Czy Belka i Sienkiewicz mają odrobinę honoru?

Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie rozmowy Marka Belki z Bartłomiejem Sienkiewiczem, nagranej w restauracji "Sowa i Przyjaciele". To, co według obu panów a i premiera miało być problemem "stylu", dla śledczych będzie przedmiotem postępowania. Do czasu prawdopodobnego umorzenia - choć słowa rzecznika prokuratury są dla władzy miażdżące.

"W zamian za odwołanie ministra finansów,  wprowadzenie regulacji prawnych umożliwiających powołanie Rady Ryzyka Systemowego oraz zmniejszenia roli Rady Polityki Pieniężnej,  prezes NBP umożliwiłby finansowanie przez Narodowy Bank Polski deficytu budżetowego poprzez wykupowanie obligacji" - powiedział rzecznik prokuratury, Przemysław Nowak. I to nie jest już podejrzenie, że tak mogło być, ale najzupełniej w świecie potwierdzenie dealu. Teraz prokuratorzy sprawdzają, czy doszło do przekroczenia uprawnień przez ministra, szefa banku centralnego oraz premiera. Zaklinacze rzeczywistości bronili podsłuchanych, forsując tezę, że chodziło im o ratowanie finansów państwa, troskę o polski pieniądz. O ile po ministrze Sienkiewiczu można było spodziewać się dosłownie wszystkiego, o tyle Marek Belka to szef zbyt poważnej instytucji, dbającej o polskie rynki finansowe, by dalej udawać, że nic się nie stało.

Nie wiem, jak decyzja prokuratury odbije się na polskiej złotówce. Jednakże szef banku centralnego, na którym ciążą jakiekolwiek podejrzenia, traci z miejsca wiarygodność i osłabia wizerunek NBP. Do czasu, aż prokuratura wyjaśni całą sprawę, nie powinien piastować dalej funkcji. Może złożyć rezygnację, podobnie zresztą, jak Sienkiewicz - sędzia we własnej sprawie.

Do podjęcia odważnych, a w tej chwili już oczywistych decyzji, potrzeba odrobiny honoru. Obawiam się, że ta dwójka panów, podobnie jak reszta podsłuchanych, o odpowiedzialności cywilnej nigdy nie miała bladego pojęcia.