Na finiszu kampanii każdy popełnia błędy. Niektórzy politycy z obozu Zjednoczonej Prawicy nie oglądali filmu Sekielskich, ale go recenzowali, natomiast politycy opozycji nie dają za wygraną i za pedofilię w Kościele obwiniają PiS. Do tego dochodzą wpadki wizerunkowe czołowych kandydatów z list wyborczych.
20 tysięcy na schronisko, ale pod jednym warunkiem
Zaczęło się niewinnie. Joanna Scheuring-Wielgus, kandydatka Wiosny, która bardziej kojarzy się mi z obroną zwierząt, niż zainteresowaniem drugim człowiekiem, wpadła po uszy na finiszu kampanii wyborczej. Bulwarówka „Fakt” na okładce postraszyła wyborców, że oto mamy do czynienia z modelowym przykładem hipokryzji. Posłanka, która dostała się do Sejmu z list wymierającej Nowoczesnej, oszukiwała wyborców, a nawet własne psiaki. Pod koniec 2016 roku, po 10 latach, oddała zwierzęta do schroniska. - "Afera" dotyczy tego, że blisko 3 lata temu zamiast przywiązać do drzewa, uśpić lub zostawić na autostradzie – co niestety się zdarza – znalazłam moim ukochanym psiakom Czarnej i Mambie dom w dobrym schronisku dla zwierząt – oświadczyła nielogicznie Scheuring-Wielgus w reakcji na tekst „Faktu”. Nie, pani posłanko, problemy z Panią są przynajmniej dwa. Po pierwsze – do czego w każdym kolejnym, jeszcze bardziej pogrążającym posła na Sejm wywiadzie nie usłyszeliśmy wytłumaczenia – oddała psy do ośrodka dla zwierząt, jednocześnie prowadząc tam później kampanię. Właściciel psów doskonale wie, jakie warunki panują w schroniskach. Jak kochane zwierzęta wyczekują na przyszłych właścicieli. Tu nie dość, że ktoś mieni się miłośnikiem czworonogów i zbija na nich polityczny kapitał, to jeszcze daje pokaz hipokryzji, która nie mieści się w żadnej skali. Pomijam już, że dzisiaj wszystko stoi na głowie – często obyczajowo lewicowi działacze bardziej martwią się o los zwierząt, niż człowieka. Można być jednocześnie obrońcą karpia, wiewiórki, koni, jeden Bóg wie, czego jeszcze, ale jednocześnie gnać z czarną parasolką przez miasto i domagać się aborcji, a później, również obowiązkowo, eutanazji. Takiego misz-maszu w głowach nie pojmuję, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest to tylko typowo polski gwałt na ludzkiej logice.
I tak pani Scheuring-Wielgus została z tym wszystkim, jak Himmilsbach z angielskim. Bowiem kolejne tłumaczenia przysporzyły jej jeszcze większych kłopotów. - Moje oświadczenie było rzeczywiście bez sensu – stwierdziła po tym, jak wybuchła burza. W rozmowie z gazeta.pl wypaliła z kolei na pytanie, czy przeznaczyła jakąkolwiek kwotę na schronisko dla zwierząt: „Gdybym się dostała do europarlamentu, to mogłabym nawet taką kwotę, ok. 20 tys. złotych, wpłacić na to schronisko”. I wszystko jasne, prawda? Wystarczyło niby niewinne oddanie psów do schroniska, by wyjść na najbardziej nieludzkiego polityka w ostatnich latach. Już nikt nie będzie pamiętał walki o znajome rodziny niepełnosprawnych, krytyki Kościoła, wsparcia dla środowisk LGBT. Scheuring-Wielgus od maja 2019 roku nie ma serca – taki jest przekaz skierowany do przeciętnego wyborcy, który koncentruję uwagę na portalach internetowych. Wszystko poszło jak krew w piach i nie zdziwię się, jeśli afera z pieskami poważnie zaszkodzi notowaniom Wiosny Roberta Biedronia. Scheuring-Wielgus potrafiła spłycić problem oddanych własnych psów do kwestii zarobków europosła.
Platforma Obywatelska wzięła się ostro za rozliczanie pedofilii w Kościele i PiS w związku z aferami obyczajowymi księży. To, że to właśnie obecny rząd zrobił największy krok w walce z tą patologią, Borysa Budki i Bartłomieja Sienkiewicza zwyczajnie nie rusza. Platforma Obywatelska w tej materii zmarnowała bite osiem lat – ani rejestru pedofili, ani nawet obowiązku zawiadomienia organów ścigania o procederze wykorzystywania dzieci nie wprowadziła. Za to politycy opozycji mają usta pełne frazesów i łączą zachowania hierarchów kościelnych sprzed 20, 30 lat z obecną władzą.
Sienkiewicz mocny na Twitterze
Sporo można PiS zarzucić, również w obecnej kampanii, ale nie to, że tuszuje pedofilię, co nawet przyznała dziennikarka „Gazety Wyborczej”, chwaląc wysiłki Zbigniewa Ziobry na antenie TVN24. Sienkiewicz idzie jeszcze dalej i sugeruje, że od majowych i jesiennych wyborów zależy, czy wysoko postawieni kapłani pójdą do... więzienia. Jeśli wygra PiS, nic się nie zmieni, przekonuje w przedwyborczej biegunce były szef MSWiA.
Pytam zatem, a raczej robi to również w moim imieniu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: gdzie on był i co pan minister zrobił w sprawie pedofilii, gdy sprawował władzę? Odpowiedź: - Tam gdzie wszyscy: nieświadomi, że biskupi ukrywają pedofilów – napisał na Twitterze. Ręce nie mają gdzie opadać: Sienkiewicz ma prawo być nieświadomy, ale Brudziński i Ziobro już nie. Po drugie, Sienkiewicz krzyknął wręcz do ks. Isakowicza-Zaleskiego: - Czy kardynał Dziwisz nie był czasami Księdza biskupem?
Mam niezłą pamięć, więc przypomnę o spotkaniu przedwyborczym w 2007 roku Donalda Tuska, kandydata PO na premiera z kardynałem Stanisławem Dziwiszem. - Powiedział, że wita mnie w domu, a ja rzeczywiście czuję się trochę jak w domu u kardynała. Usłyszałem kilka bardzo ważnych słów, ale były skierowane tylko do mnie, więc zachowam dyskrecję – relacjonował Tusk dziennikarzom. - Do kardynała powiedziałem dwa słowa: "przepraszam" i "dziękuję". Przeprosiłem za to, że ta kampania jest tak brutalna i że nie potrafiłem skutecznie zapobiec temu, iż szczególnie w finale ona tak brzydko wygląda – dodał przyszły szef rządu. Jakby się Sienkiewicz nie nagimnastykował, tego typu wypowiedzi nie mogą być dowodem na podejrzenia wokół ks. Dziwisza, spowodowane tuszowaniem pedofilii. W przypadku tego hierarchy, akurat nieudowodnionej. Dodajmy do tego bliskie relacje Hanny Gronkiewicz-Waltz z kardynałem Kazimierzem Nyczem, który jest wprost wymieniony w filmie Sekielskich, a już Sienkiewiczowi może pamięć się odświeży.
Cimoszewicz zrobił swoje
I jeszcze na dokładkę roztrwonił, co tylko mógł Włodzimierz Cimoszewicz – kandydat Koalicji Europejskiej chyba nie zapomniał o powodzianach. Tym doradzał, by się ubezpieczyli. Były polityk PZPR i teraz na chwilkę stracił rezon: - W naszym kraju za cnotę uważa się obronę tego, żeby nie zwrócić tego co się komuś należy tylko dlatego, że był Żydem, do tego ofiarą Holokaustu – podkreślił w kontekście roszczeń środowisk żydowskich do majątku bezspadkowego. Choć później się zreflektował, że bez spadkobierców każdy majątek przechodzi w posiadanie skarbu państwa, to jego dygresja o rzekomym antysemickim podejściu większości zapadła w pamięć. Wcześniej Cimoszewicz potrącił rowerzystkę, co głosów mu nie przysporzy. Pytanie, po co 70-letni polityk, który jeszcze dekadę temu byłby dla obecnej opozycji wzmocnieniem, pakuje się samowolnie w kłopoty?
Zabawny przekaz dnia
Na ostatniej prostej kampanii PiS też popełnia błędy. Jeden rozbawił mnie do rozpuku. Oto prof. Ryszard Terlecki, było nie było wiceprezes PiS, wysłał smsa do wszystkich posłów z zakazem komentowania filmu „Tylko nie mów nikomu”. „Sz. P. W związku z jutrzejszą premierą filmu red. Sekielskiego bezwzględnie proszę o NIEKOMENTOWANIE tego filmu w programach i mediach społecznościowych. Proszę także o nieprzyjmowanie zaproszeń do dyskusji nt. filmu. Wszystkie przypadki pedofilii muszą być bezwzględnie wyjaśnione przez organy ścigania a osoby winne skazane” – brzmiała treść wiadomości, do której dotarło TVN24. Poseł Terlecki najpierw zasłonił się niepamięcią w rozmowie z reporterką, a potem potwierdził, że sms został prawdopodobnie wysłany, by politycy nie mówili głupot i ustalili wspólną wersję z partią.
Naprawdę, kilka przykładów w dwugodzinnym filmie wymaga szerokich konsultacji i traktowania własnych przedstawicieli jak bezmyślnych głupków? Bo Sekielski kiedyś pracował w TVN-ie, a film z oczywistych powodów nie może uwypuklić pozytywnego wizerunku Kościoła? To na dokładkę Zbigniew Gryglas, członek Porozumienia, porównał „Tylko nie mów nikomu” do „Mein Kampf” Hitlera, którego podobno nie warto czytać. Panie pośle, każdy historyk XX wieku zapoznał się z tym dziełem i raczej nie odnotowano przypadków publicznych wystąpień z nawoływaniem do ostatecznej rozprawy z Żydami. Mniej lub bardziej absurdalne głosy polityków PiS, jakby to oni byli bohaterami filmu – a przecież nie są – dało się usłyszeć. Jasne, Sekielscy nie uprawiają wolontariatu, może nawet liczyli, że jakieś błoto do prawicy się przylepi w maju. Jednak w ich dokumencie żaden polityk Zjednoczonej Prawicy się nie pojawia. A takie nerwowe ruchy z wysyłaniem przekazów dnia mogły wyborców zdenerwować. Trudno sobie wyobrazić, by sympatycy PiS po obejrzeniu filmu Sekielskich nagle przestali tę partię popierać, natomiast niezdecydowani czekali na zdecydowaną reakcję rządzących. I ta w postaci zaostrzenia prawa karnego nastąpiła, jakkolwiek oceniamy pomysły zniesienia przedawnienia w porównaniu do przepisów, dotyczących np. morderstw.
Kto wygra wybory? To trochę jak wróżenie z fusów. PiS ma wszystko w swoich rękach, ale przynajmniej sondażowo idzie łeb w łeb z Koalicją Europejską. Wiele będzie zależało od tego, ile i komu urwą punkty Wiosną i Konfederacja. Na niekorzyść partii rządzącej działa częściowa demobilizacja elektoratu, tradycyjnie widoczna podczas wyborów do europarlamentu. Nie jest żadną nowiną, że elektorat PiS jest w sporej mierze sceptycznie nastawiony do instytucji unijnych. Czas pokaże, kto na finiszu wpadł po uszy w zastawione przez siebie pułapki, a kto zdołał z nich się wykaraskać.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka