Wojciech    Wybranowski Wojciech Wybranowski
139
BLOG

Jak red. Wroński demokracji Kaczyńskiego uczył

Wojciech    Wybranowski Wojciech Wybranowski Polityka Obserwuj notkę 30

W jednej z warszawskich restauracji skusiła mnie kiedyś potrawa o nazwie „Stek Kłamstw".  Okazała się być niedopieczona, źle przyprawiona, niezdrowa, generalnie mówiąc paskudna w smaku i niestrawna.  Ohydztwo.  Dokładnie tak, jak opublikowany dzisiaj w „GW" felieton red. Pawła Wrońskiego. Cóż, chciałoby się powiedzieć- barba crescit, caput nescit redaktorze Wroński.

 „Stek kłamstw"- tak można by nazwać w skrócie dzisiejszy felieton Pawła Wrońskiego opublikowany na łamach „Gazety Wyborczej", a zatytułowany „ To nie cyrk, to metoda".  Jednak taki skrót byłby zbyt dużym uproszczeniem.  Dziennikarz „Gazety Wyborczej" kreuję się na obrońcę demokracji  czyni to jednak w sposób i metodami, które bardziej stawiają go na pozycji enkawudzisty. Bo tak jak funkcjonariusz NKWD najwyraźniej wyznaje zasadę, że o prawie stanowi ten, kto akurat karabin trzyma za kolbę. 

Tekst Pawła Wrońskiego „To nie cyrk, to metoda" sprawia pewien kłopot.  Są, bowiem dwie możliwości- albo jego autor nigdy nie obserwował prac sejmowych komisji, nie zna sejmowego regulaminu a budynek na Wiejskiej zna tylko z telewizyjnych relacji, albo też z rozmysłem, w sposób elementarny urągający zasadom rzetelności dziennikarskiej skłamał. Ponieważ Paweł Wroński od czasu do czasu zstępuje ze szczytów agorowego Olimpu i wpada na swoistą wizytację do parlamentu, od czasu do czasu zaszczyci swoją osobą posiedzenie tej czy innej komisji, poplotkuje z Jankiem Osieckim czy też Mikołajem Wójcikiem, wywołując nieskrywaną euforię u tegoż, uśmiechnie się z wyższością do zachwyconych „autorytetem" praktykantek z TVN24, uściśnie dłoń temu i owemu politykowi Platformy Obywatelskiej, dlatego też teza o totalnej nieznajomości reguł gry w polskim Sejmie odpada. Pozostaje, więc przyjąć, że redaktor Wroński skłamał z premedytacją.

„Parlament jest miejscem dyskusji, w której siła argumentów powinna mieć przewagę nad argumentem siły. Prawo i Sprawiedliwość postanowiło tę zasadę złamać. Zaczęło we wtorek, gdy na posiedzenie sejmowej komisji regulaminowej liczącej 17 osób przyszło 100 posłów, by zakrzyczeć obrady.(...)"- twierdzi redaktor Wroński i dalej tokuje, „(...) Kto inny może uznać argument PiS, że marszałek próbował złośliwie pozbawić Ziobrę prawa do obrony poprzez zbyt późne wysłanie zawiadomienia. To mogli przedyskutować posłowie w 17-osobowym składzie. Ale nie było to możliwe, gdy wpadł na posiedzenie oddział najlepszych partyjnych krzykaczy składających kaskadę wniosków formalnych, szermujących punktami regulaminu, zagłuszających przeciwników(...)"

W jednym Wroński ma rację. Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich rzeczywiście liczy siedemnaście osób. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o prawdziwe, rzetelne informacje zamieszczone w felietonie dziennikarza „Gazety Wyborczej". Zapomina on, albo też raczej nie chce pamiętać, że świętym prawem parlamentarzysty jest prawo do udziału w pracach sejmowej komisji nawet takiej, której nie jest członkiem, zgłaszania wniosków i zadawania pytań. Nie ma wyłącznie możliwości brać udziału w głosowaniach w komisji, ktorej nie jest członkiem. Możliwość udziału i obserwacji prac takiej komisji zobowiązany jest zapewnić zainteresowanym parlamentarzystom jej przewodniczący.

Niczym wyjątkowym nie była również obecność, jak twierdzi Wroński - stu posłów PiS, którzy do komisji nie należą. Taka sytuacja, w której parlamentarzyści tej czy innej opcji „masowo" wręcz brali udział w obradach którejś z komisji tylko w tym roku zdarzyła się kilkakrotnie. Za każdym razem jednak przewodniczący w sytuacji, w której „nadmierna" liczba posłów czy też dziennikarzy uniemożliwiała przeprowadzenie obrad potrafił znaleźć pomieszczenie zastępcze ( szczególnie, gdy te obrady planowo miały odbywać się w maleńkiej, dusznej sali nr 14 w bloku G).

I tak też było 23 kwietnia br  na posiedzeniu Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka z udziałem rodziny państwa Olewników.  Na posiedzeniu Komisji równie licznie stawili się dziennikarze jak i posłowie, których „nadkreską" było grubo ponad siedemdziesięciu. Z nadmiarem przewodniczący Kalisz i wiceprzewodniczący Mularczyk poradzili sobie w ten sposób, że obrady zostały przeniesione do Sali Kolumnowej.  Nikomu nie odmawiano prawa głosu, prawa do zadawania pytań, wreszcie prawa do krytyki obecnego na Sali prokuratora Marka Staszaka. Zasad demokracji nie złamano, być może, dlatego, że wśród obecnych na posiedzeniu komisji nie było Stefana Niesiołowskiego.

 W ostatnich dwóch miesiącach sytuacja, gdy posłowie nie będący członkami danej komisji brali udział w jej posiedzeniach, za sprawą polityków Platformy Obywatelskiej powtórzyła się dwukrotnie. W obu przypadkach rzecz dotyczyła  posiedzenia Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka poświeconej kwestii działań Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wobec członków Komisji Weryfikacyjnej WSI oraz dziennikarzy „Misji Specjalnej". Zainteresowanie posłów chętnych do zadawania pytań, zgłaszania wniosków daleko wykraczało poza liczbowy stan komisji. Ale wówczas redaktor Paweł Wroński nie krzyczał o łamaniu zasad demokracji i utrudnianiu obrad.

Nie protestował również wtedy, gdy na kolejnym posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka- 12 czerwca br. nadreprezentacja posłów PO uniemożliwiła skuteczne przeprowadzenie dyskusji nad punktem porządku obrad dotyczącym działania ABW wobec dziennikarzy,; nie protestował również, gdy tegoż dnia Platforma Obywatelska łamiąc demokratyczne procedury przeprowadziła ponowne głosowanie nad przegłosowanym tydzień wcześniej projektem dezyderatu do premiera Tuska w przedmiotowej sprawie i w powtórzonym, wbrew regulaminowi Sejmu- głosowaniu- doprowadziła do jego odrzucenia

Ale wracając do felietonu Wrońskiego.  Kolejny akapit i kolejna, kuriozalna teza. „ (...)Nie jest istotne, czy Zbigniew Ziobro "został powiadomiony skutecznie" o terminie obrad komisji regulaminowej, zanim wyjechał do Krakowa.(...)"-

W państwie prawa panie redaktorze, w państwie, w którym szanuje się zasady demokracji- niezwykle istotne jest to, czy osoba, którą zamierza się o coś oskarżyć została prawidłowo zawiadomiona i ma w ten sposób szansę do obrony. Argument, który podnoszą dzisiaj niektórzy zwolennicy Platformy Obywatelskiej-, że Ziobro „zwagarował" z posiedzenia Sejmu jest nietrafiony. Jak podało dzisiaj Radio RMF FM - liderem sejm owych wagarów podczas głosowań jest Donald Tusk- 640 opuszczonych głosowań z 727 możliwych. I nie usprawiedliwia go fakt bycia premierem- zarówno Marcinkiewicz jak i Kaczyński w okresie premierowania w głosowaniach brali udział.

,„Kim chce być teraz Jarosław Kaczyński i jego partia? PiS bojkotuje sejmowe głosowania, wolne media, teraz demoluje posiedzenie komisji. Demokracja zakłada dobrą wolę - może istnieć tylko wówczas, gdy jej uczestnicy chcą być demokratami. A czy Jarosław Kaczyński jeszcze nim chce być?"- finalizuje swój felieton redaktor Wroński

Stawia pytania, na które odpowiedź jest zarówno w świetle obowiązującej w Polsce konstytucji, regulaminu sejmowego jak i sejmowego „dobrego obyczaju" jest jasna- posłowie PiS w minionych dwóch dniach używając określenia Wrońskiego „ demolując posiedzenie komisji" działali w obronie demokratycznych standardów, sprzeciwiając się totalitarnym praktykom, które kiedyś ktoś ogłosił mianem Tuskolitaryzmu, Redaktor Wroński najwyraźniej zapomniał, bowiem, że w Polsce obowiązują pewne demokratyczne procedury, nie obowiązuje zaś  zasada Lex est, quo notamus- czyli lekko przerabiając- „co Agora opublikuje staje się prawem"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka