Wystarczy założyć dość liczną grupę przeciwników jakiejś partii w sieci, podpiąć się ze wzajemnością pod bezradnych, aczkolwiek kiedyś wpływowych polityków i hulaj dusza, piekła nie ma, liczą się pieniążki. Bo chyba nikt nie powinien mieć już wątpliwości, że obroną demokracji to idea dla tłumu, ale za coś żyć trzeba. Obrona ze strony Kijowskiego jest zwyczajnie żenująca.
PiS-owce pomawiają o alimenty, pytają o to, z czego utrzymuje się facet, strojący się na drugiego Lecha Wałęsę. "Nie macie prawa" - odpowiada lider KOD od kilku miesięcy. Oczywiście, że nie, gdyby nie fakt, że ktoś tu zaczął uważać się za bohatera narodowego, tylko dlatego, że nie lubi, do czego ma zupełne prawo, PiS-u. Lider KOD porównywał swój ruch do podziemnej "Solidarności", a niemiecka prasa wprost pisała o nim, jako o nowym Lechu Wałęsie. Zapewne tylko z wrodzonej skromności bohater porównania nie zaprzeczał. Jedynym znanym powszechnie sukcesem Kijowskiego było założenie strony na Facebook-u i wymyślenie nazwy, niezbyt oryginalnej, ponieważ nawiązującej do Komitetu Obrony Robotników. Nic, na co Kijowski się w ostatnich 12 miesiącach zdobył, nie było oryginalne - może poza antypisowską pasterką i sylwestrem pod Sejmem, bo na to jeszcze rzeczywiście nikt nie wpadł.
I kilka tysięcy osób musiało przełknąć te wszystkie artykuły o niespłaconych alimentach, wierząc, że jakoś to będzie. Przecież Kijowskiego jeszcze dwa lata temu nikt nie kojarzył, a teraz proszę, ściska się z przywódcą "Solidarności", wchodzi do Sejmu i rozmawia z liderami opozycji, ma gość jakiś wpływ na rzeczywistość i jest spoza polityki - myśleli, za przeproszeniem, frajerzy. Od kilku miesięcy co prawda wkurzeni na całą sytuację KOD-owcy pytali, gdzie podziały się rozliczenia ze zbiórek. Nie doczekali się odpowiedzi, więc poszli z tym do mediów - normalny, ludzki odruch grupy, zrobionej w konia. A Kijowski, jak to Kijowski: spisek, panie!
Nie moje pieniądze, więc martwić powinni się raczej ci, którzy wpłacili choćby złotówkę. Nie wiadomo, czy kupiono za nie flagę, gwizdek, wuwuzelę, a może w tym czasie firma pana Kijowskiego w pocie czoła przeglądała skrzynkę pocztową KOD-u. Wiadomo, że za byle jakie usługi rodzinna firma Kijowskiego brała niemal w każdym przypadku takie same pieniądze - nieistotne, czy chodziło o serwer, zabezpieczenie poczty, czy może szkolenia na Facebooku. Dobry patent na biznes. Zwyczajnie Kijowski na KOD-zie zarobił, więc jego tłumaczenia, jakoby pieniądze ze zbiórki publicznej pokrywały wydatki, związane z prowadzeniem firmy, można między bajki włożyć. Innym razem twierdzi: "Mówiłem, że nie zarabiam na działalności w KOD-zie. Firma MKM Studio to inna sprawa". Proste pytanie do Kijowskiego: czy otrzymałby te pieniądze za "prowadzenie usług" na stronie, którą podobno przygotował inny kodowiec, gdyby KOD nie istniał?
Masa ludzi nabrała się raz, to może kolejny też się zdarzy?
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka