Konwencje samorządowe Koalicji Obywatelskiej i PiS w Krakowie stały pod znakiem polityki widzianej z perspektywy Warszawy i wielkiej polityki. Aleksander Miszalski, kandydat KO, walczy o polityczne życie, bo wejście do drugiej tury wcale nie jest takie oczywiste. Stąd ogromne wsparcie, jakiego udziela mu administracja rządowa, mimo apelu Państwowej Komisji Wyborczej i atakowania przez lata PiS za to, że angażuje ministrów do promowania wybranych kandydatów startujących wyborach.
Omijany szerokim łukiem apel PKW
Nieprzypadkowo kilka dni temu PKW zamieściła apel do polityków, aby respektowali zapisy kodeksu wyborczego.
"Osoby piastujące funkcje publiczne, w tym przedstawiciele administracji samorządowej i rządowej, angażujące się w agitację na rzecz komitetów wyborczych, obowiązane są jednak ściśle oddzielać taką działalność od wykonywania obowiązków związanych z pełnioną funkcją" - podkreślono.
"Niedopuszczalne jest wykorzystywanie w jakikolwiek sposób środków publicznych do prowadzenia kampanii wyborczej, np. wykonywanie przez pracowników urzędów administracji samorządowej i rządowej w czasie pracy czynności związanych z prowadzeniem agitacji wyborczej, wykorzystywanie pojazdów i urządzeń służbowych w kampanii wyborczej, prowadzenie agitacji wyborczej na stronach internetowych i profilach w mediach społecznościowych administrowanych przez urzędy" - dodano.
Cytuję stanowisko PKW, gdyż w Krakowie w kampanii wyborczej ciągle dochodzi do nieprzestrzegania zasad. Aleksander Miszalski mógł liczyć na wsparcie ministrów Adama Szłapki czy Sławomira Nitrasa, deklarującego budowę i rewitalizację orlików. Do stolicy Małopolski przybył niedawno szef resortu finansów, by stwierdzić, że nadchodzi czas na "uniezależnienie samorządu od władzy centralnej", a Miszalski to "najlepszy kandydat". W hali Cracovii za to zaszczycił swoją obecnością minister-likwidator kultury, Bartłomiej Sienkiewicz.
Nie wiem, czy którykolwiek kandydat w wyborach samorządowych wystawiony przez KO mógł do tej pory liczyć na aż takie wsparcie.
Sienkiewicz znowu o PiS
Co istotne, w przemówieniu ministra kultury nie zabrakło dramatycznego apelu. - Wzywam wszystkich, którzy wzięli udział w wyborach 15 października, po to, aby odsunąć PiS Kaczyńskiego i jego ekipy od władzy, żeby przyszli na te wybory, obronili Małopolskę, obronili Kraków przed kontynuacją tej władzy - deklarował Sienkiewicz. - Nikt nie może pozostać wobec wyborów samorządowych obojętny. Nie możemy się rozejść do domów. Proście o to, jak trzeba, to błagajcie. To naprawdę jest absolutnie konieczne - dodał.
Wyglądało to tak, jakby Sienkiewicz i KO nie byli pewni, czy uda się powtórzyć wynik z 15 października i czy aby na pewno dopisze frekwencja. Bo na aktywność 74 proc. wyborców w skali kraju nie ma nawet co liczyć. Miszalskiego chwalił również Rafał Trzaskowski, czym zrekompensowano brak udziału Donalda Tuska. Główne obietnice Miszalskiego? Darmowe żłobki, 200 tys. zasadzonych drzew i metro, na które mają być pieniądze z KPO, bo jak nie, to kandydat "wytrzaśnie je spod ziemi", jak zapewniał. Słusznie poseł KO prawił za to o "ewolucji, a nie rewolucji" - wszak do Rady Miasta Krakowa dostał się w 2018 roku z komitetu... Jacka Majchrowskiego. Miszalski do tego czasu należał de facto do ludzi prezydenta miasta, wywodzi się z tego samego układu. Czyli nie przeszkadzały mu najwyraźniej "betonoza", korki, czy smog. Na konwencji KO pojawił się też temat praw kobiet - kompletne pomylenie z poplątaniem.
Nawiasem mówiąc, kandydatura Miszalskiego każe pytać o sens, gdy polityk do ogłoszenia startu prowadził hostelowy biznes w mieście. I przepisał go na członków rodziny, by uniknąć kłopotów i drażliwych pytań. Tych Miszalskiemu w największych mediach oczywiście się nie zadaje. Co innego, gdyby to kandydat PiS był turystycznym baronem i chciał rządzić Krakowem.
"Zielony Kraków"
Konwencję w Krakowie zorganizowało również PiS. Łukasz Kmita, były wojewoda, ma kiepskie notowania w sondażach, ale przy mobilizacji wyborców PiS i sprawnej kampanii wyborczej może wejść do II tury - dotychczas z Jackiem Majchrowskim rywalizowali tam Marek Lasota i Małgorzata Wassermann.
Jarosław Kaczyński mówił o tym, że wybory samorządowe mogą być ostrzeżeniem dla koalicji rządzącej. Kmita stawia na "zielony Kraków", bez smogu i korków. Żaden jednak z kandydatów nie pochyla się głębiej nad tym ostatnim tematem. Politycy nie mówią dokładnie, co zrobić, by rozładować ruch w okolicach Alei Trzech Wieszczów czy Półłanki. Ciekawostką jest natomiast fakt, że Lewica nie wystawiła żadnego kandydata i poparła Miszalskiego.
Obie największe partie traktują wybory samorządowe jako barometr nastrojów społecznych. Z pewnością wynik do sejmików będzie można oceniać przez pryzmat poparcia społecznego dla formacji. Sytuacja wyborcza w Krakowie jest o tyle ciekawa, że - w przeciwieństwie do innych wielkich miast - piłka jest w grze, a trzech kandydatów (jeszcze Łukasz Gibała) ma największe szanse na wejście do II tury.
Wiceprezydent i faworyt Jacka Majchrowskiego - Andrzej Kulig, Konrad Berkowicz (Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy), Rafał Komarewicz (Polska 2050), aktywista Adam Hareńczyk (KWW Zjednoczeni dla Krakowa), bezpartyjny Stanisław Mazur i wiceprezydent miasta ds. zrównoważonego rozwoju Jerzy Muzyk, będą robili raczej za tło dla wspomnianej trójki: Gibała, Kmita i Miszalski. Czeka nas ciekawa rozgrywka o schedę po dwudziestoletnich rządach słynnego profesora, na którego wszyscy w mieście narzekali, a i tak wygrywał wybory.
Fot. Rafał Trzaskowski (w środku), Bartłomiej Sienkiewicz, Aleksander Miszalski (z prawej)/PAP
Tekst ukazał się również na portalu niezalezna.pl
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka