Na naszych oczach, źle się kończy budowany przez pokolenia bałwochwalczy kult boskości państwa, od którego lud oczekuje, że wszystkim zapewni rzeczywistość ich marzeń.
Miarą intelektualnej impotencji Polaków jest postulat "niech rząd coś z tym zrobi". Niech rząd coś zrobi, żeby durnie w szybkich samochodach nie zabijali siebie i innych na drogach. Niech rząd coś zrobi, żeby Polacy byli weseli, nie popadali w depresję i nie popełniali samobójstw. Niech rząd coś zrobi, żeby kobiety chciały rodzić dzieci. Niech rząd coś zrobi, żeby wirus sobie poszedł. Niech rząd tak zrobi, żeby wszystkim było dobrze. Niech rząd tak zrobi, żeby deszcz nie padał. Niech rząd ustawowo zlikwiduje obrzydłą grawitację, co nas do ziemi przykuwa i skrzydeł rozwinąć nie daje.
Żądamy utopii. Utopię mają załatwić 'oni'. A jak nie, to będziemy tłuc szyby i palić race. Do tego stanu doszliśmy bezustannie odmieniając państwo przez wszystkie przypadki znane gramatyce, narzekając, że wciąż za mało państwa w państwie, robiąc z państwa złotego cielca. Najwyższym politycznym komplementem uczyniliśmy nazwanie kogoś "państwowcem". Nie dostrzegaliśmy, że prezydent bredzi, kiedy w kampanii z pasją wołał z trybuny "stać nas na to, aby mieć wielkie, piękne państwo!".
Państwo, państwa, państwu, państwo, z państwem, o państwie no i zwlaszcza wołacz: o państwo, coś jest über alles!
Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało.
No to niech teraz państwo tak robi, żeby było dobrze.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo