tiaotiao tiaotiao
18
BLOG

Właściwe spojrzenie na Trumpa

tiaotiao tiaotiao Polityka Obserwuj notkę 0
Wyjątkowy czas. Właściwsze jest teraz poszukiwanie odpowiedniej perspektywy, niż prostych odpowiedzi.

Od zawsze chodziłem do okulistów, którzy przepisywali mi okulary o odpowiedniej mocy, wyrażanej w dioptriach. Próbowano zapewnić mi jak najlepszy „komfort widzenia”, dopisując kolejne jednostki. Rzeczywiście, zwłaszcza w ostatnich latach, widziałem coraz większą różnicę pomiędzy patrzeniem przez okulary i bez nich. Przez szkła byłem w stanie dostrzec migające na wietrze poszczególne listki na gałęziach, podczas gdy bez nich widziałem tylko kształty drzew.

Ostatnio jednak zaczęło mi to doskwierać. Mój świat widziany przez okulary stał się zbyt dokładny, zbyt szczegółowy, nazbyt opisywalny. Był jakby animowany. Wyłaniające się przez siebie detale gałęzi i liści zaczęły przesłaniać i zagłuszać niewątpliwy fakt, że patrzyłem na drzewa. W dostrzeganiu samych szczegółów gubił się ogół i całokształt, a ja pozostawałem z bólem głowy, nasilającym się wraz z nadmiarem bodźców. By odpocząć zdejmowałem okulary, dzięki czemu kakofonia ustawała, ból głowy ustępował, ale w zamian nie widziałem nic i zostawałem z pustką. I tak źle, i tak nie dobrze.

Któregoś razu wpadły mi w ręce moje stare okulary, sprzed wielu, wielu lat. Na podstawie zdjęć ze starych legitymacji szkolnych mogę dokładnie określić, że nosiłem je gdy byłem w trzeciej klasie liceum. Siedemnaście lat, 1998 rok. Zacząłem nosić te mniej-więcej o połowę słabsze szkła. Gdzieś zgubiła się precyzja spojrzenia, zamazały się detale, w dal popłynęły obietnice okulistów o „komforcie widzenia”. Najważniejszym efektem jednakże stało się to, że zacząłem znowu z pełną swobodą dostrzegać drzewa.

Ból głowy minął. Okazało się, że nadmiar szczegółów przesłaniał mi ogólny widok świata, co mnie ustawicznie coraz bardziej frustrowało, sprawiało że czułem się coraz mniej pewnie. Zatracałem też pewność siebie co do kierunków, w jakie powinienem kierować swoje myśli. Myślę, że na tym etapie mogę sobie pozwolić na taką metaforę. Kto mnie zna, ten rozumie, że piszę o polityce.

Tutaj jednak najpierw o mediach, bo to one tak bardzo mylą nasze oczy. Robią to prędkością następujących po sobie wydarzeń, opisów, komentarzy. Zupełnie inaczej, niż kiedyś, kiedy to przesyłały swoje przekazy wyłącznie przez drukowane gazety i wieczorne wydania programów informacyjnych. Także inaczej, niż dedykowane tylko wiadomościom kanały telewizyjne. Nawet internetowe portale informacyjne, „nadające” przecież całą dobę, to była zupełnie inna epoka, niż teraz.

Dziś mamy Iksa, dostarczającego odpowiednio spreparowaną papkę informacyjną, której główną funkcją jest skupienie na sobie uwagi przez jak najdłuższy czas. Portale X, Youtube, czy Facebook, mają nam dostarczyć najodpowiedniejsze detale otaczającej nas rzeczywistości informacyjnej, przygotowane indywidualnie pod każdego z nas. To jest bardzo ciekawe. Musi być. Zostało skrojone przez algorytm stworzony do tego, by odnaleźć jak najbardziej interesujące nas aspekty tej rzeczywistości, byśmy zaczęli się w nie coraz mocniej wgłębiać.

Tak się wpada w bańki. Dzieje się to na wielu poziomach. Nawet nie mam na myśli tych wielkich baniek-matek, jak Dem-Rep, czy PO-PiS. Mam na myśli nie bańki, raczej pęcherzyki poszczególnych zainteresowań, punktów widzenia, odniesień. Coraz więcej detali, coraz większe przybliżenie, czyli oddalenie się od całości, zgubienie dystansu.

Zmienił się ponadto sposób odbioru informacji. Dawno temu (w perspektywie dzisiejszych rozważań) przekaźnikiem informacji był druk na papierze. Potem doszedł coraz dłuższy przekaz audio i audio-wideo, ale że był skierowany do ogółu, to zawsze był mniej lub bardziej toporny. Musiał być. Dzisiaj, dzięki technologii, przekaz jest bardzo lotny. Mamy do dyspozycji krótkie filmiki, długie dokumenty, podcasty, memy, screenshoty, tagi, oraz jak dawniej dłuższe i krótsze teksty.

Częściej jednak krótsze, albo wręcz ich brak. Czy pamiętacie państwo o czasach, gdy tweety się czytało? Przecież to było ledwie wczoraj. W którymś momencie przestało być możliwym przescrolowanie tweetera bez słuchawek, na przykład w restauracji w oczekiwaniu na lunch. Jest tak wiele szalenie interesujących fragmentów konferencji, czy wywiadów. Do tego przyciętych osobiście przez najwyżej przeze mnie cenionych komentatorów, z ich personalnych kont. Jest dla mnie szczerze ważnym wysłuchanie przygotowanych przez nich materiałów, zwłaszcza że coraz częściej „znam się” z nimi, przez wymiany zdań w komentarzach, czy wzajemne obserwowanie się i podawanie dalej. To odpala dodatkowy, bardzo silny buster zaangażowania osobistego.

Wszystkie nowe formy odbioru informacji działają na utrzymanie naszej uwagi przez jak najdłuższy czas. Odkąd zauważono potencjał w szerzeniu informacji za pomocą podcastów rozprowadzanych algorytmem śledzącym wąskie zainteresowania, świat się niezwykle wyobcował. Zbiegło się to z pandemią, z czasem rozłąki, z czasem przeniesienia naszych żyć do internetu, zamknięcia ich za maseczkami, zza których mimika twarzy nie wychodziła, żarty się nie udawały. Maseczki sprawiły, że pani w sklepie stała się gburowata, a pan na stacji benzynowej zupełnie obcy. To właśnie wtedy pojawiło się o wiele więcej osób ze słuchawkami na uszach w centrach handlowych i na ulicach. Czy to możliwe, że tak przybyło nam audiofilów, namiętnie słuchających muzyki dosłownie gdzie popadnie? Wątpię. Ja sam, gdy mam do zrobienia jakąś prostą pracę przy domu, lub w garażu, też zakładam słuchawki, bo jest to doskonała okazja do wysłuchania któregoś z oczekujących w mojej kolejce podcastów. Też tak państwo macie? Czy kiedykolwiek wcześniej tak trafnie przygotowane informacje wchodziły nam do głów z tak bliska i dosłownie w każdej dostępnej chwili?

Z odosobnienia maseczkowego wyszliśmy pooblepiani spreparowanymi pod siebie informacjami, jak w zbroi. Bezpieczni w środku, ale przez ciężką skorupę niezdolni do jakiegokolwiek większego ruchu. Czujemy się w swoim stalowym pęcherzyku mądrzejsi od wszystkich dookoła, bo tylko własne argumenty umiemy właściwie nazwać i zrozumieć. W słuchawkach na uszach lub w spojrzeniu zapatrzonym w ekran jesteśmy jednym z nieomylnych zombie informacyjnych, widzących zawsze mniej lub bardziej wąski obrazek. Mamy czas tak pozaklejany myślami zaproponowanymi przez algorytmy, że brakuje go już na własne przemyślenia. Bazujemy tylko na opinii innych. Nasze myśli to aprobaty lub dezaprobaty schematów z naszego pęcherzyka. Każdy z nas skupił się na kilku furgoczących na wietrze listkach, na jednej z gałęzi. Mało kto widzi drzewo.

Tak przygotowani do życia nijak możemy się mierzyć z prawdziwymi wyzwaniami, niezapowiedzianymi zwrotami, przewrotami w myśleniu. Jesteśmy w swej masie głupi, bo od jakiegoś czasu silnie ogłupiani. Nie przesądzam, czy to masowe ogłupianie było jakkolwiek kierunkowane. Dopuszczam myśl, że było żywiołem. Tak czy inaczej było to i jest prawdziwe.

Być może cierpliwość Państwa właśnie się wyczerpuje, bo gdzie zapowiedziane w tytule jakieś spojrzenie na Trumpa? Jesteśmy blisko. Nasze miękkie podbrzusze na zmiany zostało już omówione. Teraz wystarczy podstawić odpowiednie dane.

W ciągu pierwszych sześciu tygodni swojej prezydentury Donald Trump wyrzucił politykę amerykańską z utartych, opisanych i nazwanych kolein. Zrobił to w Meksyku, Gazie, Grenlandii, Kanadzie, Ukrainie, Panamie, Unii Europejskiej, i może przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście, że można przyglądać się każdemu z powyższych procesów. To wszystko są bardzo ciekawe zmiany. Nowatorskie podejście Trumpa zaskakuje. Czasem pozytywnie, czasem negatywnie. Jednakże prędkość działania nowego Prezydenta USA, jednoczesność akcji na wielu teatrach, a przede wszystkim nietuzinkowość ruchów Donalda Trumpa sprawiają, że nie można ich opisywać, tak jak byliśmy do tego przyzwyczajeni dotychczas. Sposób prowadzenia polityki przez Donalda Trumpa jest tak bardzo inny niż te, do których przywykliśmy, że koniecznie musimy zmienić dotychczasową optykę. Należy założyć słabsze okulary, znaleźć jakieś wzgórze i spróbować ogarnąć wzrokiem nie tylko drzewo, ale cały las.

Na dziś nie można tego powiedzieć na pewno, ale można przypuszczać, że wszystkie ośrodki komentujące wydarzenia międzynarodowe są albo na tyle poważne, że na razie są bardzo ostrożne co do ocen i perspektyw, albo są tak nastawione na ilość kliknięć, odsłon i innych interakcji, że piszą na gorąco, zwyczajnie zgadując. Oczywiście tych drugich jest o wiele więcej. To bardzo nietypowy czas dla nas, śledzących media, politykę i świat. To czas, w którym najlepsze, co możemy zrobić, to przejrzeć poranne suche wiadomości i wyjść na spacer z psem. Pomyśleć samodzielnie i spróbować coś z tych wieści poskładać. Samodzielnie.

To jest bardzo wyjątkowy czas. Do jego opisu należy ująć mechanizmów pojęciowych, które się dopiero uknują w przyszłości. Dzisiaj nikt nam ich nie poda. To nie jest tak, że nie potrafimy tego nazwać, bo Donald Trump jest tak przebiegłym szachistą, że zaplanował nowatorską metodę gry i my jej jeszcze nie rozumiemy. Raczej chodzi o to, że ilość, prędkość wprowadzania i głębokość zmian to tak wysokie wartości, że nie sposób obecnie przewidzieć jakie będą ich konsekwencje w pierwszym kroku. Co dopiero mówić o następnych. Jak zatem przewidywać te długodystansowe…

Idzie nowe. To jedno jest pewne. Czy idzie dobre, czy idzie złe… okaże się. Żadne krzyki ani nie pomogą, ani nic nie zmienią. Natomiast ogląd z dystansu, przez słabsze okulary pozwoli przynajmniej zrozumieć, co się dzieje.


tiaotiao
O mnie tiaotiao

Ojciec trójki dzieci, mąż, przedsiębiorca. Na co dzień posługuję się kilkoma językami. Takie mam zajęcie, że muszę dogadywać się z różnymi ludźmi; a żeby się interesy udawały, musiałem nauczyć się rozumieć różne punkty widzenia. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka