Każdy rząd rwał tyle z mediów publicznych, ile chciał. Nie mam żalu do PiS, że wyczyściło TVP, Polskie Radio i PAP z kibiców poprzedniego rządu i gwiazdorów, wzywających do Majdanu. Mam już natomiast pretensje o to, że zaniża jakość debaty publicznej w zastraszającym stylu. Trzeba sobie powiedzieć uczciwie - "Wiadomości" prezentują się gorzej, niż przed wyborami w 2015 roku.
Opozycja jaka jest, każdy widzi. Protest PO i Nowoczesnej w Sejmie - żałosny, ociera się o groteskę, jakiej w polskim parlamencie dawno nie było. Czy to jednak powód do tego, by w najważniejszym polskim serwisie informacyjnym - w dodatku na który zrzucają się i przeciwnicy obecnej władzy - nazywać te partie "tak zwaną opozycją" lub, co gorsza, "okupantami'? Wielu prawicowych internautów broni materiału, pokazanego przed dwoma dniami, posługując się definicją słownikową słowa okupant. Taka zbitka kojarzy się jednak w oczywisty sposób - z okupantami z II Wojny Światowym, zbrodniarzami niemieckimi i sowieckimi. Przekonywać, że to skandaliczne nadużycie, nie mam zamiaru.
Następuje coraz większa inflacja słów - opozycja nie znajdzie racjonalnych argumentów, gdy rzeczywiście będzie miała rację, bo wyczerpała swój arsenał już po tygodniu rządów PiS. Zmiany w pracy dziennikarzy w Sejmie to cenzura, spełnienie obietnicy wyborczej w postaci likwidacji gimnazjów to zamach na polskie szkoły, a byle jaka nowelizacja ustawy o TK to zamach na polskie sądownictwo. Po drugiej stronie - w mediach publicznych - jest podobnie. Opozycja to z natury okupant, nie ma racji i w dodatku wszyscy ją ośmieszają na Twitterze. Reporterzy w swoich materiałach często serwują szkołę Jakuba Sobieniowskiego z "Faktów" TVN - im mniej faktów, tym więcej zajadłej publicystyki, a efekt niby lepszy. Krytykują to, z czego sami przykładnie czerpią, tylko w drugą stronę.
W poprzednich latach TVP, na czele z Tomaszem Lisem - mistrzem manipulacji - była wyraźnie antypisowska. Ale nie do tego stopnia, by nazywać PiS "okupantami", "Targowicą", pokazywać urywki z afrykańskich przewrotów wojskowych i zajmować się w tak dużym stopniu tym, co słychać na Twitterze. Nie jest oczywiście tak, że nie ma dobrych zmian w TVP. Przynajmniej w pierwszych miesiącach w programach publicystycznych w TVP INFO uczestniczyli publicyści GPC i Krytyki Politycznej - czyli coś, co było nie do pomyślenia wcześniej, gdy obóz liberalno-lewicowy rozumiał spór publiczny jako wymianę między Jackiem Żakowskim a Dominiką Wielowieyską. Studia telewizyjne otwierają się na młodych i zdolnych komentatorów, jak chociażby Weronika Zaguła czy Michał Wróblewski.Trudno nie zauważyć jednak, że wraz ze zmianami w TVP ucierpiał jeszcze bardziej profesjonalizm, na który tak narzekano w czasach rządów PO-PSL. Pucz w Turcji, zamach w Nicei czy relacja z zamachu terrorystycznego w Berlinie, gdzie media publiczne dysponowały tylko jednym korespondentem, to obrazy mówiące naprawdę wiele. Albo niedawna rozprawa sądowa ws. morderstwa Ewy Tylman - mimo, że pokazywana z opóźnieniem, realizatorzy materiału nie zagłuszyli padających nazwisk osób prywatnych, tłumacząc, że zabrakło na to czasu i nie byli przygotowani na tak sporą ilość danych osobowych. Konkurencja nie miała z tym problemu i nie szukała problemu tam, gdzie go nie ma.
Rozumiem po ludzku poczucie krzywdy, jaką wyrządziły platformerskie władze mediów publicznych, usuwając z nich krok po kroku prawicowych dziennikarzy. Szkoda, że zemsta musi tak topornie wyglądać, tym bardziej, że początkowo Jacek Kurski swoimi pomysłami wlał nadzieje. Więcej sportu, Sonda 2, powrót do starych, sprawdzonych form rozrywki. Od mediów publicznych oczekiwałbym po prostu informacji. Czy to aż tak dużo?
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura