Mateusza Morawieckiego miał zatopić napływ uchodźców, a państwo załamać się finansowo w ciągu kilku miesięcy. Nic takiego się nie stało. Później szef rządu stanął przed problemem z dostępnością węgla. Nawet część rosyjskich mediów straszyła, że Polacy nie będą w stanie ogrzać swoich domów bez wschodnich surowców. Bezskutecznie, bo okazało się, że węgla jest... za dużo. I wreszcie KPO. Morawieckiemu udało się "zadealować" z opozycją, by ta wstrzymała się od głosu. Nie ma już raczej wątpliwości - premier utrzyma się na swoim stanowisku do wyborów.
Miało to być decydujące głosowanie nie tylko w kwestii KPO, co przyszłości szefa gabinetu. Wielu dziennikarzy było przekonanych, że na Nowogrodzkiej Morawiecki usłyszał ultimatum: albo zrobi wszystko, by środki z KPO zostały odblokowane, albo dymisja. W programach TVN24 publicyści dywagowali, ile tygodni pozostało premierowi. Sam miałem wątpliwości, czy uda się przeforsować ustawę nowelizującą Sąd Najwyższy (co do której jest sporo zastrzeżeń) bez głosów Solidarnej Polski. Ale... stało się. Opozycja niemal gremialnie się wstrzymała, nie wliczając Konfederacji. Tym samym wydatnie pomogła PiS. "Ziobryści" zagłosowali przeciw, co skłania ku tezie, że spór o ustawę sądową nie był teatrzykiem. W innym wypadku Solidarna Polska przecież by się wstrzymała.
W ostatnich tygodniach Morawiecki przeplatał sukcesy z porażkami. W "Dzienniku Polskim" pisałem m.in. tak: "Premier mocno zapunktował zaangażowaniem w wojnę na Ukrainie. Dziś kojarzony jest z pomocą na tle politycznym naszemu sąsiadowi praktycznie najmocniej wraz z prezydentem Andrzejem Dudą. Ktoś powie, że taka postawa jest politycznym obowiązkiem, ale nie końca takie stwierdzenie oddawałoby prawdę. Pomoc udzielana Ukrainie jest też ryzykiem – pozbywamy się zapasów wojskowego sprzętu, Polska wydaje mnóstwo pod względem PKB na pomoc humanitarną i socjalną dla uchodźców w czasie szalejących inflacji, a przy tym naciska na stolice innych krajów, by równie mocno angażowały się na rzecz Kijowa. „Realistyczny” premier na miejscu Morawieckiego mógłby mówić językiem Konfederacji albo – jak kto woli – kanclerza Niemiec, Olafa Scholza, który wyraźnie marzy o powrocie do biznesowych relacji z Moskwą. Konkretne wspieranie Ukrainy, a przy tym niezgoda na ugodową politykę Niemiec i Francji względem Rosji leżą w naszym interesie. Im słabsza Rosja, tym mniejsze ryzyko, że nas napadnie. Szczególnie ostatnie lata z Morawieckim u steru władzy to ogromne inwestycje w obszarze wojskowości: Abramsy, Cougary, myśliwce z USA i Korei Południowej, Bayraktary". To jeden aspekt, działający mocno na korzyść notowań premiera, również w ostatnich tygodniach.
Z drugiej strony, Morawiecki musi stwarzać wrażenie odpornego na ciosy ze strony "ziobrystów", czyli podważanie pozycji, krytykę, porównania na zasadzie kontrastu. Po to, by utrzymać większość.
"Morawiecki jest często „kąsany” przez Zbigniewa Ziobrę i Solidarną Polskę. Gdyby to zależało od premiera, najchętniej pozbyłby się swojego oponenta ze struktur rządowych, ale nie może – jest związany koalicją, w której strategiczny głos należy do Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego Morawiecki bronił w Sejmie dorobku ministra sprawiedliwości w odpowiedzi na krytykę opozycji, a jednocześnie w wywiadach prasowych krytykuje stan polskich sądów po reformie wymiaru sprawiedliwości. Opozycja, zarzucając Morawieckiemu niesamodzielność, uderza zresztą w tony, za które sama była mocno krytykowana, gdy po Donaldzie Tusku to Ewa Kopacz obejmowała funkcję szefa gabinetu. Ale też zależność premiera od prezesa partii rządzącej jest widoczna. Morawiecki miał poprawić relacje z Unią Europejską, a ściślej rzecz biorąc – załatwić pieniądze z Brukseli. Wszystko zmierza do pozytywnego finału, bo Bruksela zaakceptowała po wielomiesięcznej batalii plan Polski ws. KPO. Tyle, że sukces rodził się w bólach, okraszony zgodą na mechanizm warunkowości, przed którą na forum unijnym miały bronić konkluzje oraz kamienie milowe, budzące ogromne kontrowersje. Nie można zapominać o nieczystej grze Brukseli, która zabawiała się z polskim rządem w „ciuciubabkę”, próbując wzmocnić notowania Donalda Tuska w krajowej polityce i stworzyć z KPO idealny temat pod antypisowską kampanię. Morawiecki sprawiał jednak wrażenie, jakby jednego dnia środki z KPO były strategiczne dla Polski, a innego – zbędne, bo dzięki wsparciu finansowemu z Polskiemu Funduszu Rozwoju ważne projekty nie przepadną. Reforma sądownictwa, owszem, oczko w głowie ministra Zbigniewa Ziobry, obciąża bez dwóch zdań szefa rządu. Z pewnością można było uniknąć wycieku ze skrzynki Michała Dworczyka – wystarczyło „tylko” nie korzystać z prywatnych e-maili do załatwienia spraw partyjno-służbowych. Fakt, że podobne ataki hakerskie, inspirowane przez Rosjan, zdarzyły się w innych krajach, nie może być okolicznością łagodzącą. I jeszcze jeden, poważny, aczkolwiek niezwykle rzadko wypominany zarzut w przestrzeni publicznej: PiS złamało słowo po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji z 22 października 2020 roku. Politycy obozu władzy zapewniali, że wcielą w życie sugestie, zawarte w orzeczeniu – m.in. kwestię podniesienia świadczeń na niepełnosprawne dzieci, utworzenia sieci nowoczesnych placówek perinatalnych, kompleksowego wsparcia dla rodziców oczekujących na chore dziecko, wreszcie kres fatalnego systemu, w którym jeden z opiekunów musi poświęcić karierę zawodową, bo w przeciwnym wypadku na niepełnosprawną pociechę przeznaczone są doprawdy grosze – ponad 200 złotych miesięcznie. PiS obiecywało nowelizację ustawy „za życiem” – w tym podniesienie świadczenia po urodzeniu dziecka z niepełnosprawnością - i na tym się skończyło. Morawiecki do tematu nie wraca. Porzucił go, tak jak nieudany program Mieszkanie Plus, który z różnych przyczyn upadł" - pisałem w "DP".
Węgla miało nie być, rząd wziął się późno do roboty, dając większe uprawnienia samorządom jesienią - i zadanie wykonał. Nikt nie zamarzł, a tym straszyła też rosyjska propaganda w reakcji na wdrożone sankcje. Wielu publicystów - od prawa do lewa - przesądzało, że zima będzie okresem próby dla rządu Morawieckiego i jeśli gabinet Zjednoczonej Prawicy nie poradzi sobie z węglem, to PiS z kretesem przegra wybory. Skoro tak, to ta wizja została dalece odsunięta w czasie. Coraz bardziej nieprawdopodobny staje się ponadto scenariusz galopującej inflacji na poziomie 20 proc. W styczniu i lutym czekają nas jeszcze wzrosty, ale nie można nie docenić grudniowego pomiaru - mimo braku podwyżek stóp procentowych, które to działanie było i jest krytykowane przez liberalnych ekspertów jako proinflacyjne.
Czy nowelizacja ustawy o SN oznacza koniec reformowania sądownictwa? Przynajmniej do jesiennych wyborów. A skoro udało się przeforsować projekt w Sejmie w obecnym układzie sił i tak niesprzyjających okolicznościach, to po jesiennych wyborach naprawdę wszystko jest możliwe, włącznie z nielogicznymi na teraz układankami koalicyjnymi. Teraz piłeczka jest po stronie prezydenta Andrzeja Dudy, a później Brukseli.
"Jeśli inflacja zacznie spadać, w każdym domu znajdzie się węgiel, a strumień miliardów zabezpieczy Polaków w trakcie kryzysu – to Platforma Obywatelska będzie musiała poczekać jeszcze cztery lata na powrót do władzy" - jeszcze jeden cytat z podsumowania okresu rządów Morawieckiego sprzed paru tygodni. Na razie moja prognoza się sprawdza.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka