Miejsce akcji: park miejski.
Osoby (i nie tylko) dramatu: ja, starszy mężczyzna z staromodnym płaszczu w jodełkę, gołębie, wróble i mazurki.
Czas akcji: byle kiedy, choćby dziś.
Zobaczyłem z daleka tę ujmująca scenę, w której starszy mężczyzna karmił ptaki. Te nieomal jadły mu z ręki. Miałem pół godziny do umówionego spotkania, coś z tymi bezpańskimi minutami trzeba było zrobić, jakoś je zmarnować. Dosiadłem się więc do mężczyzny karmiącego ptaki, z planem, by przez te niepotrzebne, czy wręcz zbędne minuty, popatrzeć na czyniącego dobo człowieka. Takie sceny zawsze podnoszą mnie na duchu. Poza tym ptaki mają w sobie dużo energii, gdy się na nie patrzy można część tej energii pozyskać i wykorzystać przy sposobności – na przykład podczas rozmowy z przyszłym pracodawcą. „Przyda mi się trochę energii – myślałem - przed spotkaniem, które czeka mnie o czternastej”. I wtedy się zorientowałem.
- Boże, czym pan je karmi?! – bardziej wyraziłem oburzenie, niż zapytałem.
Ale on uznał za konieczne mi odpowiedzieć.
- Plasteliną.
- Pan oszalał?! – zagrzmiałem. – Ptaków nie karmi się plasteliną?
- Nie? – zdumiał się. – A czym się je karmi?
- No, ziarnem, chlebem…
Pokręcił głową.
- Od lat karmię ptaki plasteliną i nie zauważyłem, by były niezadowolone, powiem więcej: zawsze wyglądają na zachwycone. Proszę zobaczyć jak się do mnie garną…
Ptaki faktycznie garnęły się do niego jak świnie do żłobu albo politycy do władzy.
- Ale pan je oszukuje? – zaprotestowałem.
Argument, przyznaje, okazał się łatwy do zbicia.
- Gdzie oszukuję?! – obruszył się. – Nawet do nich mówię wierszem: chodźcie kochane ptaszyny, dam wam plasteliny.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- Pan faktycznie myśli, że one lubią plastelinę… - stwierdziłem.
- Mam na to koronny dowód – on na to. – Ile bym jej nie wziął, wszystko zeżrą.
- Ale one się tym mogą zatruć? – zwróciłem uwagę.
- Nigdy nie widziałem, żeby któryś z ptaków się zatruł moją plasteliną… - tłumaczył.
- Może odlatują i pan tego nie widzi…? – drążyłem.
Uśmiechnął się z pobłażaniem.
- Sugeruje pan, że ptaki są miłe i nie chcąc mi sprawiać przykrości po zjedzeniu mojej plasteliny odlatują, by umrzeć gdzieś w samotności…? – ironizował.
Wszystko zrozumiałem: nie uda mi się go przekonać, że źle robi.
- A pan próbował kiedyś zjeść plastelinę? – spytałem.
- A co to, ja ptak jestem? – zaśmiał się.
Przyszedł czas na ostateczny atak:
- Plastelina nie jest naturalnym produktem…
Wszedł mi w zdanie:
- Jak nie jest? Jest jak najbardziej naturalna! Plastelina to wazelina zmieszana z węglanem wapnia czyli kredą i kwasami tłuszczowymi. Nie dość, że to same naturalne składniki, to przy tym zupełnie nietoksyczne! Parówki z Biedronki przy mojej plastelinie to sama chemia!
- Niech panu będzie, ale nie ma wartości odżywczych?
- Może i nie ma, ale na pewno jest smaczna… - powiedział i rzucił ptakom kolejną garść plastelinowych kulek, jakie zdążył utoczył podczas rozmowy ze mną. Gołębie gruchały radośnie zajadając się większymi kawałkami plasteliny, a wróble i mazurki wyrywały sobie mniejsze kuleczki.
- To jest oszukaństwo! – zapiszczałem.
Spoważniał.
- Nie oszukałem ani tych ptaków, ani pana. Od razu przyznałem, że to jest plastelina. Gdzie tu jest oszukaństwo?
Zamilkłem. Skorzystał z okazji i on zaatakował.
- A pan to taki niby dobry jest, wielbiciel ptaków…?! - zaczął. - I przyszedł do parku, żeby mnie strofować, ale samemu to nawet ziarenka słonecznika nie ma, ani chleba, czy choćby plasteliny… Ciężko było coś przynieść?!
Za[padałem się w sobie.
„Co mnie podkusiło, żeby się dosiadać?”- ganiłem się w myślach
- …ale czepiać się innych, to pan potrafi!
Głupio mi się zrobiło.
Popatrzyłem na niego błagalnie.
- Da pan kawałek tej plasteliny? – poprosiłem.
- Proszę – podał mi spory kawałek. – Niech pan ogrzeje w ręce, trochę pomiętoli, to zmięknie, wtedy lepiej się robi kulki…
- Skąd pan ją ma? – spytałem miętoląc.
- Wnukowi zabrałem… On i tak nie używa, cały czas przy komputerze… A ptaki głodne, lepiej im dać zjeść, niż wyrzucić.
Sypnąłem plastelinowych kulek ptakom a te, w dowód wdzięczności narobiły mi na rękaw.
Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo