Dzień po radosnej uroczystości urodzin Rotmistrza Witolda Pileckiego, obchodziliśmy smutny i tragiczny dzień, w którym przed 29 laty został zamordowany warszawski poeta, Grzegorz Przemyk. Pierwotnym celem komunistycznych oprawców była jego matka, Barbara Sadowska, którą chwilę wcześniej pobili milicjanci.
Władza ludowa nigdy nie lubiła sprzeciwiu, więc bardzo lubiła "uciszać" ludzi, imając się wielu karygodnych czynów, nie popuszczając nawet kobietom, czego dowodem jest ta świetna, zmarła w 1983 opozycjonistka, którą rząd komunistyczny ciągle inwigilował. Do tego stopnia, że ją brutalnie pobił. To jednak jej nie załamało, lecz tragedia przeniosła się na jej ukochanego, wraz z ojcem Leopoldem, syna.
To, że dla tych ludzi nie isniała żadna świętość, dowodzą okoliczności, w jakich doszło do porwania, a następnie pobicia ze skutkiem śmiertlenym tego wesołego, kulturalnego, ambitnego, oraz wykszatłocnego nastolatka. Miało to bowiem miejsce tuż po zdanej maturzę, którą nasz tragiczny bohater świętował wraz z przyjaciółmi. Feralnym miejsce było Stare Miasto i ul. Jezuicka. To tu, pod nr. 1/3 znajdowała się komenda Milicji Obywatelskiej, w której Przemyk wedle najlepszych "stalinowskich zasad", był katowany przez dwa dni, po czym zmarł.
Nie trzeba mówić jak wielki to był cios dla najbliższych, którzy przeez bestialstwo bezpieki, niestety zbyt długo nie nacieszyli się życiowym sukcesem Grzesia. Podobnie z kręgiem koleżeńsko-przyjacieslkim, który przecież dopiero co wchodził w świat dorosłości, zdając egzamin dojrzałości, a nie jak dziś w zasadzie tekst kompetencji. O "reformie" szkolncitwa będzie jednak kiedy indziej mowa, bo nie czas i nie pora.
Była to wiosna 1982 r, a więc niespełna pół roku po wprowadzeniu przez generała Wojciecha Jaruzelskiego, Stanu Wojennego. Stanu, który mimo ogromnego terroru i zastraszenia, był początkiem końca czerwonego totalitaryzmu, który jak doskonale pamiętamy, padł ponad osiem lat później, przy coraz bardziej nasilających się strajkach "Solidarności".
System upadł, lecz nie można niestety tego powiedzieć o ludziach, za nim stojącym. Komuna upadła w 4 czerwca '89, lecz co z tego, skoro już po zaledwie czterech latach znów u władzy byli ci sami ludzie, pod zmienionymi tylko z nazwy barwami partyjnymi. Polska Zjednoczona Partia Robotnicz przemianowała się w Sojuch Lewicy Demokratycznej, nie wiedzieć czemu, będąc wybranym do rządzenia Narodem, który nie pierwszy raz dał się oszukać.
Nie ma się więc czemu dziwić, że oprawcy Przemyka, czy pięć lat wcześniej zamordowanego trochę starszego edukacyjnego kolegi, studenta, Stanisław Pyjasa, nigdy nie zostali osądzeni. Sędziów wydających wyroki na opozycji, a wcześniej po 1945 na Polskim Państwie Podziemnym, można było spotkać, lub nadal spotykać, w korytarzach m.in Sądu Najwyższego mieszczącego się nieopodal Starówki. Nikt ich nie osądził. Nigdy.
Mordersto miało miejsce blisko 3 dekady temu, system upadł blisko ćwierć wieku wieku, ale dopiero teraz mogliśmy doczekać się tablicy tak pięknej, ale i tragicznej dla Polski postaci. Oczywiście jeśli chodzi o tablicę ogólnomiejską, gdyż takowej dorobił się już w 2003. Została ona wmurowana w jego liceum, im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Grześ pół dekady później, w 2008. r, został pośmiertnie odznaczony przez śp. już Lecha Kaczyńskiego, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polskiego. Zmarły w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 r. brat obecnego prezesa Prawa i Sprawiedliwości, miał na swoim końcie oczywiście i inne wręczone odznaczenia.
To on zaczął dekomunizować place, ulice i skwery, które nosiły wstydliwe nazwy oprawców komunistycznych. Miejmy nadzieję, że i przy obecnie rządącej Platformie Obywatelskiej nie będzie to obce, co być może zapoczątkowała sprawującą druga kadencję z rzędu, prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, obecna podczas uroczystości.
Tego wzruszającego majowego wczesnego popołudnia, po godz. 13:00 przy staromiejskiej ul. Jezuickiej 1/3 nie mogło zabraknąc również i ojca ofiary, Leopolda Przemyka, który z wielkim przejęciem jak i żalem, mimo upływu tylu lat, wspominał oprawców swego syna, mając ogromny żal nie tylko za zadane mu rany, zabierając na wiecznośc ukochanego Grzesia, ale i właśnie braku osądzenia tych podłych ludzi. Proces trwał aż do 2009 r, gdy został zakończony z powodu przedawnienia, zaś 48 miesięcy wcześniej, jeden z oskarżonych, Irenuesz Kościuk z braku dowodów został ułaskawiony, co w kraju podobno demokratycznym, nie powinno się zdarzać. Jak pokazują inne bardzo liczne sprawy, tym jeszcze z czasów okupacji, gdzie mimo dekad minionych lat, żołnierze wyklęci byli rehabilitowani w połowie lat 90, takie wyroki się umarza, wszystko jest mozliwe w naszym kraju.
Podczas uroczystości była też obecna wychowawczyni Grzegorza Przemyka, pani Zofia Rutkiewicz, której również mocno trzymały się emocje, że prawie się nie rozpłkała, co jest zrozumiałem. Była wzruszona aż do tego stopnia, że nie była wstanie odczytać wybranego wiersza swego Grzesia, gdy poprosił ją o to jeden z radiowych sprawozdawców.
Uroczystości przy Jezuickiej zakończyły się po godzinie, po której w pobliskiej Katedrze, jak i dzień wcześniej, odbyła się Msza Św. w intencji duszy zmarłego podczas, której były czytane również wiersze Przemyka.
Gorący patriota, próbujący każdego dnia zarażać tą wartością znajomych, jak i napotykanych na życiowej drodze ludzi.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura