Dyplomatycznie głęboko dwuznaczna sytuacja, w której Polska może zostać zmuszona do przyjęcia podwójnego obywatela Polski i USA Marka Brzezińskiego jako ambasadora USA w Polsce, a tym samym stanie przed perspektywą złamania własnego prawa, które stanowi, że podwójny obywatel jest w Polsce obywatelem wyłącznie polskim,
jest wynikiem zabójczej głupoty rządzących w III RP – bez różnicy formacji politycznej – w przedmiocie regulacji prawnej kwestii obywatelstwa polskiego.
Przedwojenne prawo (Ustawa o obywatelstwie państwa polskiego z 1920 roku, Dz.U 1920 nr 7 poz. 44) rozwiązywało dylemat podwójnego lub wielokrotnego obywatelstwa z elegancką prostotą – kto uzyskiwał, w jakikolwiek sposób i z jakiegokolwiek powodu, obywatelstwo obce, automatycznie tracił obywatelstwo polskie od daty nabycia obcego. Nieodwracalnie.
Ten stan prawny obowiązywał aż do stycznia 1951 roku(!), kiedy położyli mu kres komuniści, wpisując do nowej ustawy zasadę, że obywatel nie może zmienić obywatelstwa bez pozwolenia państwa. Komuniści nie mogli znieść myśli, że ktoś mógłby im się legalnie i trwale urwać ze smyczy prostym sposobem naturalizowania się w innym kraju.
Zasada ta została następnie przeniesiona do gomułkowskiej ustawy o obywatelstwie z 1962 roku. Następnie mądrale III RP bezmyślnie skopiowały ją po 1989 roku do kolejnych ustaw o obywatelstwie polskim, włącznie z obecnie obowiązującą ustawą z 2009 roku.
Ponieważ nie leży w kompetencjach i możliwościach państwa polskiego zakazanie innym państwom nadawania swoich obywatelstw Polakom, stworzono fikcję tolerowania podwójnego obywatelstwa, choć RP go nie uznaje de iure.
Obywatelstwo polskie jest obecnie dziedziczone po jednym lub obojgu rodzicach z obywatelstwem polskim - w nieskończoność, bez ograniczenia czasowego lub liczby pokoleń. Jedynym legalnym, zgodnym z Konstytucją i skutecznym prawnie sposobem utraty obywatelstwa polskiego jest zrzeczenie się go na własny wniosek przez obywatela.
Wymaga to osobistej (!) zgody Prezydenta RP w formie suwerennej decyzji prezydenta, nie delegowanej na nikogo, bezapelacyjnej i niezaskarżalnej do sądów. Złożenie wniosku o taką decyzję obwarowane jest cudacznym, stalinowsko-bizantyjskim torem przeszkód i szykan rozciągającym procedurę na lata.
Polityka państwa polskiego w tej mierze jest dziełem ludzi, którzy nigdy nie zaznali innej rzeczywistości niż zamordyzm i uważają, że obywatel jest własnością państwa. Osobiście biłem łbem przez wiele lat o ścianę sztucznych przeszkód stawianych na drodze do własnowolnej rezygnacji z obywatelstwa polskiego, teoretycznie dozwolonej przez Konstytucję RP, ponosząc w końcu porażkę.
Miałem z tego na przestrzeni lat kupę komplikacji zawodowych, cierpliwie tłumacząc kolejnym małomównym, pleczystym facetom od ochrony informacji niejawnych, na szczęście z sukcesem, że odpowiedź na pytanie "A dlaczego właściwie pan po prostu nie zrezygnuje z obywatelstwa polskiego?" nie jest prosta, bo w Polsce nic nie jest proste.
Państwo polskie nic nie ma, i nigdy mieć nie będzie, ze mnie jako przymusowego obywatela, w związku z czym jest dla mnie zagadką, dlaczego z taką determinacją postanowiło ze mnie zrobić wroga (śpieszę dodać – wroga państwa, nie Polski - wbrew powszechnej w kraju opinii płaskogłowych rodaków, Polska i jej państwo to są dwie różne rzeczy).
Smutek mój związany z tą sferą zagadnień bierze się stąd, że wychodzi na to, że z polskiego domu wariatów po prostu nie da się przez co najmniej 2-3 pokolenia zrobić nic, za wyjątkiem domu wariatów o zaostrzonym rygorze.
Żadne państwo europejskie i żadne znane mi państwo zamorskie nie obstawia rezygnacji ze swojego obywatelstwa takim torem przeszkód i szykan administracyjnych jak Polska, która w dodatku jeszcze jest z tego dumna, że jej obywatelstwo, w teorii opt-out, jest w praktyce przymusowe.
W żadnym ze znanych mi krajów Pierwszego Świata ostatnie słowo w tej sprawie nie należy do państwa.Wszędzie należy do samego obywatela. Państwo jedynie przyjmuje do wiadomości i rejestruje suwerenną decyzję obywatela. W każdym paszporcie amerykańskim jest nawet wydrukowane pouczenie, jak zrezygnować z obywatelstwa USA.
Na co zatem komu obywatel polski, pozostający obywatelem polskim z przypadku, lub nawet wbrew swojej woli?
Przekonamy się, kiedy obywatel polski, Mark Brzeziński, będzie składał listy uwierzytelniające w Pałacu Prezydenckim jako Ambasador Nadzwyczajny i Pełnomocny Stanów Zjednoczonych Ameryki w Rzeczypospolitej Polskiej, a Rzeczpospolita Polska będzie mu musiała udzielić immunitetu dyplomatycznego od podległości prawu polskiemu, gwałcąc w ten sposób konstytucyjną zasadę równości obywateli polskich wobec prawa.
Bantustan.
Inne tematy w dziale Polityka