Siatkarska parodia

Siatkarze nie przyszli do prezydenta Kaczyńskiego. Pytam się - co z tego? Odznaczenia  w imieniu głowy państwa dzisiaj wręczył Tusk. Wczoraj chłopaki z drużyny uczestniczyli w programach Lisa, Olejnik, Morozowskiego i Sekielskiego. Pojawia się jedno pytanie - czy sprawa "olania" Lecha Kaczyńskiego miała podtekst faktycznie polityczny?

Łukasz Warzecha pisze wprost o chamstwie. Unikałbym tego wyrażenia, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wizytę odwołali nie zawodnicy, a Polski Związek Piłki Siatkowej. Kancelaria Prezydenta dowiedziała się o tym dopiero z konferencji ministra Drzewieckiego. Stanisław Janecki w programie  "Polskiego Radia" sugeruje, że na decyzję związku wpływ miał właśnie minister sportu. Na ile to jest prawda, tego nie wiemy. 

Oprócz cyrku w wykonaniu partyjnych pałkarzy, którzy przekrzykiwali się w głupocie - a to, że siatkarze wiedzą kogo szanować (w domyśle Tuska), zaraz potem o nieudanym wyścigu Kaczyńskiego (który, nota bene, odpuścił i nie uczestniczy w parodii, jak to miało miejsce z krzesłami podczas szczytu unijnego w grudniu). Oliwa zawsze sprawiedliwa, to i niech zajmą się śmieszną wpadką premiera. Donald Tusk zrobił z siatkarzy nieboszczyków, wręczając im medale w futerale, zamiast przypiąć na piersi. Premier widocznie nie zna protokołu odznaczania Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski. W każdym razie, gdyby taką gafę popełnił Kaczyński, niektórzy podawaliby godziny, minuty i sekundy do końca kadencji obecnej głowy państwa. 

Z siatkarzy jestem tak czy owak dumny, bo na Mistrzostwach Europy pokazali olbrzymią klasę i umiejętności. Takowej brakuje u urzędników PZPS. Zaraz usłyszymy, że sukces z niedzieli to też zasługa premiera. 

PS. Dzisiaj też - Bitwa o Katyń. Dużo istotniejsza, aniżeli upolitycznienie sukcesu siatkarzy.