się bohaterami mediów zarówno skrajnej prawicy, jak i „demokratycznej” opozycji. Lewica miota się, nie wiedząc co zrobić, a prawica, co słusznie zauważyła Rut Kurkiewicz-Grocholska, dąży do wykorzystania społecznego niezadowolenia. Wypracowanie lewicowej odpowiedzi na kryzys wymaga jednak zakwestionowania dotychczasowych „świętości”, a co za tym idzie odwagi.
Prawica spod znaku Konfederacji ma ułatwione zadanie. Mówi przedsiębiorcom z Zakopanego i innych miast – „pandemii nie ma, wszystko powinno być jak dawniej”. Jest to społeczny darwinizm. Prawica gotowa by była poświęcić życie i zdrowie seniorów, osób obłożnie chorych czy najbiedniejszych, byle biznes nie tracił. Skoro pandemii nie ma – organizujmy wesela, imprezy masowe, zapraszajmy ludzi do hoteli. Ktoś umarł? Na pewno nie na Covid! Taka argumentacja trafia na podatny grunt wśród przedsiębiorców, którzy na co dzień maksymalizują zyski kosztem klientów i pracowników.
Lewica nie przygotowała odpowiedzi, ponieważ brak jej odwagi. Liderzy SLD czy Wiosny przejęli język „obrony przedsiębiorców”. Tymczasem pandemia i kryzys stanowią nie tylko ogromne zagrożenie, ale mogą być obrócone przeciwko zastałemu porządkowi.
Pierwszą „świętością” do obalenia jest prymat biznesu. Przedsiębiorcy nie są bohaterami tworzącymi miejsca pracy z dobroci serca. Otrzymywane przez nich wsparcie należy ograniczyć i obwarować licznymi warunkami. Lewicowa propozycja „tarcz” powinna oprzeć się przede wszystkim na obronie miejsc pracy. Kapitaliści zwalniający zatrudnionych nie mogą więc otrzymać ani złotówki. Po drugie podstawowym warunkiem dla takiej pomocy musi być przestrzeganie praw pracowniczych. Udowodnione przejawy ich łamania powinny powodować wycofanie dotacji.
Drugą „świętość” do obalenia stanowi kult pracy, „bez której nie ma pieniędzy”. Kryzys pandemiczny to najlepszy okres, aby rozpocząć debatę nad objęciem wszystkich zwalnianych zasiłkami dla bezrobotnych, a w dalszej perspektywie rozwiązaniami takimi jak Bezwarunkowy Dochód Podstawowy (BDP) wypłacany wszystkim obywatelom, czy Minimalny Dochód Gwarantowany (MDG) będący dopłatą dla wszystkich zarabiających mniej niż ustalona kwota. Dziwni mnie, iż nie pojawiają się one teraz wśród postulatów polskiej lewicy, w czasach, gdy na Zachodzie Europy mówi o nich nawet część liberałów. Zarówno BDP, jak i MDG występują w wielu wariantach. Niektóre mogą być szkodliwe społecznie, wzmacniające władzę kapitału, jednak istnieją też ich prospołeczne wersje. To wszystko jest do przedyskutowania i wypracowania.
Trzecia „świętość” do zakwestionowania to prymat własności prywatnej. Lewica powinna zaproponować przede wszystkim wsparcie dla spółdzielni, a także przedsiębiorstw, które zdecydują się w przekształcenie w spółdzielnie z udziałem pracowniczym. W tym drugim przypadku można by postulować nawet państwowe wsparcie przy formalnym przejściu tej transformacji. Właściciel pensjonatu w Zakopanem, zatrudniający ludzi na śmieciówkach, nie dostałby więc ani złotówki. Jeśli jednak założyłby spółdzielnię z dotychczas zatrudnionymi, miałby zagwarantowane przetrwanie w branży. Od razu wiedzielibyśmy, ilu z obecnie protestujących „rekinów biznesu” zależy na utrzymaniu „ukochanego przedsiębiorstwa”, a ilu chce po prostu wyzyskiwać jak wcześniej wyzyskiwali.
Czy polska lewica zdecyduje się pójść pod prąd i zaryzykować zdecydowane postulaty? Jeśli chce zwiększać poparcie wśród pracowników, wykluczonych, bezrobotnych, musi to zrobić. Jeśli wystarczy jej wegetacja nieco ponad progiem wyborczym do czasu wyautowania przez kolejną „sezonową” inicjatywę wyborczą, wystarczy dotychczasowe milczenie oraz powtarzanie banałów o „wspieraniu przedsiębiorców”.
Piotr Ciszewski
Tekst ukazał się na stronie Strajk.eu
Inne tematy w dziale Gospodarka