W Monitorze Polskim 27 sierpnia opublikowano ważne postanowienie o wyborze sędziego Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. To grono dokona następnie wyboru prezesa tejże izby. Chrapkę na stanowisko mają oczywiście sędziowie, którzy uczestniczyli w protestach za rządów PiS – jak w „marszu tysiąca tóg” czy „miliona serc”, organizowanych przez Donalda Tuska w kampanii wyborczej. Premier tak się odwdzięczył Piotrowi Gąciarkowi, Waldemarowi Żurkowi, Krystianowi Markiewiczowi czy Pawłowi Juszczyszynowi, że zgodził się na to, by – w mniemaniu dużej części środowiska sędziowskiego – to ktoś spoza starego układu miał wpływ na sytuację kadrową w ważnej izbie Sądu Najwyższego.
Rząd zatrzymuje się na Izbie Cywilnej
Na konferencji prasowej wczoraj sam zainteresowany tłumaczył się błędem, wynikającym z roztargnienia jego prawej ręki, ministra Macieja Berka. Tusk podpisał więc postanowienie przypadkiem, za co ponosi odpowiedzialność – nie dodał tylko jaką, a zdania na temat reformy sądownictwa nie zmienił – przekonywał na spotkaniu z dziennikarzami.
Co to oznacza? Po pierwsze, premier przez przypadek nie dokonał totalnej rozwałki w sądownictwie i poszedł po rozum do głowy. Przynajmniej w kontekście Izby Cywilnej SN. Wszak ustawa o KRS, firmowana przez resort sprawiedliwości, wywraca do góry nogami sytuację w państwie. Adam Bodnar, choć pierwotnie był zwolennikiem udziału sędziów zaprzysiężonych na mocy znowelizowanej ustawy o KRS w grudniu 2017 r. do nowej rady, to w lipcu wystąpił z poprawką o wykluczenie ich z kandydowania. Był to zresztą element nacisku środowiska sędziowskiego, które zaczęło po kilku miesiącach od sformowania rządu Donalda Tuska krytykować ministra sprawiedliwości za brak twardego rozliczenia z sędziami, których nie znoszą, czyli za to, że nie łamał przynajmniej w tym obszarze konstytucji i obowiązujących ustaw.
Liberałowie i lewicowcy w togach domagają się nie tylko wykluczenia ze środowiska legalnie wybranych sędziów – ludzi z wykształceniem prawniczym, po zdanej aplikacji, wybranych przez zreformowaną KRS i przede wszystkim zaprzysiężonych przez prezydenta – lecz nawet zarzutów karnych choćby za podpisanie listy poparcia pod daną kandydaturą i zagłodzenia finansowego obecnych członków Krajowej Rady Sądownictwa, wybranych w poprzedniej kadencji Sejmu.
Tusk nie wierzy w bajki
No nie, trudno to sobie wyobrazić, by Tusk w takiej sprawie zaprzeczył sam sobie w imię politycznych interesów. On po prostu nie wierzy w sztucznie wykreowany podział wśród sędziów, doskonale zdając sobie sprawę, że był mu potrzebny tylko na użytek rozgrywek i mobilizowania elektoratu. Przedstawiania, jak to PiS rujnuje sądownictwo, mianując nielegalnych jego przedstawicieli. Reforma sądownictwa była omawiana na wszelkie sposoby, ale warto w tym miejscu przypomnieć – w konstytucji, w art. 187, wprost zapisano: „Ustrój, zakres działania i tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposób wyboru jej członków określa ustawa”. I tę o KRS legalnie zmieniono w 2017 r. – nie uchwałą, jak ma to miejsce w przypadku wygaszania składu i orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, ale normalną ścieżką legislacyjną.
Może się komuś ta reforma nie podobać, bo Sejm zyskał większą kontrolę nad wyborem członków KRS, którzy później decydują o kształcie sądownictwa, jednak nie można robić z logiki kurtyzany i opowiadać bzdur, jakoby reforma zgodna z konstytucją była „nielegalna” czy „niepraworządna”, ponieważ sędziowie przestali na wyłączność decydować o polityce kadrowej w wymiarze sprawiedliwości. Nawet Donald Tusk to wie.
„Sędziowie są zdruzgotani”
Przeciwnicy reformy PiS w togach znowu politykują. Zmienili tylko cel swoich publicystycznych zarzutów i rugają szefa rządu za kontrasygnatę. „Na początku byłem przekonany, że to zbyt nieprawdopodobne, by było możliwe. A jednak” – napisał w mediach społecznościowych sędzia Sądu Najwyższego Włodzimierz Wróbel, dodając, że „premier obecnego rządu umożliwił politycznym nominatom poprzedniej władzy zachowanie kontroli nad jedną z najważniejszych części Sądu Najwyższego”.
„Sędziowie Sądu Najwyższego są zdruzgotani, oszołomieni. Czują się zdradzeni” – to opinia Krystiana Markiewicza, prezesa Iustitii. „Albo z namysłem, albo bez namysłu. W obu przypadkach źle” – nie kryje rozgoryczenia Bartłomiej Przymusiński, sędzia i rzecznik wspomnianej organizacji.
Ale spokojnie, Donald Tusk wespół z Adamem Bodnarem wszystko państwu zrekompensuje. O ile Koalicja Obywatelska wygra wybory prezydenckie. Wtedy to przejedzie się po sądach walec praworządności, który wyrzuci na bruk ponad 3 tys. legalnie zaprzysiężonych sędziów na mocy znowelizowanej ustawy o KRS. Donald Tusk wstrzymuje się z podejmowaniem radykalnie antypaństwowych decyzji do czasu opuszczenia Pałacu Prezydenckiego przez Andrzeja Dudę.
Fot. Premier Donald Tusk/PAP
Komentarze
Pokaż komentarze (113)