Chcieliśmy dobrze, wyszło gorzej niż zwykle – tak można spuentować efekt ważnej konferencji bliskowschodniej, której gospodarzem była Polska. W Izraelu i USA panuje entuzjazm, ale to my płacimy wysoką cenę – niesprawiedliwych oskarżeń, rasizmu i wreszcie przymusu tłumaczenia, że nie jesteśmy wielbłądem.
Wpływowa dziennikarka wielkiej stacji telewizyjnej
- Wiceprezydent Mike Pence wraz z żoną odwiedzą miejsce powstania polskich Żydów w warszawskim getcie, które trwało miesiąc przeciwko polskiemu i nazistowskiemu reżimowi – wypaliła doświadczona i wpływowa dziennikarka grupy NBC News, Andrea Mitchell. IPN domaga się sprostowania tych słów nie tyle od Mitchell, co stacji telewizyjnej – w innym wypadku instytut wyśle pozew cywilny. Co prawda amerykańska dziennikarka przeprosiła za użycie oskarżenia, jednoznacznie zestawiającego hitlerowskie Niemcy z rządem na uchodźstwie i polskim czynem zbrojnym. Przeprosiny Mitchell można jednak uznać za żenującą próbę ratowania twarzy, jeśli przyjmiemy, że czymkolwiek się przejęła. Napisała dwa zdania na Twitterze, a IPN w odpowiedzi wyśle jej książki o polskich bohaterach, ratujących Żydów w czasie II wojny światowej i walczących z niemieckim najeźdźcą. Napisane oczywiście w języku polskim.
Premier państwa Izrael
Akt trzeci, bardzo groźny. Benjamin Netanjahu podczas wizyty w muzeum POLIN, o którego czeka nas w niedalekiej przyszłości kolejny spór z Izraelem, raczył powiedzieć, że nie zna przypadków, aby ktoś był pociągnięty do odpowiedzialności prawnej za wskazanie udziału Polaków w Holokauście. Co prawda nieprzychylny Polsce „The Jerusalem Post” nieco przekręcił stanowisko premiera Izraela, cytując, że Polacy „pomagali Niemcom w zabijaniu Żydów”, ale niesmak i konsternacja pozostały. Rozważane było albo przeniesienie szczytu Grupy Wyszehradzkiej, organizowanego w Izraelu, albo bojkot V4 z polskiej strony. Nie ma wątpliwości, że Netanjahu wiedział, co mówi, gdzie i jak może to zostać zinterpretowane. Dlaczego tak silny akcent negatywny wobec Polski jest tak ważny w polityce wewnętrznej rządu naszego przecież sojusznika? Netanjahu walczy o polityczny byt w wyborach parlamentarnych, które odbędą się w kwietniu. Nie ma w nich pola manewru, walczy o pełną pulę – w przeciwnym wypadku konkurenci wykorzystają zwycięstwo wyborcze, by wpakować szefa Likudu do więzienia za zarzuty korupcyjne. Jeśli motyw polski jest wykorzystywany w kampanii wyborczej, to nie za dobrze świadczy o naszej przyjaźni.
Szef izraelskiego MSZ
I czwarty akt dramatu, ostatni. Nowy szef MSZ Izraela, Israel Katz, obrzucił błotem wszystkich Polaków. - Sam jestem synem ocalonych z Holokaustu. Jak każdy Izraelczyk i Żyd mogę powiedzieć: nie zapomnimy i nie przebaczymy. Byli Polacy, którzy kolaborowali z nazistami. O tym mówił też były premier Icchak Szamir, wspominając historię swojego zamordowanego ojca. Icchak Szamir, któremu Polacy zamordowali ojca, powiedział: "Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki". I nikt nie będzie nam mówił, jak mamy się wyrażać i jak pamiętać naszych poległych – stwierdził dyplomata w telewizji i24News. Znowu urzędnicy państwowi zareagowali po skandalicznych słowach, nie spodziewając się skali absurdalnego ataku.
Wciąż bezradni wobec kłamstw
Daleki jestem od wizji części publicystów, że za całe zło na świecie nie jesteśmy odpowiedzialni, a zawsze ma odpowiadać ktoś inny. Nagonka na Warszawę przy okazji szczytu bliskowschodniego przypomina sytuację, w której na wystawny bal przychodzi dwóch ważnych gości. Jeden, dość wstawiony po kilku godzinach, odchodzi od stolika, przy którym siedzi gospodarz i okazuje mu ostentacyjny brak szacunku. Drugi poszedł jeszcze dalej – zwyzywał organizatora imprezy, jego żonę i pobrudził w amoku ścianę, taranując po drodze naczynia ze stołu. Jedyną zaletą niesłychanego skandalu dyplomatycznego jest fakt, że opozycja i PiS mówi jednym głosem i krytykują przedstawicieli izraelskiego państwa.
Sytuację próbuje ratować i łagodzić Marek Magierowski, udzielający wywiadów w Izraelskiej prasie. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Ilu jednak mamy Magierowskich na świecie? Czy potrafimy chociaż w części naprawić błędy, poczynione jeszcze w latach 90., których pokłosiem jest katastrofalne dla Polski sformułowanie „polskie obozy śmierci”? Można by wzruszyć ramionami, gdyby rzekomy skrót myślowy, dotyczący lokalizacji miejsca, popełniali niedouczeni zagraniczni dziennikarze. Czerwona lampka włączyła się już w 2012 roku, gdy prezydent Barack Obama zszokował uczestników uroczystości na cześć Jana Karskiego. Później powtórzył kłamstwo oświęcimskie ówczesny szef FBI, James Comey. I też przy okazji ważnej dla pamięci historycznej – w Dniu Pamięci o Holocauście w Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie.
Czy polski rząd, Polska Fundacja Narodowa, dyplomaci, przedstawiciele szeroko pojętej kultury, mają długofalowy plan na powstrzymanie niesprawiedliwych oskarżeń?
Tekst ukazał się również w "Gazecie Polskiej Codziennie"
Komentarze
Pokaż komentarze (128)