Jak widać, dzisiaj jest niedziela, a więc będzie bardziej rozrywkowo. Chociaż, kto wie, może lepiej nie żartować...
Do podjęcia tego tematu skłonił mnie artykuł Michała Szułdrzyńskiego w ostatnim PlusieMinusie, zatytułowany "Suma wszystkich strachów". Przytoczę cytat z tego artykułu: "Nie pamiętam, by kiedykolwiek za mojego życia, a już na pewno nie po 1989 r. atmosfera schyłku, końca i nadciągającej katastrofy była tak powszechna...- opiniotwórcza prasa pełna jest artykułów, których tytuły wprost nawiązują do końca naszego świata" (podkr moje).
Kolejny artykuł w tym numerze "Rzplitej", zatytułowany "Opowiedzieć koniec", omawia najnowsze dzieła literackie opisujące sytuacje i stany katastroficzne. Sam w czasie urlopu "nadziałem się" na jedno z takich dzieł - autora pominę - pod tytułem "Blask", pokazujący katastrofę Polski pod rządami jakiegoś ugrupowania i ludzi, przypominających obecnie rządzących naszym krajem. Z trudem dotarłem do jego końca, zresztą optymistycznego - bo wróciło "dawne" - i wrzuciłem je do kosza (prawie 50 zł.!), pierwszy raz w życiu... Pozostałe z omawianych dzieł nie dotyczą Polski - z wyjątkiem "Żywego ducha" J. Pilcha - i opisują m.in. ów dramatyczny koniec, w różnych miejscach i momentach historii. Książka Pilcha także go opisuje ale w sposób bardziej "osobisty".
Nie wykluczam, że potencjalni Czytelnicy mojej notki także wpadli na jakieś podobne publikacje i podlegają podobnym "klimatom" i nastrojom. Do nich ją kieruję i to raczej w duchu uspokajającym. W moim dość długim życiu przeżyłem, mniej lub bardziej świadomie, dwie albo trzy wojny izraelsko-arabskie, kryzys berliński i kryzys kubański (karaibski), najazd państw "naszego obozu" na Czechosłowację, Grudzień 1970, narodziny Solidarności i atak na ten Ruch-Związek (wejdą - nie wejdą?) kilku dywizji wojska i milicji, rozpad tzw. obozu socjalistycznego i samego "Imperium Zła", interwencje USA w Azji oraz na Bliskim i Środkowym Wschodzie, wojny i rewolucje "arabskie", no i rozmaite "rozróby" Federacji Rosyjskiej na jej granicach.
Kilka razy poważnie się bałem, ostatni raz właśnie po tych "rozróbach" na granicach rosyjsko-ukraińskich i jakoś ten strach się we mnie "czai". Ale, na szczęście, świat jeszcze całkiem nie zwariował i nawet, wydawałoby się, z nieprzewidywalnego i groźnego Putina powoli "wychodzi powietrze". Zresztą, pojawił mu się równie, a może bardziej, nieprzewidywalny partner, Donald Trump. A taka cecha bywa w polityce, głównie międzynarodowej, zaletą...
W każdym razie nie wydaje mi się, by takie "podmioty", takie państwa, które byłyby w stanie rozpocząć działania zmierzające do "końca Świata" (tego "ziemskiego") - tzn. USA, Chiny, Rosja - nie są, przynajmniej na razie, zainteresowane robieniem tego końca. Więc jako inteligent chłopskiego pochodzenia apeluję do moich Czytelników o zachowanie "Zdrowego, Chłopskiego Rozsądku" i nieuleganie panice, wywoływanej przez histerycznych inteligentów lub pół-inteligentów (tzw. celebrytów).
Na razie nie będzie końca Świata! Będziemy (będziecie) musieli jeszcze długo się pomęczyć...
Inne tematy w dziale Rozmaitości