Nadeszło lato 1941 roku. Jakże było ono piękne i pogodne. Miejskie ulice i parki wyładniały, pachniały zielenią, kwiatami i świeżością. Chciało się żyć. Byłam młoda i marzyłam o szczęściu, radości. Serce jednak ściskał bolesny kurcz, gdy przypominał mi się mój chłopak. Ale czas goi rany i ja również pomału zapominałam o nim, zacierały się w pamięci rysy jego twarzy. Musiałam o nim mniej myśleć, mniej tęsknić.
Jakieś odrodzenie odczuwałam nie tylko ja. Coś się zmieniło, było jakby inaczej. Nawet materialnie poprawiło się odrobinę. Sklepy przestały świecić pustkami. Kolejki skróciły się nieco, ale nie znikły. Tak mało potrzebowaliśmy, by nareszcie poczuć się ludźmi. Bardzo dobrze pamiętam niedzielne popołudnia. Deptak w centrum miasta zapełniał się ludźmi, przeważnie młodzieżą.
Spacerowaliśmy, wszędzie słychać było śmiech. Cieszyliśmy się życiem. Było mi w tym czasie dobrze, czułam się bezpieczna. Dwa kina - mieszczące się na tej samej ulicy - zapełniały się widzami. W tym czasie wyświetlano amerykański film pod tytułem „Wielki walc”, o życiu i twórczości Johanna Straussa, z piękną muzyką. Pierwszy raz oglądałam nie rosyjski film. Zresztą jego oglądalność była ogromna, zwłaszcza, że bilety nie były drogie. Ja oglądałam go kilka razy i za każdym razem wydawał mi się ciekawszy. Byłam oczarowana, zachwycona. Zapominałam o szarości życia. Troski odchodziły, zło przestawało się liczyć. Młodość brała górę nad nieciekawą prozą życia.
Snułam różne plany na przyszłość. Jesienią zamierzałam studiować, ale niestety nie sądzone mi było zostać nauczycielką, o czym zawsze marzyłam. Bo oto naraz, niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba wybuchła nowa wojna. Sojusznik Stalina - Adolf Hitler - złamał wszystkie pakty pisane i niepisane bez wypowiedzenia wojny przekraczając granice ZSRR. Zostaliśmy zdradzeni i oszukani, a Stalin zawiódł się na Hitlerze ogromnie.
Nie pomogła żywność odbierana od ust własnemu narodowi, nie pomogły nie kończące się transporty z ropą naftową, węglem i innymi dobrami. Tak się złożyło, że mieszkaliśmy w pobliżu torów kolejowych i musieliśmy patrzeć na długie pociągi ciągnące na zachód cysterny z ropą, białe chłodnie z mięsem, masłem, wagony z żywym bydłem i Bóg jeden wiedział czym jeszcze! I nic to nie pomogło. Stalinowi pozostał tylko własny naród, którego on niestety nie rozpieszczał.
Wojska hitlerowskie prawie bez walki zajmowały coraz to nowe terytoria ZSRR. Nie mogłam zrozumieć dlaczego wojska sowieckie bez boju, bez walki cofały się w popłochu? Tyle lat wpajano dzieciom, młodzieży, a nawet dorosłym, że Armia Radziecka jest silna, niezwyciężona i nikt jej nie pokona. Zrozumiałam, że był to tylko mit, bajki dla małych dzieci. Nagle wszystko runęło jak domek z kart.
Czułam się oszukana, bo naprawdę wierzyłam propagandzie w tym względzie. Przecież Rosja wygrała wojnę z Polską, Finlandia również okazała się słabsza. Ale czy tak rzeczywiście było? Dopiero ojciec wytłumaczył mi, że w wojsku sowieckim brak dowódców i strategów, bo zostali wymordowani w czasie największej czystki w latach 1936-38, że Stalin musi szkolić nowe kadry oficerskie, jeżeli chce zwyciężać, jeśli chce liczyć się na świecie.
Przed wkroczeniem wojsk hitlerowskich do Połtawy przeżyliśmy straszliwy nalot. Kilka razy w ciągu nocy nadlatywały bombowce i siały wokół zniszczenie. Najbardziej ucierpiał dworzec kolejowy i większe zakłady przemysłowe. Znowu ginęli niewinni ludzie. Ze zgrozą patrzyłam na płonące miasto, które pokochałam i zrozumiałam, że nie wolno nam marzyć, planować coś naprzód, bo znajdzie się ktoś taki, kto szybko ukróci nasze nadzieje.
W dziwnych czasach upływało moje dzieciństwo i młodość. Co za los? Czy kiedyś jeszcze będę żyła jak człowiek?
Nazajutrz po bombardowaniu wkroczyły wojska niemieckie. Nie słyszałam żadnych odgłosów walki. To był ponury, deszczowy, jesienny dzień. Niemcy nie wkroczyli sami. Prowadzili ze sobą ogromne rzesze jeńców. Deszcz ze śniegiem oblepiał wycieńczone postacie, szkielety ludzkie. Umieszczono ich na wielkim placu, na którym przed wojną odbywały się uroczystości 1-szo majowe, albo obchody rocznicy Rewolucji Październikowej. Plac pośpiesznie ogrodzono drutem kolczastym, ale nikt nie pomyślał, żeby zbudować jakieś pomieszczenia dla ludzi. I tak zostało do końca.
Przeżyłam głód w 1933 roku, widziałam konających z głodu, ale widok mokrych, brudnych, leżących w błocie, konających z głodu i zimna był nie do zniesienia. Nie potrafię tego opisać. Śnieg, marznące błoto, a w tym błocie ludzie pokurczeni jak robactwo. Na czterech rogach placu stanęły wieżyczki wartownicze, a na nich w dzień i w nocy Niemcy pełnili warty.
Jeżeli któryś z jeńców miał jeszcze siłę, odwagę i próbował zbliżyć się do ogrodzenia to natychmiast zostawał rozstrzelany. Staraliśmy się ulżyć tym biedakom, ale było to prawie niemożliwe. Niektórzy rzucali kawałki chleba przez ogrodzenie. Wygłodzeni więźniowie rzucali się na chleb. Powstawała kotłowanina, bo jeden drugiemu wyrywał jedzenie z rąk, a wartownicy tylko na to czekali. Po serii wystrzałów wszystko cichło, a kawałki chleba mieszały się z błotem i krwią. Tak to się przeważnie kończyło.
Ci, którzy najbardziej walczyli o chleb już go nie potrzebowali, a następni woleli już nie ryzykować. Oni wciąż jeszcze bali się śmierci.
Autorka Kim jestem? Polką, ur. 1921 r., żyjącą do 1945 r. na terenie ZSRR. Przeżyłam głód, czystki, zesłania, II wojnę i PRL. Teraz chcę o tym opowiedzieć, bo pamięć jest najważniejsza. Elektroniczną wersję pamiętnika prowadzi mój wnuk. Wszystkie zapiski pamiętnika zrobione zostały ręcznie, w szkolnych zeszytach. On je przepisuje.
Redaktor Całość strony redaguje ja, od autorki pochodzi jeno tekst. Wspomnienia będę umieszczał w częściach co dwa dni, czasami może codziennie. Księga pierwsza ma ok. 100 stron A4, więc jest co dzielić. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania do Zofii Pawłowskiej to proszę śmiało pytać, postaram się uzyskać na nie odpowiedź. Aktualny kontakt e-mail (wnuk): jediloop@tlen.pl
Spis treści: - Wstęp - 1.1 - Piękne Podole i komunizm - 1.2 - Arużje jest? - pierwsze tortury - 2.1 - Rozkułaczanie - 2.2 - Zabili konie - 3.1 - Pani nie przyszła na lekcje - 3.2 - Msza pożegnalna - 3.3 - Rabunek do ostatniego ziarnka - 3.4 - Kot przy zamkniętej komórce - 4.1 - Ojciec ucieka - 4.2 - Rok 1933 - 4.3 - Głód - 4.4 - Śmierć (i życie) w mieście - 5.1 - Pora żniw - 5.2 - Orszak pogrzebowy - 5.3 - Dlaczego ocalałam? - 5.4 - Ojciec wraca - 6.1 - Błogosławieństwo pracy - 6.2 - Portret Pawlika Morozowa - 7.1 - Zepchani do bydlęcych wagonów - 7.2 - Ognisko w cerkwii - 7.3 - Nowy "dom" - 7.4 - Szukając szkoły - 7.5 - Nowa zabawka - 8.1 - Wiosenna odwilż - 8.2 - Kolejna ucieczka - 8.3 - Mijając wymarłe wsie - 8.4 - Pociągiem do Połtawy - 9.1 - Machina terroru - 9.2 - Duch pod oknem - 9.3 - Umrzeć aby życ - 10.1 - Znowu chce się żyć! - 10.2 - Wrzesień 1939 roku - 10.3 - Niewłaściwa narodowość - 11.1 - Bombowce nad miastem - 11.2 - Pakunki z chlebem - 11.3 - W niemieckiej niewoli - 11.4 - Na rodzinnej ziemi - 12.1 - Śmierć z honorem - 12.2 - Wracają "swoi", a z nimi strach - 12.3 - "Dobrowolne" zesłania - 12.4 - Pociąg z polskim wojskiem - 12.5 - W wojsku "polskim" - 13.1 - Końce i początki - 13.2 - Powroty - Epilog ... - Stare zdjęcia ... - Interludium
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura