Na 39 dni przed wyborami partie przystępujące do wyborów parlamentarnych są zobowiązane zgłosić listy kandydatów. Istnieje więc poważne ryzyko z punktu widzenia Prawa i Sprawiedliwości, że Michał Kołodziejczak zostanie potraktowany jak Małgorzata Kidawa-Błońska i KO się go pozbędzie. Działacz AgroUnii z każdym kolejnym dniem kampanii wyborczej szkodzi formacji Donalda Tuska.
A miało być tak pięknie. Zamysł szefa Koalicji Obywatelskiej był prosty: Michał Kołodziejczak stałby się połączeniem Andrzeja Leppera i Janusza Palikota – kimś, kto z jednej strony przyciągnie elektorat wiejski do ultraliberalnej partii, a przy okazji będzie bił prętem po klatce i prowokował pisowców, jak się tylko da. Już pierwszy tydzień pokazuje, że nic z tego nie będzie. Po pierwsze – elektorat AgroUnii był śladowy. Artur Balazs i inni protektorzy 34-letniego aktywisty na konińskiej liście KO twierdzą z uporem maniaka, że Tusk zagospodarował dodatkowe 2–3 proc. dla swojej partii. Tyle, że poparcie dla AgroUnii przed prezentacją Kołodziejczaka w środowisku Platformy Obywatelskiej oscylowało w badaniach na poziomie maksymalnie 0,5 proc. Gdy dodamy do tego, że jakikolwiek transfer nie gwarantuje płynnego przepływu elektoratu, co dostrzec można choćby na przykładzie problemów Trzeciej Drogi z przekroczeniem progu w sondażach, to mamy jasną odpowiedź: kalkulacje były błędne. Aż dziw, że nabrał się na nie tak doświadczony na polskiej scenie polityk.
Po drugie, Kołodziejczak naprawdę nie jest znaną personą w elektoracie rolniczym, który od ośmiu lat na ogół głosuje na PiS. Poza zadymami i efekciarskimi protestami nie uczestniczył w życiu rolników. Jego działalność sprowadzała się głównie do wystawiania środkowego palca Amerykanom i krytyki wszystkich ugrupowań w Sejmie. Przyklejał się do każdego środowiska, by podbijać swoją rozpoznawalność – niezależnie, czy byli to rolnicy, działacze pro-life, narodowcy od Roberta Bąkiewicza, czy szemrane towarzystwo ze Sputnika. Kołodziejczak uzyska niemal pewny mandat, startując z Konina – ale to wszystko. Trudno sobie wyobrazić, żeby taki cel postawił przed nim Tusk. Przewodniczącemu KO nie zależy na karierze Kołodziejczaka, ale na tym, by 34-latek był użyteczny – uderzał w PiS niczym Janusz Palikot dekadę temu. Tak się jednak nie dzieje.
Kołodziejczak to obciążenie dla KO
A to wszystko z prostej przyczyny – o ile dziś Palikot musi się gęsto tłumaczyć ze swoich biznesów, będąc poza polityką, o tyle Kołodziejczak od wystąpienia na scenie z Tuskiem cały czas się kompromituje, wobec czego jest o nim głośno. Nieproszony przez nikogo kandydat na posła zaatakował premiera Mateusza Morawieckiego, twierdząc, że działań premiera nie popierał jego ojciec, co rzekomo jemu – tak ważnemu politykowi – wprost powiedział Kornel Morawiecki.
Kołodziejczak przekonywał, że dawny opozycjonista wręcz zaprosił go w ostatnich dniach swojego życia do szpitala i przyjął aktywistę na łożu śmierci. Na dowód pokazał zdjęcie z jednego ze spotkań z legendą Solidarności Walczącej. Sęk w tym, że wyciął innego jegomościa, organizatora rozmowy, a fotografia nie pochodzi z jego telefonu, a z... internetu. Z ataku na relacje rodzinne szefa rządu Kołodziejczak musiał się gęsto tłumaczyć w RMF FM. I wyszedł blamaż. Za każdym razem, gdy Tomasz Terlikowski dopytywał, gdzie dowody na znajomość z Kornelem Morawieckim i czy Kołodziejczak aby na pewno był przy łożu śmierci, dostawał odpowiedź o tajemniczych SMS-ach, które kandydat KO może pokazać poza anteną, i zdjęciach do odszukania. Zero konkretów.
Aborcja? Jest za, a nawet przeciw
Im głębiej w las, tym było jeszcze gorzej. Pytany o stosunek do aborcji i swoje poglądy sprzed trzech lat, Kołodziejczak przybrał pozę filozofa i doradził, by wszystkie kobiety w Polsce się dogadały i ujednoliciły sytuację prawną. W Mediach Narodowych lider AgroUnii przekonywał zaś, że aborcja to „ciężki grzech” oraz „zabójstwo”.
Gdyby deklaracje Tuska brać na poważnie, to nigdy ktoś o takich poglądach nie startowałby z listy KO. Były premier zapowiadał przecież w pierwszych 100 dniach po objęciu władzy ustawę liberalizującą prawo aborcyjne: usuwanie ciąży bez ograniczeń do 12. tygodnia. Mało tego – groził, że kto nie popiera tego rozwiązania, nie będzie na listach KO. Z tego też powodu szeregi największej partii opozycyjnej opuścił poseł Bogusław Sonik, od wielu lat związany z krakowską Platformą Obywatelską. Kołodziejczak, wyczuwając pismo nosem, nie wyjawił Terlikowskiemu swojego poglądu. Istnieje prawdopodobieństwo, że go po prostu go nie ma – mówi to, co w danym czasie wydaje się dla niego korzystne.
Aborcja czy relacje rodzinne Morawieckich to niejedyne babole, w które wpędzał się kandydat na posła. Kołodziejczak obiecał, że idzie do polityki po to, by natychmiast po zwycięstwie opozycji powstała komisja śledcza ds. śmierci Andrzeja Leppera. Dawny lider Samoobrony jest dla niego mentorem i z całą pewnością nie popełnił samobójstwa – twierdzi Kołodziejczak. Czy mamy wierzyć, że ten postulat został przedyskutowany z Tuskiem? I że on się w ogóle na taką komisję zgodzi? To bajki z mchu i paproci, które serwuje Kołodziejczak.
PiS powinno trzymać kciuki za Kołodziejczaka
Niektórzy politycy PiS przypuścili gremialną krytykę na KO za wystawienie Kołodziejczaka. Otóż niesłusznie. Jego medialne występy są łatwym celem dla formacji rządzącej. Jaki koń jest – każdy widzi. Kołodziejczak nie powiększy bazy wyborców KO, a skutecznie odciągnie uwagę od aktywności największej partii opozycyjnej. A to z kolei będzie pogłębiało frustrację niektórych najbardziej zaangażowanych kandydatów, których przysłoni działalność 34-letniego aktywisty AgroUnii.
Z punktu widzenia PiS Kołodziejczak powinien wytrwać do wyborów na pozycji numer jeden w Koninie i otrzymać mandat, a w dalszym ciągu osłabiać KO. Z lektury Kodeksu wyborczego wynika, że listy kandydatów są zgłaszane do okręgowej komisji wyborczej na 39 dni przed wyborami. Do tego czasu może nastąpić w Koninie podmianka, jak przed wyborami prezydenckimi w 2020 r., gdy Rafała Trzaskowskiego zastąpiła Małgorzata Kidawa-Błońska.
Albo Kołodziejczak przestanie udzielać wywiadów, w których ośmiesza siebie i swoje nowe środowisko polityczne, albo zostanie wyrzucony z listy KO. Nawet Tusk, biorąc na pokład podróbkę Palikota, ma granice wytrzymałości. To nie byłaby dobra informacja dla Zjednoczonej Prawicy w gorączce kampanii wyborczej, dla której obecność Kołodziejczaka w mediach to wielki prezent.
Fot. PAP/Tomasz Waszczuk
Tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka